35-letni Łukasz trafił 19 października do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej i został przyjęty na oddział neurochirurgii. Po tym, jak spadł ze schodów, doznał licznych obrażeń ciała - głównie urazów głowy (liczne stłuczenia w prawej półkuli mózgu, złamanie kości ciemieniowej i skroniowej).
Rodzina twierdzi, że jego stan określono jako ciężki. - Miał zaburzenia świadomości, nie był komunikatywny, nie myślał logicznie, był niespokojny - opowiada Tomasz Prudnikow, brat zmarłego. - Ze względu na uraz głowy i stan psychiczny brat był cały czas przywiązany za ręce do oparć łóżka (flizelinowymi materiałami). Jak nam wtedy przekazano, w celu ochrony jego zdrowia, uniknięcia niebezpieczeństwa. Od momentu przyjęcia brata do szpitala do dnia jego śmierci był cały czas w tym samym, zabrudzonym krwią ubraniu, nieogolony. Na twarzy i wokół oczu widoczne były niezmyte zaropienia - mówi pan Łukasz.
Do tragedii doszło 21 października. 35-letni pacjent szpitala wyskoczył z trzeciego piętra. Zginął. Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, zaraz po zdarzeniu mówiła, że mężczyzna prawdopodobnie sam wyskoczył z okna.
Przeczytaj: Samobójstwo w szpitalu na Borowskiej? Mężczyzna wyskoczył z okna na trzecim piętrze
Rodzina ma wiele wątpliwości. - W dzień, kiedy brat zginął, odwiedziliśmy go z rodzicami i siostrą. Jego stan zdrowia w naszej opinii nie polepszył się. Majaczył i momentami nie rozpoznawał nas. Podczas naszego pobytu był przywiązany do łóżka. W sali, w której przebywał, okna były zamknięte i nie miały klamek, aby pacjenci sami nie mogli ich otwierać - opowiada pan Tomasz. Dodaje, że brat nie leczył się psychiatrycznie i nigdy nie miał myśli samobójczych. Przed utratą świadomości wynikającą z upadku był normalnym, radosnym, kochającym i cieszącym się życiem człowiekiem. Był szczęśliwym ojcem 14-miesięcznej córeczki wychowywanej wspólnie z partnerką.
Rodzina zmarłego uważa, że do jego śmierci mogło dojść m.in. na skutek niewłaściwej opieki lekarskiej w szpitalu przy ul. Borowskiej. - Opieka na oddziale nie była wystarczająca. Po tragedii próbowaliśmy dowiedzieć się, jak doszło do tego zdarzenia. Niestety, w szpitalu nie otrzymaliśmy żadnych wyjaśnień, nikt nie jest w stanie określić, jak mogło do tego dojść, nikt nic nie wie. Nie wiadomo, w jaki sposób doszło do uwolnienia Łukasza, kto i jak otworzył okno. Od jednego z pracowników usłyszeliśmy tylko, że pewnie sami go rozwiązaliśmy - mówi rozżalony brat.
Małgorzata Klaus, rzecznik prokuratury, potwierdza, że śledczy prowadzą w tej sprawie postępowanie. Nie chce jednak zdradzać szczegółów.
- Trwa postępowanie wyjaśniające. Do zakończenia postępowania w prokuraturze nie będziemy udzielać komentarzy w tej sprawie - mówi Monika Kowalska, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ul. Borowskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?