Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dylematy wyborcy. Na kogo głosować, gdy nikt mi się nie podoba? Bo mamią i manipulują. Na żonę?

Arkadiusz Franas
Bardzo zazdroszczę mieszkańcom miasteczek i wsi. Dla nich te wybory samorządowe mają jakiś sens. Są prawdziwymi wyborami. Doskonale wiedzą, na kogo głosują. Większość kandydatów znają od dziecka. I mają pojęcie, kto pije, kto rozrabiał w przedszkolu i mu nie przeszło, kto w szkole ściągał i nadal nie stać go na samodzielność, a kto przedsiębiorczy.

A my, mieszczuchy, mamy zupełnie inaczej. Zdani jesteśmy na festiwale obietnic, zasłon dymnych i masowe opowiadanie bajek. Bo na przykład oglądam spot promocyjny jednego z kandydatów. Nazwiska i komitetu nie podaję, bo nie chcę być posądzony o włączenie się w kampanię.

Człowiek do tej pory kompletnie nikomu nieznany, a tu się okazuje, że to dzięki niemu mieliśmy Euro 2012, powstała autostradowa obwodnica Wrocławia czy wyremontowano dworzec. Połączone dokonania prezydentów Bogdana Zdrojewskiego i Rafała Dutkiewicza są niczym przy tym, co on zdziałał. Najprawdopodobniej w korporacji Niewidzialna Ręka, bo do tej pory nikt o nim nie słyszał, a znajomi oceniają go dość zdecydowanie: leń. Inny kandydat czy ten sam, bo już mi się mylą, częstował ludzi jabłkami. Czyli mam rozumieć, że w przyszłej radzie miasta zajmie się przetwórstwem owoców lub postawi na sadownictwo we Wrocławiu.

Ryzykowne posunięcie przy embargu Putina. Ten czy inny, jak wyżej, znowu częstował wrocławian gorącą kawą. Zamieniamy salę sesyjną rady w kawiarnię? To jest pomysł. Przez ostatnie dwie kadencje nasz miejski parlament, mający charakter maszynki do przegłosowywania pomysłów prezydenta, potrzebuje jakiejś przemiany. Mała czarna "U radnego" to może być bardziej opłacalny biznes niż stadion. Jak poselskie biuro podróży, które perfekcyjnie zorganizowali byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Tylko przy stoliku komisji kultury to ja bym postawił ze dwóch bramkarzy. Bo jak może Państwo słyszeli, na ostatnim w tej kadencji posiedzeniu tego jakże demokratycznego ciała jedna z radnych od szefa na pożegnanie usłyszała: sp...laj. Nie, nie spadaj... Grunt to kultura.

Inna natomiast kandydatka w ramach zachęcenia nas do głosowania chciała pochwalić się kolegą. I pokazała się na zdjęciu z piłkarzem, który Niemcom strzelił bramkę. Tylko okazało się, że futbolista doszedł do wniosku, że już nie jest kolegą pani kandydatki i poprosił od odcięcie swojej osoby z fotografii. Kandydatka musiała w albumie poszukać głębiej, kto jeszcze może być jej kolegą. Może tak kumpli szuka, bo wie, jak ludziom się nie podoba, że tak niedawno jeszcze wrogo nastawiona do prezydenta miasta osoba nagle stała się jego wielką polityczną miłością. Z wzajemnością. Zresztą prezydent Wrocławia to istny zaklinacz koni, jak Tom Booker - bohater powieści i filmu (grany przez Roberta Redforda) pod tym właśnie tytułem. Okiełznał nie tylko tę jedną kandydatkę, a tylu politycznych przeciwników, że Redford to małe miki ze swoimi dzikimi wierzchowcami.

To na kogo głosować? Mnie wychodzi, że na żonę. Bo ją znam. Trochę... Ale nie startuje. A nawet gdyby, to czy ja jestem o tym przekonany... Dobrze, że wybory są tajne. A poważnie? Czy ja jestem antyobywatelski i nakłaniam do pozostania niezdecydowanych w niedzielę w domu? Nie, nigdy nie nakłaniałem do takich czy innych wyborów. Tylko powoli brakuje mi argumentów. Antyobywatelscy są kandydaci. Nie są w stanie przekonać nas do pójścia do urn. Powiedzenie "idźcie głosować" to za mało. Niejeden 16 listopada odpowie: "Ale po co?". Kto wie, niech idzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska