Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli śmierć nie zaskakuje, to warto się do niej przygotować. Dlaczego?

Agata Grzelińska
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne fot. Marzenia Bugała
Skoro są szkoły uwodzenia, rodzenia, rozmawiania, bycia idealnym mężem, żoną czy dobrym rodzicem, to powinny być również chyba szkoły umierania - zastanawia się Andrzej Dominiczak, prezes Towarzystwa Humanistycznego. Opowiada o takich szkołach, które istnieją w Holandii. Ludzie biorą tam udział w warsztatowych zajęciach, na których uczą się umierania... Brzmi dziwnie? Uczyć się umierania? Jak? Ale przede wszystkim po co? By odejść godnie

- Ludzie chcą się uczyć wszystkiego, by żyć świadomie, chcą też umierać godnie i odpowiedzialnie wobec siebie i bliskich - wyjaśnia Andrzej Dominiczak. - Z jednej strony chodzi o poczucie kontroli, o to, że się nie zostawi niezamkniętych spraw (na przykład prawnych), ale też o to, że nadając sens umieraniu, nadaje się sens życiu.

Prof. Jacek Łuczak, założyciel Katedry i Kliniki Medycyny Paliatywnej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, współtwórca i szef tamtejszego Hospicjum Palium, przywołuje artykuł z "Tygodnika Powszechnego" z 2000 roku pod tytułem "Śmierć bywa zniewagą". Bywa tak, gdy śmierci nie można zaakceptować, gdy umiera dziecko, młoda matka, ktoś, kto dopiero wkracza w życie, a jego odejście jest nielogiczne. Ale też wtedy, gdy samo umieranie jest udręką.

- Człowiek umierający cierpi totalnie: fizycznie, psychicznie, duchowo. Bywa, że ból jest tak ogromny, że ludzie proszą o eutanazję, bo postrzegają śmierć jako wyzwolenie od cierpień - mówi prof. Łuczak i wspomina 42-latka z rakiem trzustki, który powiedział mu, że chciał popełnić samobójstwo z powodu bólu, bo lekarz zapisał mu zbyt małą dawkę morfiny. - Dziś, gdy potrafimy w dużym stopniu łagodzić nawet bardzo silny ból, nie możemy pozwalać na takie udręki. Mówiąc o przygotowaniu do śmierci, musimy zadbać o godne odchodzenie. To znaczy musimy choremu zapewnić troskliwą opiekę, poczucie bezpieczeństwa, atmosferę miłości i możliwość rozmawiania o tym.

O tej samej wielkiej potrzebie rozmawiania o umieraniu mówi o. Filip Buczyński, założyciel i prezes Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia. Wspomina, że gdy w latach 60. ukazała się książka Elizabeth Kubler-Ross "Rozmowy o śmierci i umieraniu", to autorkę uznano za osobę, która krzywdzi wszystkich umierających, bo rozmawia z nimi o śmierci. Dziś już ta potrzeba odchodzących, o tym, by o umieraniu mówić, jest lepiej rozumiana, ale nadal nieoczywista. Franciszkanin spotkał się też z sytuacją, gdy i umierający, i jego bliscy wracają do rodzinnego rytuału i nie rozmawiają ze sobą o śmierci. Zostawiają odchodzącego samemu sobie. Dlaczego?

- Bo po prostu tak było w naszej rodzinie - tłumaczą - mówi zakonnik. Z wieloletniego doświadczenia profesora wynika, że ludzie u kresu życia, niezależnie od wieku, mają wielką potrzebę rozmowy o swym odchodzeniu. Dlatego poznański specjalista medycyny paliatywnej od lat propaguje medycynę narracyjną. - Chodzi o narrację: "Opowiedz mi o swoim cierpieniu" - wyjaśnia prof. Łuczak. - Cierpienie chorego dotyczy jego ciała, psychiki, duszy i musimy zapewnić mu pomoc w każdej z tych płaszczyzn. Jeśli więc mówimy o przygotowaniu do śmierci, to musimy pokonać zmowę milczenia o tym.

Każdy ceni życie. Profesor przekonał się nieraz, że nawet najcięższe. Ludzie zmagający się nawet z niewyobrażalnym bólem, chcą żyć. Gdy złagodzi się ból - ten fizyczny za pomocą leków i ten duchowy za pomocą rozmowy - to nawet to przepełnione cierpieniem życie nabiera sensu.
Boleć nie przestanie
Czy chcemy, czy nie, śmierć przyjdzie. Dobrze, jeśli nie znienacka, jeśli pozwoli się przygotować, co bywa bardzo trudne. Prof. Łuczak nieraz widział u chorych mechanizmy obronne, wypieranie, zaprzeczanie, gniew, rezygnację. Bliscy chorego, lekarze, pielęgniarki, wolontariusze muszą pomóc mu uporać się z tymi emocjami. Dlaczego? Dlatego, że pogodzeni odchodzą spokojniejsi. Odchodzą godnie. - Czasami pacjenci mówią, że już są przygotowani, to znaczy, przebaczyli komuś, uregulowali swoje sprawy z ludźmi i Panem Bogiem, to jest dla wielu niezwykle ważne - mówi lekarz.
W hospicjum o te rozmowy się dba, ale gdy specjalista chodzi na konsultacje do innych szpitali, zazwyczaj wciąż jeszcze spotyka się z podobnymi skargami. - W niejednym szpitalu najpierw pacjenci skarżą się najbardziej nie na to, że boli, ale że czują, że się kończą, a nikt z nimi o tym nie rozmawia - dodaje lekarz.
Przygotowanie do umierania dotyczy zatem nie tylko kogoś, kto odchodzi. Nauczyć się tego muszą także towarzyszący.
- Czasami dużo trudniej jest przygotować towarzyszących - zauważa o. Buczyński. - Oni nieraz myślą sobie: "Skoro ja to tak przeżywam, to jak mogę z nim, z nią rozmawiać o jego, jej odchodzeniu. Jak jemu czy jej musi być ciężko" I jest dramat. Cierpienie, zamiast zbliżać, oddala. Jest faza wzajemnego udawania. Ja wtedy tłumaczę rodzinie, że czasami to jest właśnie największe wyzwanie - ten rodzaj bliskości i towarzyszenia. Mówię: "Jak bliżej siebie będziecie, to nawet jeśli będzie boleć, to będzie razem bolało".

A, jak dodaje o. Buczyński, tej bliskości potrzebują obie strony - i odchodzący, i jego rodzina. Chodzi zarówno o rozmowę, dotyk dłoni bez słów, jak i uregulowanie formalnych spraw, jak np. spadek, dopięcie wszelkich spraw prawnych, bankowych. Po co?

- Żeby potem można było podążać dalej ku życiu - dodaje franciszkanin. Towarzyszy rodzicom, gdy odchodzą ich dzieci. Widzi, jak dzieci potrzebują rodziców, którzy pomogą im uporać się z lękiem, z tym, czego nie rozumieją, jak pomagają swojemu dziecku przejść na drugą stronę życia, ale też jak rodzice muszą domknąć te sprawy w sobie, uporać się z własnym lękiem.
A jeśli obok nie ma kogoś, kto uniesie ten ciężar i zechce porozmawiać, umierający odchodzi w wielkim osamotnieniu, nierzadko z poczuciem winy. - Pacjent, widząc przerażonych dramatem jego odchodzenia, po prostu odpuszcza bliskim i szuka kogoś innego albo w osamotnieniu dźwiga swój ciężar - mówi o. Buczyński. - Mając przy tym świadomość, że jego cierpienia są spowodowane chorobą, ale też z poczuciem, że zawiódł najbliższych, którzy przez niego cierpią. Czasami chorzy mają poczucie winy, że wszyscy muszą koło nich chodzić.

Memento mori? Raz na jakiś czas
Ze szkoły znamy opowieści o dawnych podręcznikach dobrego umierania. Czy dziś ktoś z nas po taki podręcznik by sięgnął? W czasach, gdy panuje swoisty kult zdrowia i młodości, pytanie wydaje się co najmniej dziwne. I o ile tylko nie musimy się mierzyć z tematem śmierci, zupełnie nieuzasadnione. Czy to źle? Czy powinniśmy powtarzać sobie łacińską maksymę: Memento mori (Pamiętaj, że umrzesz)? - Spokojnie, bez szaleństw. Jesteśmy nastawieni na życie i Pan Bóg daje nam talenty, które mamy pomnażać - uspokaja o. Filip Buczyński. - Jesteśmy nastawieni na życie w układzie maratońskim. Nie chodzi o bieg na 110 metrów przez płotki, w którym ostatni płotek oznacza koniec. Życie jest długim maratonem, który się kończy plus nieskończonością.

Jeśli śmierć pojmuje się jako etap, bramę, przejście na drugą, inną stronę życia, na spotkanie z Bogiem, to przygotowanym zapewne jest łatwiej. A jeśli jest się ateistą i śmierć widzi się jako koniec? - To przygotowanie też łagodzi lęk. I pomaga lepiej, pełniej żyć. Inaczej, bardziej świadomie się żyje, mając świadomość śmierci - mówi Andrzej Dominiczak i dodaje, że zarówno wierzących, jak i niewierzących w obliczu śmierci trapią podobne lęki oraz że jednym i drugim łatwiej zaakceptować śmierć własną niż kogoś bliskiego. - Przynajmniej w moim przypadku tak jest. Łatwiej mi myśleć o swoim umieraniu niż przygotować się na czyjeś odejście. Być może gdybym był jakoś przygotowany, byłoby łatwiej, ale jak dotąd, zawsze śmierć kogoś bliskiego była dla mnie szokiem. Jednak, jak by to przygotowanie miało wyglądać, nie wiem. I może nie byłoby to etyczne?
Tych, co wierzą, pociesza nadzieja na ponowne spotkanie. Dlatego jutro pójdą na cmentarze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jeśli śmierć nie zaskakuje, to warto się do niej przygotować. Dlaczego? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska