Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Vaulin: Podwójne życie zabójcy wyklętych

Katarzyna Kaczorowska
Jerzy Vaulin zaczął nowe życie jako reżyser dokumentalista
Jerzy Vaulin zaczął nowe życie jako reżyser dokumentalista
Minęła 68. rocznica śmierci mjr. Antoniego Żubryda i jego żony Janiny. O ich zabójcy, dokumentaliście Jerzym Vaulinie, który w 1946 roku we Wrocławiu był studentem Politechniki, przypomnieli wszechpolacy i kibice Legii

Antoni Żubryd. Dowódca partyzanckiego oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, działającego w rejonie Sanoka. Przez historyków zajmujących się tragicznymi losami żołnierzy wyklętych porównywany do działającego na Podhalu Józefa Kurasia „Ognia”. 24 października 1946 roku został zamordowany wraz z żoną Janiną, będącą w ósmym miesiącu ciąży. Zginęli we wsi Malinówka, czekając na przerzucenie przez zieloną granicę do Austrii. Ich zabójca – ceniony i wielokrotnie nagradzany dokumentalista Jerzy Vaulin, dziennikarz, były żołnierz AK, współpracownik UB w latach 1946–1968, który jako agent dostał się do oddziału Żubryda – za to zabójstwo był sądzony dwukrotnie. W 1946 i 1999 roku. I dwukrotnie sprawę umorzono. Za pierwszym razem, uznając tłumaczenia podejrzanego, iż działał w obronie koniecznej. Za drugim, nie dopatrując się w tej zbrodni mordu na tle politycznym i kwalifikując go jako zabójstwo pospolite ulegające przedawnieniu. Kilka dni temu o Vaulinie przypomnieli jednak wszechpolacy i kibice warszawskiej Legii, którzy w 68. rocznicę poszli pod jego dom na Saskiej Kępie.
Łukasz Walczak, politolog i szef warszawskich struktur Młodzieży Wszechpolskiej, przyznaje, że chcieli rozmawiać z Jerzym Vaulinem, ale on tej rozmowy nie podjął. Rozdali więc sąsiadom przygotowane ulotki informujące o odpowiedzialności Jerzego Vaulina za zabójstwo żołnierza NSZ.

– Wiele osób go nie kojarzyło. Wiele było zbulwersowanych tym, czego się dowiedziały o nim. My wiemy, że wyrok sądu, który zapadł w 2002 roku, zamyka drogę prawną, ale on nigdy nie wyraził skruchy, a wręcz się chełpił zabójstwem. Przecież synowi majora Żubryda powiedział, że powinien się cieszyć, że mu zabił ojca, bo dostał od państwa odszkodowanie – mówi Łukasz Walczak, który dodaje, że ta akcja miała wymiar moralny i tylko tak należy ją traktować.

Wątpliwości bardzo duże co do sensu takich akcji ma Iwona Bartólewska (co do zasady jestem przeciwna – mówi), dokumentalist-ka, która o Vaulinie nakręciła film „List do syna...”. Producentem była Telewizja Polska. Ale wyemitowała go tylko raz, bo po procesie wytoczonym przez Jerzego Vaulina film objęto zakazem wyświetlania. Jego kanwą jest list, który w 1997 roku Vaulin napisał do Janusza Niemca, syna Żubryda, w którym przedstawił swoją wersję zabójstwa. W liście znalazły się m.in. słowa: „Nie czuję pokuty, jest to moje największe bojowe przeżycie, zakończone zwycięstwem”. Sąd podzielił argument adwokatów Vaulina, że prywatny list czytany w filmie przez adresata jest dziełem literackim i wymaga zgody autora na wykorzystanie, reżyserka zaś powinna była Vaulinowi zapłacić honorarium. Zakazu emisji, jakim objęto „List do syna...” w 2002 roku, nie zdjęto do tej pory. Rzecznik TVP Jacek Rakowiecki obiecał nam, że sprawę „półkow-nika” wyjaśni z działem prawnym.

– Po raz pierwszy zetknęłam się z Jerzym Vaulinem, kiedy realizowałam w 1996 roku dokument „... i wjechał czołg” o tragedii, jaka rozegrała się w Szczecinie w 1962 roku. Podczas defilady wojsk Układu Warszawskiego czołg wjechał w tłum, zginęło kilkanaście osób, a Vaulin z kamerą był świadkiem tamtych wydarzeń – opowiada Iwona Bartólew-ska, która przyznaje, że ten pierwszy kontakt z zabójcą Żubrydów był szczególny. Opowiadając w swoim mieszkaniu o szczecińskiej tragedii, w której zginęły m.in. dzieci, siedział na kanapie... w krótkich spodenkach. „Sam siebie wyreżyserowałem” – mówił. Ale dzięki tamtemu filmowi Bartólewska miała ułatwiony kontakt z Vaulinem, który początkowo bardzo chętnie i dużo opowiadał przed kamerą o swoich kontaktach z Żubrydem i jego oddziałem, okolicznościach śmierci majora i jego żony, wreszcie zgodził się na wyjazd z ekipą telewizyjną w Bieszczady, tam, gdzie zabił Antoniego i Janinę Żubrydów.

– Kiedy podjechaliśmy autem pod jego dom, zmienił zdanie. Film jednak powstał, choć ostatecznie trafił na półkę. A kiedy robiłam dokumentację, to Vaulin na tej samej kanapie co kilka lat wcześniej odegrał przede mną sceny zabójstwa Żubrydów. Z pistoletem w dłoni, bo broń trzymał na półce, niemalże pod ręką – mówi Bartólewska, która nie kryje, że wyrok zamykający jej filmowi drogę na ekran uważa za, oględnie mówiąc, dziwny. I nieuchronnie, mimo upływu tylu lat, prowokuje do zadawania pytań o to, czym jest sprawiedliwość i jakie jest jej miejsce w systemie prawnym.

28 czerwca 1994 roku Sąd Wojewódzki w Rzeszowie unieważnił postanowienia wojskowej prokuratury z 12 grudnia 1946 roku dotyczące umorzenia postępowania w sprawie śmierci Antoniego Żubryda i jego żony Janiny. Jednocześnie Żubryda zrehabilitowano, uznając za bohatera walczącego o niepodległy byt państwa polskiego. Wniosek złożył Związek Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego dzięki zaangażowaniu żyjących wtedy podkomendnych Antoniego Żubryda, w tym ppor. Mieczysława Kocyłowskiego. Do wydarzeń z października 1946 roku wróciła też Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Po zgromadzeniu materiału pozwalającego postawić Vaulinowi zarzuty zabójstwa na tle politycznym, zgodnie z obowiązującymi przepisami sprawę przekazano właściwej jednostce prokuratury powszechnej. W 1999 roku rozpoczął się proces przed Sądem Okręgowym w Krośnie. Sprawa budziła ogromne zainteresowanie, oskarżycielem posiłkowym został syn zamordowanych, a sam Vaulin w reportażu na łamach „Gazety Wyborczej” przyznał, że jest zabójcą dowódcy partyzanckiego oddziału Narodowych Sił Zbrojnych. Postać Żubryda nie tylko w Sanoku budziła wiele emocji. Na pięć lat przed rozpoczęciem tego procesu historyk Andrzej Romaniuk zorganizował w mieście wystawę „Polityczni 1944–1956”, przybliżającą sylwetki żołnierzy wyklętych, w tym Żubryda. Na lokalnym portalu opowiadał później, że po wernisażu odebrał anonimowy telefon. Rozmówca wyzwał go od gówniarzy i ostrzegł, by uważał na siebie. Romaniuk zresztą nie kryje, że Żubryd w Sanoku jest postacią kontrowersyjną, ale wiele z jego czarnej legendy to efekt komunistycznej propagandy przypisującej mu wszelkie napaści i zabójstwa. Tak przedstawił go Jan Gerhard w powieści „Łuny w Bieszczadach”, zekranizowanej później przez małżeństwo Petelskich pod tytułem „Ogniomistrz Kaleń”.

Prokurator Aurelia Skiba, wtedy z Prokuratury Rejonowej w Brzozowie, a dzisiaj Okręgowej w Krośnie, była oskarżycielem Vaulina. – Nie było ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, istniał Urząd Ochrony Państwa. Proces został utajniony, podobnie jak większość akt. Tajne jest też uzasadnienie wyroku – mówi prokurator, dla której proces Vaulina był pierwszą tego typu sprawą. – Sąd uznał, że nie ma jednoznacznych dowodów, iż był to mord polityczny. Zabójstwo Żubrydów zakwalifikowano jako przestępstwo pospolite, a to oznaczało przedawnienie. Wątpliwości rozstrzygnięto na korzyść Jerzego Vaulina. Wyrok z 2002 roku jest prawomocny.

Dlaczego utajniono proces dokumentalisty? Dlatego że był tajnym współpracownikiem najpierw UB, a potem SB, a UOP z zasady utajniał materiały dotyczące agentury? Co więcej, linia obrony przyjęta przez Vaulina – że działał w obronie koniecznej – była sprzeczna z opinią biegłych: Żubrydowie zginęli zabici strzałami w tył głowy.

Prokurator Robert Kopydłowski z Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w IPN przyznaje, że dwa lata temu pion śledczy analizował akta procesu Vaulina pod kątem możliwości wzruszenia wyroku. Wydelegowany z Rzeszowa prokurator w tajnej kancelarii sądu w Krośnie czytał dokumenty procesowe i uzasadnienie wyroku. Z kilkunastostronicowej opinii wynika, iż nie dopatrzył się rażących błędów dających szansę na otwarcie drogi do kasacji.

Nieoficjalnie można się dowiedzieć, że brak rozkazu zabicia na piśmie nie oznacza, że go nie było, ale mamy do czynienia z powagą sprawy osądzonej. Zgodnie z przepisami KPK art. 524 par. po upływie 6 miesięcy od uprawomocnienia się orzeczenia nie ma możliwości uwzględnienia kasacji na niekorzyść oskarżonego. Co ciekawe, zgodnie z ustawą o ochronie informacji niejawnych z 2010 r. dane współpracownika PRL-owskich służb specjalnych utajnieniu nie podlegają. I aż się prosi o pytanie: gdzie tu sprawiedliwość?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska