Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walki bokserskie, które porywały tysiące

Tomasz Targański
We wrześniu oczy świata będą zwrócone na Wrocław. Tomasz Adamek zmierzy się z jednym z braci Kliczków. O najsłynniejszych walkach bokserskich mistrzów staczanych na stadionach świata - pisze Tomasz Targański,

Wrześniowa walka Tomasza Adamka z którymś z braci Kliczków będzie historycznym wydarzeniem z paru powodów: będzie pierwszym w dziejach pojedynkiem o mistrzostwo świata kategorii ciężkiej, który odbędzie się w Polsce, po drugie będzie to pierwsza walka o mistrzostwo świata, którą zawodnicy stoczą na polskim stadionie.

Propozycja walki na stadionie piłkarskim sama w sobie jest nobilitacją. Boks od zawsze był i pozostał starciem wielkich osobowości. Coś więcej poza umiejętnościami musi bowiem ściągnąć kilkadziesiąt tysięcy ludzi na trybuny.

W upalny wieczór 8 czerwca 1933 roku naprzeciw siebie stanęli Max Baer i Max Schmeling. Żaden z nich nie był wówczas mistrzem świata, a obserwowało ich 65 tys. kibiców. Tego dnia reprezentowali coś więcej niż samych siebie. Max Baer był dotychczas znany jako błazen i dandys. Teraz wszedł do ringu ze śmiertelnie poważną miną. Na czarnych spodenkach widniała sześcioramienna gwiazda Dawida - Baer był z pochodzenia Żydem. Parę miesięcy wcześniej w Niemczech do władzy doszła odwołująca się do antysemickich haseł partia nazistowska. Schmeling był zaś postrzegany jako narzędzie w rękach Hitlera.

Kibice na stadionie postrzegali walkę dość jednoznacznie: jako walkę dobra ze złem. Baer powiedział prasie, że uderzy tak mocno, że "wszystkich Niemców rozboli głowa, włącznie z Hitlerem". Nie były to czcze pogróżki, Schmeling nie mógł mu sprostać. Sędzia przerwał więc walkę w 10. rundzie. 65 tys. kibiców oszalało z radości.

Stadion Jankesów był także miejscem, gdzie rozegrały się najbardziej zmitologizowane walki w historii tej dyscypliny. Mowa o dwóch starciach Joe Louisa i Maxa Schmelinga. Pierwsza walka rozegrała się 19 czerwca 1936 r. Media od razu przedstawiły ich walkę jako konfrontację amerykańskiej wolności i hitlerowskiego totalitaryzmu. Choć faworytem wielotysięcznej publiczności był Louis, ten 22-latek okazał się jeszcze nieprzygotowany na starcie z doświadczonym Niemcem (był mistrzem Europy i świata) i został znokautowany w 12. rundzie. Stadion w sercu Bronxu zamarł. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi opuściło go w ciszy. Schmeling powiedział, że wygrał, czując poparcie "całego narodu niemieckiego i jego Führera". Należy mu jednak oddać sprawiedliwość: nigdy nie był członkiem NSDAP, nie popierał nienawiści do Żydów, miał nawet menedżera żydowskiego pochodzenia.

Rewanż miał miejsce dwa lata później. Aktorzy i sceneria byli ci sami. Atmosfera była jednak jeszcze bardziej gorąca. Hitlerowcy właśnie dokonali anschlussu Austrii i objawili się jako coraz większe zagrożenie. 22 czerwca 1938r. na stadionie Jankesów zgromadziło się ponad 70 tys. kibiców. Dwie minuty i cztery sekundy pierwszej rundy wystarczyły Louisowi, aby znokautować swego arcyrywala.

Areną starcia między Joe Louisem a Maxem Schmelingiem był Stadion Jankesów. Zmagania dobra za złem obejrzało 70 tys. ludzi

W ciągu swej legendarnej kariery Muhammad Ali trzykrotnie walczył na otwartych stadionach. Za każdym razem na innym kontynencie. Po raz pierwszy stanął naprzeciw Henry'ego Coopera, a pojedynek obserwowało 35 tys. fanów na legendarnym Wembley.

Cooper, wywodzący się z klasy robotniczej zabijaka o wyglądzie stoczniowca, był ludowym bohaterem wyspiarzy. Ali był wschodzącą gwiazdą boksu. Spotkali się 18 czerwca 1963 roku. W czwartej rundzie Cooper trafił młodziana lewym sierpem i posadził go na deski. Ten lewy sierp pamiętają do dziś najstarsi Anglicy. Ostatecznie jednak Cooper przegrał przez TKO.

Drugą znaczącą walką, którą Ali rozegrał na stadionie, był pamiętny pojedynek z Georgem Foremanem w Zairze. Tym potężnym afrykańskim krajem rządził wówczas Mobutu Sese Seko, krwawy dyktator i kleptoman. Mistrzem był Foreman. Ali, któremu odebrano tytuł z powodów politycznych siedem lat wcześniej, był pretendentem. Miejscem walki była Kinszasa i jej stadion narodowy. Wcześniej ów stadion był więzieniem i miejscem kaźni. Mobutu zabijał na murawie zwykłych kryminalistów, ale także przeciwników politycznych. W powietrzu czuć było krew. 30 października 1974 roku 60 tys. Zairczyków przyszło dopingować Alego, który już wtedy traktowany był z czcią równą świętemu. Choć Foreman był młodszy i silniejszy, Ali zdominował pojedynek. Było to być może najlepsze osiem rund w jego wspaniałej karierze. W ósmym starciu szybka kombinacja lewy - prawy zakończyła walkę. Ze świętego Ali awansował na boga.

Największą publikę na stadionie w historii boksu zgromadził jednak walczący w kategorii lekkiej Meksykanin Julio Cesar Chavez. Jego znakiem rozpoznawczym był lewy sierp "na wątrobę". Publika uwielbiała go za serce, jakie pokazywał w ringu. Chavez inkasował trzy ciosy, aby wyprowadzić jeden. Systematycznie obijał przeciwnika przez parę rund tak, aż tamten nie miał ochoty wychodzić do następnego starcia.

W 1993 roku Chavez miał na koncie 82 walki. Wszystkie zakończył zwycięsko. Jego przeciwnikiem był Amerykanin Greg Haugen. Miejscem starcia był legendarny Stadion Azteca w Meksyku, mogący pomieścić nawet 130 tysięcy widzów. Haugen ściągnął na siebie nienawiść widzów, kiedy powiedział, że w całym kraju nie ma tylu Meksykanów, których będzie stać na kupienie biletu. 20 lutego 1993 roku został ustanowiony rekord frekwencji na meczu bokserskim: oglądać swojego idola przyszło 136 tysięcy ludzi. Ścisk był tak wielki, że droga z szatni do ringu zajęła pięściarzom niemal 15 minut. Haugen podgrzał atmosferę, idąc do ringu przy piosence "Born in the USA". Wytrzymał tylko pięć rund. Po walce Chavez powiedział, że Haugen "zasłużył na lanie", które mu sprawił.

Boks zawodowy zniknął z otwartych stadionów na kilkanaście lat. Z powrotem wprowadzili go tam bracia Kliczko oraz człowiek, który zaczynał karierę w kategorii muszej!

W ostatniej dekadzie żaden bokser nie elektryzował tak bardzo, jak Manny Pacquiao. Ten niewielki Filipińczyk jest dziś siedmiokrotnym mistrzem świata w siedmiu różnych kategoriach wagowych! Droga do sukcesu była jednak ciernista. Pacquiao wywodzi się ze slumsów. Jako dziecko sprzedawał na sztuki kradzione papierosy. Pierwszą zawodową walkę stoczył jako 16-latek i zarobił dolara! Oddał go matce, by kupiła ryż. Dziś jest multimilionerem. Nie zapomniał jednak o tych, którzy nie mieli tyle szczęścia. Na Filipinach prowadzi szkoły i stołówki dla biednych dzieci. W ubiegłym roku został wybrany do Kongresu Narodowego i poważnie myśli o prezydenturze. W rodzinnym kraju ma status półboga. Jego zwycięstwa w ringu są równie spektakularne. Zwykle zasypuje przeciwnika gradem oślepiająco szybkich ciosów. Decydujące uderzenie przychodzi znikąd.

W 2009 roku Pacquiao stał się tak wielki, że każda hala była dla niego zbyt mała. Stąd pomysł, by walczył na nowym stadionie drużyny futbolowej z Dallas. Cowboys Stadium dwukrotnie w 2010 roku oglądał, jak Manny niszczy przeciwników (w marcu był to Joshua Clottey, w listopadzie Antonio Margarito). Zgromadzona publiczność na każdym z pojedynków przekraczała 50 tysięcy ludzi. TARG

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska