Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił w obronie koniecznej, rodzina zmarłego domaga się kary

Piotr Kanikowski
Prawo do obrony koniecznej jest jednym z podstawowych praw człowieka
Prawo do obrony koniecznej jest jednym z podstawowych praw człowieka Maciej Dudzik
Prokurator uniewinnił maturzystę z Chojnowa, który broniąc się, śmiertelnie dźgnął napastnika w serce. Rodzina Roberta R., który zginął podczas napadu, nie godzi się z opinią prokuratora, że to była obrona konieczna

Dla dwudziestoletniego dziś Kamila K. beztroska młodość skończyła się pół roku temu, gdy po egzaminach maturalnych przyszedł z kolegami na ogródki działkowe w Chojnowie. Planowali zrobić grilla, ale nic z tego nie wyszło. Napadło ich pięciu pijanych chuliganów. Broniąc się, Kamil chwycił nóż, którym miał kroić kiełbasę. Wbił go napastnikowi w pierś. Robert R. się wykrwawił.

Ojciec Kazimierz Tyberski z wrocławskiego zakonu oblatów, kapelan więzienny Zakładu Karnego w Iławie, spotkał w swym życiu Artura Brylińskiego, pierwowzór postaci z głośnego filmu "Dług", o młodych biznesmenach mordujących dręczyciela. To człowiek, który z ofiary zmienił się w mordercę. Jak Kamil K.

- Bóg każdemu daje prawo do obrony własnego życia - mówi. - Tu nie może być wątpliwości.

Legnicka prokuratura, która badała okoliczności tragedii na chojnowskich działkach, podkreśla, że Kamil K. działał w obronie koniecznej. Ale bliscy Roberta R. nie chcą takiej sprawiedliwości. Odwołali się od tej decyzji do sądu. Na forach internetowych anonimowe osoby grożą mu samosądem i podpowiadają samobójstwo.

Winą za zajścia na działkach śledczy obarczyli mężczyzn, którzy napadli na maturzystów. Czterech kompanów Roberta R. stanie wkrótce przed Sądem Rejonowym w Złotoryi w roli oskarżonych o dokonanie napadu rabunkowego.

Robert R., "Gumiś", miał 21 lat i fatalną opinię w Chojnowie. Ludzie woleli mu schodzić z drogi, gdy z kumplami szedł przez miasto. 22 maja 2010 roku pijani w czwórkę (mieli 20-27 lat) zaczepili grupę maturzystów, która wybrała się na działki, by przy grillu świętować zdane egzaminy. Chłopcy próbowali zignorować zaczepki, ale ledwie rozsiedli się na trawie, Robert z kolegami wtargnął do ogródka. Doszło do przepychanek. Pobiwszy maturzystów, chuligani zabrali ich plecaki, w których były pieniądze, telefony, gry, konsola playstation i inne przedmioty. W szamotaninie leżący, przygniatany przez "Gumisia" 19-letni Kamil K. sięgnął po nóż przygotowany do krojenia kiełbasy. Dźgnął Roberta R. w pierś.

Cios był tak zaskakujący, że agresorzy zerwali się, pochwycili łup i uciekli. Także Robert R. wybiegł z nimi, trzymając się za ranę. Nikt z nich nie widział noża - sądzili, że kolega dostał rozbitą butelką, tzw. tulipanem. Wezwali pogotowie, ale ich kompan zmarł.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy uznała, że Kamil K. działał w obronie koniecznej. Co do przebiegu wydarzeń, relacje napadniętych i napastników nie różnią się. - Bronił swego życia, a ze względu na strach miał zmniejszoną zdolność rozpoznania czynu - wyjaśnia Joanna Sławińska-Dylewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Podkreśla, że zdarzenie miało charakter bardzo dynamiczny, wydarzenia rozgrywały się błyskawicznie, co wykluczało działanie z rozmysłem. Postanowienie o umorzeniu zostało zaskarżone przez członków rodziny Roberta R. Jego bliscy nie godzą się na "taką sprawiedliwość". W internecie anonimowi znajomi "Gumisia" nazywają Kamila K. mordercą i grożą mu samosądem.

Maturzysta użył noża. Gdy w 2001 roku grupa kilkunastu mężczyzn zaatakowała kawiarnię, należącą do mieszkańca Środy Śląskiej, właściciel wyciągnął dubeltówkę. Jeden z napastników, ciężko ranny, trafił do szpitala. Zmarł na stole operacyjnym, a drugi został ranny. Prokuratura oskarżyła Dariusza M. o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa. W 2004 roku sąd uznał, że Dariusz M. działał w ramach obrony koniecznej. Z tego samego powodu uniewinniony został Mieczysław W., który w 1995 roku strzelał w kasynie we Wrocławiu. Pracujący w ochronie mężczyźni domagali się od niego zwrotu pieniędzy. Wywołali awanturę, która skończyła się bójką i strzelaniną.

Paweł Bachmat z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości w Warszawie mówi, że nikt nie analizował jeszcze, jak wygląda praktyka stosowania przepisów o obronie koniecznej po nowelizacji kodeksu karnego w 2010 roku. Jego wcześniejsze badania - dziś mające wartość wyłącznie historyczną - nastrajały pesymistycznie. Z akt 109 procesów sądowych przeanalizowanych przez Bachmata można było wyciągnąć wniosek, że obywatel napadnięty przez bandytów powinien uważać, by broń Boże nie zrobić im krzywdy. - Obrona konieczna to jest standard we wszystkich systemach prawnych - mówi Paweł Bachmat. - Ale poszczególne kraje różnie ustalają sobie jej granice.

W USA, jeśli ktoś wchodzi na prywatny teren z zamiarem popełnienia przestępstwa, musi się liczyć z utratą życia. Kodeks angielski dopuszcza użycie siły dla obrony przed atakiem, ale musi być ono racjonalne i uzasadnione okolicznościami.
Współpraca: Marcin Rybak

Sumienie to nie jest tablica, którą gąbka wytrze do czysta

Z o. Kazimierzem Tyberskim z zakonu Oblatów, kapelanem więziennym, rozmawia Piotr Kanikowski

W świeckiej wersji sprawiedliwości zrodziło się pojęcie "obrony koniecznej". Czy Bóg również dopuszcza możliwość takiego działania?
Oczywiście. Każdy człowiek ma prawo do obrony własnego życia, jeśli zostanie napadnięty. Tak samo jak państwo ma prawo bronić swego terytorium podczas wojny sprawiedliwej. Trudno tu mieć wątpliwości.

Uciekając się do obrony koniecznej, ofiara staje się sprawcą. Czy często spotykał ojciec w swej pracy osoby, które los uwikłał w takie sytuacje?
Tak. To ogromny dramat. Jeśli dotyka człowieka z normalną wrażliwością, to do końca życia zostaje po nim skaza - znamię Kaina. Dużo pracowałem z mordercami. Nawet ci, którzy odsiedzieli już wyroki i wydawałoby się, że odpokutowali zło zgodnie z zasadami ziemskiej sprawiedliwości, noszą w sobie poczucie winy. Odbycie kary od niego nie uwalnia. To samo czują kierowcy, którzy zabili człowieka w wypadku, i maszyniści pociągów, pod które rzucili się samobójcy.

Jak żyć z takim doświadczeniem?
Zachęcam do pracy z księdzem i do modlitwy za swoje ofiary. Dość często takie rozmowy przeprowadzałem w areszcie śledczym.
Ale trzeba sobie jasno powiedzieć - tego nie da się wymazać, anulować. Nie można wziąć gąbki i wytrzeć tablicy, żeby znowu była czysta.

Jest druga połowa dramatu - bliscy tego, który ze sprawcy stał się ofiarą. Ich poczucie sprawiedliwości domaga się, by zabójca został ukarany. Co im ojciec powie?
Nawet jeśli z ofiary był kawał drania, dla matki zawsze będzie ukochanym synkiem. Trudno pogodzić się z faktem, że dziecko zostało chuliganem. Gdybym miał doradzać, to proponowałbym temu, który zabił, aby nawiązał dialog, przyszedł, przeprosił, porozmawiał. Taki gest wymaga ogromnej odwagi, ale może przerwać spiralę nienawiści.

W "Długu" pokazano, jak los popycha ludzi ku zbrodni. Pamięta ojciec?
W więzieniu w Iławie spotkałem jednego z jego bohaterów, Artura Brylińskiego. Razem oglądaliśmy "Dług". I pamiętam, jak w połowie filmu pomyślałem, że w takiej sytuacji ja też mógłbym zabić. Artur mówił, że film, choć wstrząsający, wiele pominął; rzeczywistość była straszniejsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Zabił w obronie koniecznej, rodzina zmarłego domaga się kary - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska