Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohater afery Art B., największego skandalu III RP, przyleciał do Wrocławia

Marcin Rybak
Pochodzący z Wałbrzycha Andrzej Gąsiorowski - przez lata ścigany przez prokuraturę i tajne służby jako największy aferzysta III Rzeczypospolitej - zjawił się we Wrocławiu. Na Dolny Śląsk przyjechał po raz pierwszy od dnia swojej ucieczki z Polski w lipcu 1991 roku. O swoim życiu w Izraelu i planach na przyszłość opowiedział naszemu reporterowi.

Gdy wyjechał, pisały o tym na pierwszych stronach największe polskie gazety. O aferze z firmą Art B. - Gąsiorowski był jednym z jej wspólników - przez wiele miesięcy mówiła cała Polska. Wszyscy pisali o legendarnym "oscylatorze": skomplikowanym, dziś już niemożliwym do przeprowadzenia mechanizmie zarabiania na odsetkach od tych samych pieniędzy ulokowanych w dwóch różnych bankach.

Krążyły legendy o przewożeniu czeków samolotami z banku do banku. Ten "oscylator" miał zostać wymyślony we Wrocławiu, gdzie firma Art B. miała swój departament informatyczny. Opowiadano o powiązaniach rodzącego się wówczas polskiego biznesu i świata polityki.

Dziś na Gąsiorowskim ciąży "tylko" zarzut przywłaszczenia 71 mln zł z firmy Art B. Ale przez 23 lata, gdy ukrywał się w Izraelu, był podejrzany o wyprowadzenie z "polskiego systemu bankowego" 420 mln zł. Właśnie przy pomocy "oscylatora".

Ale ten zarzut już się przedawnił. Przestępstwo, o które niedawno prokuratura oskarżyła Gąsiorowskiego, przedawni się w sierpniu 2016 roku. - Będę się bronił w sądzie - powiedział nam wczoraj na wrocławskim lotnisku Andrzej Gąsiorowski. Choć proces ma spore szanse nie doczekać końca: akta liczą kilkaset tomów, a do przesłuchania jest około stu świadków.

- Moje biznesowe życie było związane z Warszawą - dodaje Andrzej Gąsiorowski. - Dolny Śląsk to studia na Akademii Medycznej we Wrocławiu, rodzina i przyjaciele.

Przyjechał na razie na cztery dni. Czy przeprowadzi się do Wałbrzycha? Na razie za wcześnie na takie pytania. Wraca do Izraela, gdzie - jak mówi - zbudował sobie drugie życie. Pytany, czy wróci i będzie prowadził w Polsce biznes, odpowiada krótko: "nie".

Mógłby wrócić już wcześniej. Od kilku lat starał się o uchylenie listu gończego i wiążącej się z nim decyzji o aresztowaniu. Ale warszawska prokuratura zajmująca się tą sprawą długo nie chciała o tym w ogóle słyszeć.

Zobacz, o czym Andrzej Gąsiorowski mówił nam na wrocławskim lotnisku - CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Andrzej Gąsiorowski uciekał z Polski latem 1991 roku pod zarzutem wyprowadzenia z "systemu bankowego" bilionów starych złotych. Przez lata mieszkał w Izraelu, skąd polska prokuratura nie mogła go ściągnąć. Wczoraj - po raz pierwszy od dnia swojej ucieczki - wrócił na Dolny Śląsk. W sobotę pojawi się na Akademii Medycznej na uroczystości 30. rocznicy zakończenia studiów.

Bo wałbrzyszanin Andrzej Gąsiorowski z wykształcenia jest lekarzem. Kilka lat po studiach, razem z Bogusławem Bagsikiem, założył firmę Art B. Jej nazwa to skrót od słów "Artyści Biznesu".

Kilka lat temu w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej" Gąsiorowski wspominał: "Pod koniec 1990 roku, a więc już w drugim roku swojej działalności, firma Art B. posiadała majątek wartości 120 milionów dolarów USA. Wypracowywała 30 milionów dolarów zysku netto. Zapłaciliśmy 12 milionów dolarów podatku dochodowego. Firma była podzielona na jedenaście doskonale zorganizowanych kadrowo i strukturalnie niezależnych departamentów. Zatrudnialiśmy setki najwyższej klasy fachowców i menedżerów".

Ale potem wybuchł skandal. Najbardziej znana jego część to "oscylator". Czyli uzyskiwanie podwójnego oprocentowania w bankach od tej samej kwoty pieniędzy.

Dziś byłoby to już niemożliwe. Przelewy bankowe przechodzą przez sieć komputerową - są przekazywane z konta na konto. W czasie, gdy działała Art B., nie było internetu ani komputerów. Art B. jako pierwsza w Polsce firma obnażyła słabość bankowego systemu na początku rodzącego się kapitalizmu. - Wszyscy, którzy wtedy prowadzili biznes, kończyli w prokuraturze - powiedział nam wczoraj na wrocławskim lotnisku Andrzej Gąsiorowski. - Człowiek uczył się na błędach. Nasi prawnicy nie byli w stanie powiedzieć, że to, co robimy, ma symptomy czegoś nielegalnego.

Jego wspólnik Bogusław Bagsik nie wytrzymał w Izraelu 23 lat. Po kilku latach ukrywania się wyjechał do Szwajcarii. Został tam zatrzymany na podstawie polskiego listu gończego. Wyrok - m.in. za "oscylator" - już dawno odsiedział.

Gąsiorowski od kilku lat starał się o list żelazny. Chciał wrócić i stanąć przed sądem, ale nie chciał być aresztowany. Dopiero, gdy najważniejsze wątki "afery" się przedawniły, jego powrót stał się możliwy. - Zrobiła się afera, zanim sąd orzekł, jaka była skala nieprawidłowości - mówi Andrzej Gąsiorowski na wrocławskim lotnisku 23 lata po ucieczce.

Co przez ten czas robił? W Izraelu zbudował sobie drugie życie. Prowadził biznes, założył fundację pomagającą ofiarom Holocaustu. Do kraju wraca "w wieku przedemerytalnym", by wyjaśnić to, co zostało z afery. Chce stanąć przed sądem i bronić się. A jego obrońca - znany wałbrzyski adwokat mecenas Wojciech Koncewicz - przekonuje, że prokuratorskie oskarżenie o kradzież z własnej firmy przeszło 70 mln zł, to "obejście prawa". Bo kilka lat temu zlikwidowano przestępstwo działania właściciela na szkodę własnej firmy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska