Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze podbijają karty jak w fabryce. Za spóźnienia są kary

Marcin Walków
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Arkadiusz Śmigielski
W szpitalu przy Traugutta rozliczają lekarzy na kontraktach z dyżurów co do minuty. Za spóźnienia otrzymują oni mniejsze pensje. Prezes izby lekarskiej komentuje: to czysty absurd, czujemy się jak w fabryce. Dyrekcja placówki jednak nie zamierza zmieniać sposobu rozliczania medyków z przepracowanego czasu.

Dyrekcja szpitala przy ul. Traugutta żąda wyjaśnień od zatrudnionych na kontraktach lekarzy. - Otrzymałem pismo. Muszę wyjaśnić, dlaczego podbiłem elektroniczną kartę do pracy dwie minuty później, niż powinienem, inaczej potrącą mi 2,50 zł z wypłaty - mówi Jacek Chodorski, chirurg dziecięcy i prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. Jego zdaniem to czysty absurd i przesadna skrupulatność ze strony dyrekcji.

- By rozliczyć mnie z 2,50 zł, wysyłają do mnie list priorytetowy, który kosztuje prawie tyle samo, bo 2,35 zł - uważa Chodorski. Uważa, że taka różnica czasu jest nieistotna i nie powinna być traktowana jak spóźnienie.

- Może to być różnica na zegarkach, można za długo szukać karty w kieszeni. A w ten sposób dyrekcja sprawia, że już zaczynając pracę, jesteśmy zdenerwowani. Czujemy się jak w fabryce - dodaje podkreślając, że nie jest odosobniony.

Maciej Ziombka, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala specjalistycznego im. Marciniaka, twierdzi, że nie jest to wymysł tej placówki. - Zewnętrzna kontrola finansowa zwróciła nam uwagę na rozbieżności między czasem, za który płacimy, a tym zarejestrowanym. Skoro płacę co do minuty, to mam prawo co do minuty rozliczać - mówi dyrektor.

Nie zamierza wycofać się z takiej praktyki. Podkreśla, że dyrekcja stara się wręczać pisma osobiście, by uniknąć kosztów przesyłki. - To może się wydawać śmieszne. Ale prywatny bank upomina się nawet o kilka groszy i wysyła pismo. My stoimy na straży publicznych pieniędzy - dodaje dyrektor Ziombka.

Inne zasady obowiązują w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ulicy Borowskiej. - Nasi lekarze zatrudnieni na kontraktach nie podbijają kart, a podpisują listy obecności. Za spóźnienia nie są karani finansowo, zwykle wystarczy rozmowa dyscyplinująca z przełożonym - mówi Monika Kowalska, rzeczniczka szpitala.

Maciej Sokołowski w przychodni przy ulicy Dobrzyńskiej zatrudnia 120 lekarzy na etatach. Zapewnia, że jeśli któryś z nich się spóźnia, pacjenci w kolejce są o tym informowani i przepraszani. - Lekarze nie podbijają kart, nie mamy też systemu sankcji za spóźnienia. Jeśli się zdarzają, to je wyjaśniamy - dodaje Sokołowski.

Dobrze wie natomiast, co zrobiłby z lekarzem, u którego spóźnianie się do pracy stałoby się regułą. - Zmienilibyśmy mu grafik tak, żeby nie musiał się spóźniać. Jesteśmy przecież ludźmi - stwierdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lekarze podbijają karty jak w fabryce. Za spóźnienia są kary - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska