Do tragedii doszło po godz. 15. Zjeżdżając ze stoku, mężczyzna uderzył głową w hydrant, do którego podłącza się armatki naśnieżające. Takich hydrantów na 3-kilometrowej trasie jest kilkanaście i są zabezpieczone. Ten akurat znajdował się głębiej w lesie, z boku trasy. Sprawa jest zagadkowa, bo on też - jak pozostałe - był zabezpieczony materacem.
Narciarz jechał bez kasku, jednak z obrażeń, jakich doznał, wynika, że prawdopodobnie ochrona głowy niewiele by mu pomogła. Mężczyznę próbował ratować przejeżdżający narciarz, a później ratownicy GOPR. W momencie tragicznego zjazdu trasa była mocno wylodzona, bowiem wczoraj w górach jeździły tysiące narciarzy.
31 stycznia policja rozpocznie przesłuchania pierwszych świadków, aby szczegółowo ustalić okoliczności tragedii. Ostatni raz w Karkonoszach narciarz zginął dwa lata temu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?