Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój danse macabre - zanim zataszczycie chryzantemy i znicze tam, gdzie wszyscy

Janusz Michalczyk
fot. Polskapresse
Kostucha rozdaje ulotki na ulicy, niby jakieś druczki reklamowe, a przechodnie - rzuciwszy okiem na treść - już po paru krokach wyrzucają je do kosza lub wprost na trotuar. Na ulotkach widnieją słowa "Memento mori" (pamiętaj o śmierci). Opisałem właśnie jeden z ostatnich rysunków Marka Raczkowskiego, który po mistrzowsku potrafi obnażyć nasze skrzywione wyobrażenia.

W tym przypadku chodzi rzecz jasna o dość banalną myśl, że w codziennej krzątaninie nikt nie traktuje poważnie śmierci. Jednak ustawienie jej na pozycji powszechnie lekceważonego ulicznego przebierańca z ulotkami już banalne nie jest, bo najczęściej takie pisemka próbują nas skłonić do zakupów w nowo otwartym sklepie, odwiedzenia baru z pierogami lub zapisania się na kurs angielskiego.

Dopiero wizyta na cmentarzu 1 listopada może wywołać u niektórych namiastkę refleksji o kruchości życia, choć zapewne nie u wszystkich, bo mamy wypracowane świetne sposoby, jak uniknąć przykrych rozmyślań. Po pierwsze - wizyta na cmentarzu to znakomita okazja do włożenia szałowych ciuchów. Kiedyś królowały futra, w ostatnich latach bywa tego dnia dość ciepło, więc można się pokusić nawet o głębsze dekolty. Po drugie - wiele osób czerpie wielką satysfakcję z upiększania rodzinnych grobów, płyty nagrobkowe bywają często całkowicie zastawione fikuśnymi lampionami i efektownie ukwiecone. Wielce się radują serca, jeśli nasze groby korzystnie wybijają się na tle siermiężnego otoczenia. Po trzecie - listopadowe spotkanie na cmentarzu to dobra okazja, żeby zreferować najnowsze plotki o kuzynach i znajomych. Powiedzcie sami, gdzie w tym wszystkim jest miejsce na myśl o nieuchronności śmierci?

Przyznam, że bliska jest mi postawa egzystencjalna, którą dobrze streszcza tytuł filmu Krzysztofa Zanussiego "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową". Oczywiście, elokwentni kapłani tak plastycznie potrafią opisać przyszłość, że wierni zastygają w radosnym uniesieniu, uwiedzeni obietnicą wiecznego żywota. Ateiści mają chyba gorzej, jeśli nie są po prostu goniącymi za błyskotkami głupcami. Generalnie chodzi o to, by jakoś oswoić paraliżujący strach przed ostatecznym zniknięciem. Z czym większość ludzi nie ma zresztą żadnych kło-potów, bo nie wierzą, że umrą, w każdym razie - nie za chwilę.

Są komicy, którzy chętnie prowokują publiczność, wywołując podobne tematy. Na przykład Australijczyk Jim Jefferies naśmiewa się: "Co chrześcijanin widzi po śmierci? Tunel. Na jego końcu jest światło. Tam czekają wszyscy zmarli kuzyni". Po czym przywołuje obraz nieznośnie nudnego rodzinnego spotkania w domu dziadków. I to ma być niebo? - pyta z udawaną rozpaczą. Z kolei nieżyjący już Amerykanin George Carlin odtwarzał na scenie typową sytuację - któryś z żałobników peroruje podczas stypy: "Wierzę, że (nieboszczyk) patrzy teraz na nas z góry i się uśmiecha". Nie ma żadnej "góry" - drwił Carlin. - A dlaczego nie patrzy na nas z dołu i raczej się nie uśmiecha? Do ludzi nie dociera, że ich bliscy trafili do piekła.

Takie żarty wzbudzają salwy śmiechu, lecz gdy się zastanowić, nie jest wcale wesoło. Śmierć. Niebo lub piekło. Może nirwana. Może jakaś forma energii. Może zupełnie nic. Co wybieracie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska