Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczepaniak: Francja nauczyła mnie dorosłości i pokazała wielką piłkę

Jakub Pęczkowicz
Mateusz Szczepaniak
Mateusz Szczepaniak Piotr Krzyżanowski/Polskapresse
O niedzielnych derbach (godz. 14, stadion w Lubinie) Miedzi Legnica z Zagłębiem, wyjeździe do francuskiego Auxerre i planach na przyszłość z napastnikiem MKS-u Mateuszem Szczepaniakiem, rozmawia Jakub Pęczkowicz

W niedzielę derbowy mecz z Zagłębiem Lubin jakiego nie było od 33 lat. Czujecie już atmosferę przed tym pojedynkiem?
Trener Kudyba codziennie przypomina nam, że będzie to bardzo ważny mecz dla naszych kibiców. Zdajemy sobie z tego sprawę, ale póki co jesteśmy spokojni. Pewnie w dniu meczu pojawi się lekki stresik. Słyszałem, że na trybunach będzie około 10 tysięcy. Fajna sprawa. Do tej pory graliśmy tylko sparingi z Zagłębiem.

Kibice przypominają wam jak ważne jest to spotkanie?
Raczej nie, chociaż kilku starszych fanów mówiło nam po treningu, że mamy dać z siebie wszystko. Dla mnie to jest oczywiste.

Podobnie jak Wojciech Łobodziński czy Aleksander Ptak, grał Pan w Zagłębiu. Nie obawiacie się nieprzyjemnego powitania przez miejscowych kibiców?
Nie zastanawiałem się nad tym, ale myślę, że nie będzie niczego takiego. Gdyby tak było, to zmotywowałbym się jeszcze bardziej.

W końcu urodził się Pan i zaczynał grać w piłkę w Lubinie. Dobrze wspomina Pan futbolowe początki w rodzinnym mieście?
Jak najbardziej. O treningach u Janusza Raka, Janusza Stańczyka, czy Adama Buczka mogę wypowiadać się tylko pozytywnie. To profesjonaliści. Do tej pory utrzymujemy kontakt. Często rozmawiam też z zawodnikami Zagłębia z mojego rocznika. Na przykład z Adrianem Błędem czy Arkiem Woźniakiem. W końcu na co dzień mieszkam w Lubinie skąd dojeżdżam do Legnicy.

Koledzy z rodzinnego miasta nie wytykają Panu gry w Miedzi Legnica?
Nie, nie (śmiech). Czasami są jakieś uszczypliwe komentarze, ale to raczej wynika z sympatii. Nie ma tak, że ktoś się obraził, czy nie podaje ręki (śmiech). Piłka nożna to nie tylko pasja, ale też zawód.

Mając 17 lat dość niespodziewanie przeniósł się Pan z Lubina do francuskiego Auxerre. Po jednym ze spotkań młodzieżowej reprezentacji Polski zgłosił się Michael Thierry i zaproponował, że będzie prowadził Pańską karierę. Chwilę później zaproponował wyjazd do Francji. Było zaskoczenie tak szybkim obrotem spraw?
Byłem bardzo zaskoczony. Jechałem pociągiem na konsultacje juniorskiej reprezentacji. Zadzwonił do mnie i powiedział, że ma dla mnie propozycję wyjazdu do Auxerre. Miałem poczytać w internecie o tym klubie, ale nikomu nic nie mówić, a jak wrócę to porozmawiamy o całym pomyśle więcej. Bardzo się ucieszyłem. Tym bardziej, że mało młodych piłkarzy wówczas wyjeżdzał za granicę. Usiadłem przy komputerze i zacząłem czytać. Czułem się podekscytowany.

Nie miał Pan jeszcze dowodu osobistego, a już wypływał na szerokie wody. Był lekki strach, stres?
Był wielki stres przede wszystkim dlatego, że nie wiedziałem co tam zastanę. Wiedziałem, że będę miał opiekuna. Arka Rysia, który w Auxerre był już jakiś czas. Mimo to przez pierwsze dni byłem kompletnie zdezorientowany. Nie wiedziałem gdzie mam iść i co robić. Potem już się oswoiłem i było fajnie.

Jak do wyjazdu podeszli rodzice?
Ojciec wręcz wyganiał mnie z domu. Mama (Elżbieta - przyp - JP) trochę to przeżywała, ale jednocześnie mnie rozumiała. Wiedziała, że nie może mi zakazać wyjazdu, bo kiedyś też była sportowcem. Grała w piłkę ręczną w Zagłębiu na początku lat dziewięćdziesiątych.

Jak wspomina Pan pierwsze dni we Francji?
Na testy przyjechałem w maju, a grać w klubie w czerwcu. Wszystko począwszy od murawy poprzez bazę treningową a na podejściu ludzi było na najwyższym poziomie. W Polsce obecnie infrastruktura prężnie się rozwija, ale czasami jest tak, że ludzie nie życzą Ci najlepiej. Tam było odwrotnie. Treningi były bardzo intensywne. Samo Auxerre to bardzo ładne, 40 - tysięczne miasto. Malownicze kamieniczki niezniszczone przez wojnę. Po jakimś czasie, gdy się znudziło jeździliśmy z kolegami z zespołu do Paryża. W wolnym czasie oczywiście (śmiech).

W szatni wszyscy mówili po francusku?
Wszyscy. Tylko po francusku. Z Europy oprócz mnie nie było nikogo nowego. We Francji jest tak, że kluby raczej biorą młodych piłkarzy z Afryki niż ze starego kontynentu. Im łatwiej nauczyć się języka, o ile już nie umieją wcześniej. Pamiętam, że czasami czułem się dziwnie jak śmiali się w szatni, a ja nie rozumiałem z czego. Nie wiedziałem, czy z jakiegoś żartu, czy ze mnie. Arek Ryś był moim tłumaczem, ale do szatni ze mną nie wchodził bo sam grał w rezerwach, a ja w juniorach. Potem dostałem prywatną nauczycielkę. Po 8 miesiącach nauczyłem się komunikatywnie rozmawiać, a po roku pisać.

Gdzie Pan mieszkał? Klub zapewnił jakiś internat?
W Francji prawie każdy klub ma takie centrum szkolenia, gdzie w jednym, dużym budynku jest wszystko. Szkoła, mieszkanie, odnowa biologiczna, a obok boiska treningowe. To było bardzo pomocne i wygodne, bo treningi przeplatały się z lekcjami. Każdy miał swój grafik i prywatnego nauczyciela. Ja uczyłem się również przez internet w bydgoskiej szkole.

Sezony 2008/2009 i 2009/2010 spędził Pan w juniorach Auxerre później były rezerwy, a potem blisko pierwszego zespołu. Ostatecznie jednak nigdy w nim Pan nie zagrał...
Ostatnie pół roku trenowałem z pierwszym zespołem. Parę razy siedziałem na ławce rezerwowych podczas ligowego meczu, ale trener nigdy mnie nie wpuścił. Wtedy Auxerre stawiało na doświadczonych piłkarzy. Teraz młodzi mają trochę łatwiej tam. Ciesze się natomiast, że obijałem się o pierwszy skład w dobrym klubie.

Wtedy brylował w nim m.in. Ireneusz Jeleń. Miał Pan z nim kontakt?
Rozmawialiśmy kilka razy. On był doświadczonym zawodnikiem. Miał rodzinę, obowiązki. Na rozmowy z juniorem trochę mniej czasu. Dużo na miejscu oprócz Arkadiusza Rysia pomógł mi również Dariusz Dudka.

A z kim miał Pan szczególnie dobre relacje podczas gry we Francji?
Zaprzyjaźniłem się z Federickiem Chevassonem i z Maxime Bourgeois. Z Federickiem jeździłem na treningi. Zabierał mnie swoim autem, bo ja jeszcze wtedy nie miałem prawa jazdy. Czasami, gdy było trochę więcej wolnego czasu, jeździliśmy do Paryża. Niestety Federick nie gra już w piłkę. Maxime to również był świetny gość i dobry piłkarz. Pamiętam, że imponował szybkością. Teraz gra w Stade Laval, to klub występujący na zapleczu francuskiej ekstraklasy.

Po sezonie 2010/2011 wrócił Pan do kraju. Grać w Zagłębiu. Tak z perspektywy czasu, wyjazd do Francji był dobrym krokiem?
Myślę, że tak. Na pewno go nie żałuję. Właśnie tam ukształtowały i rozwinęły się moje umiejętności. Miałem 17 lat. Dla młodego chłopaka taki wyjazd do lepszej ligi i dużego klubu według mnie może być tylko budujący. Teraz co chwilę ktoś jedzie za granicę w młodym wieku. Wtedy tak nie było. Podczas pobytu w Auxerre rozwinąłem się pod wieloma względami. Podszkoliłem technikę oraz szybkość. Poznałem wiele ciekawych pomysłów taktycznych tamtejszych trenerów, ale przede wszystkim co bardzo sobie teraz cenię, nauczyłem się pewności siebie. We Francji w procesie szkolenia młodych piłkarzy bardzo ważne jest, to aby nauczyć, że mecz trwa dziewięćdziesiąt minut i nawet jeśli przez sześćdziesiąt Ci nie idzie, to nie możesz się poddawać. Wystarczy jedna dobra akcja, składnie przeprowadzona kontra i możesz zostać bohaterem. Musisz w to wierzyć i walczyć cały czas. Nie ma czasu na powątpiewania. Ponad to ludzie są tam bardzo cierpliwi. Jeśli ktoś rozegrał dwa spotkania na wysokim poziomie, to nie ma od razu "podjarki", tylko nadal ciężka praca. Pobyt we Francji nauczył mnie nie tylko samodzielności, ale też podejmowania dojrzałych decyzji.

Wracając do Polski Lubin był jedynym możliwym kierunkiem, czy interesowały się Panem inne zespoły?
Ja nie miałem wyrobionego nazwiska w kraju. Bo byłem wciąż młody, to raz. Dwa, że nie zadebiutowałem w pierwszej drużynie Auxerre. Polskie kluby nie chciały więc kota w worku. Pomyślałem sobie, że dobrze będzie wrócić do domu, do Lubina i odbudować się. Zostałem wypożyczony z francuskiego klubu do Zagłębia, a potem ostatecznie odszedłem do KS-u Polkowice, gdzie trenerem był Adam Buczek, który wiele mi pomógł. Teraz myślę, że to był dobry pomysł. W Polkowicach grałem kilku chłopaków, z którymi grałem w juniorach młodszych jeszcze w Zagłębiu Lubin. Między innymi Szymona Skrzypczaka, który bramki strzelał jak na zawołanie. Jeśli chodzi o inne kluby, to odezwali się wówczas do mnie z I-ligowej Wisły Płock, ale wolałem popracować nad sobą w znajomym mi klubie.

Podczas pobytu we Francji był moment, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?
Spędziłem tam trzy lata. Najlepszy był pierwszy rok. Odnieśliśmy najwięcej sukcesów z drużyną juniorską. Wtedy dużo się we Francji mówiło o zdolnej młodzieży Auxerre. Zajęliśmy trzecie miejsce w kraju w rozgrywkach juniorów. Zajęliśmy trzecie miejsce w prestiżowym Pucharze Francji do lat 19 - La Coupe Grambardella, o którym mówi się, że może dać młodemu piłkarzowi przepustkę do wielkiej seniorskiej piłki. Mimo że nie zadebiutowałem w ligowym meczu pierwszej drużyny, to sam pobyt na ławce rezerwowych też dobrze wspominam.

Z Polkowic przeszedł Pan do Miedzi Legnica. W ostatnim ligowym meczu z Pogonią Siedlce zdobył Pan bramkę na wagę zwycięstwa. Tak dobrze zapowiadający się w młodości piłkarz nie powinien grać dziś co najmniej w ekstraklasie?
Być może tak. Gdyby to było takie łatwe, to wielu perspektywicznych i młodych zawodników z pierwszej ligi grałoby wyżej. Trzeba intensywnie pracować nad sobą i mieć też trochę szczęścia. Piłkarska kariera nie trwa wieczność więc nie ma czasu na obijanie się. W tym zawodzie równie ważna jest cierpliwość i pokora, czego nauczyłem się właśnie będą we Francji. Czasami trzeba dostać w d..., by coś zrozumieć. Mieć dystans, myśleć co będzie za chwilę, a nie nosić głowę w chmurach. Najlepsi piłkarze nie zachwycają się ostatnią bramką, tylko myślą o następnej. Oczywiście, że chciałbym grać w ekstraklasie, ale jestem spokojny. Myślę, że stać mnie na grę w ekstraklasowym klubie. Teraz jestem piłkarzem Miedzi Legnica i myślę o kolejnych spotkaniach w jej barwach.

Czyli sportowym marzeniem Mateusza Szczepaniaka jest gra w ekstraklasie, czy może ponowny wyjazd za granicę?
Skupiam się na meczu z Zagłębiem. Teraz jestem w Polsce i chciałbym pewnego dnia zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej tego kraju. Jeśli to osiągnę, to pomyślę o kolejnych celach.

Rozmawiał Jakub Pęczkowicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska