Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolny Śląsk nie wychowa sobie następcy Małysza

Rafał Święcki
Orlinek został wydzierżawiony na 20 lat jako małpi gaj
Orlinek został wydzierżawiony na 20 lat jako małpi gaj Marcin Oliva Soto
Na Dolnym Śląsku trenuje tylko 9 skoczków. Skocznie są puste, w Karpaczu nie skakano od lat.

Dolny Śląsk nie skorzystał na małyszomanii. Dziś w regionie jest tylko jeden klub zajmujący się szkoleniem skoczków narciarskich, a skocznie stoją puste. Na Orlinku w Karpaczu, w którego przebudowę Ministerstwo Sportu wpompowało 3 mln zł, od dwóch lat nie oddano ani jednego skoku, a i tej zimy nie będzie tu żadnych zawodów.

- Skocznia powinna żyć. Powinny odbywać się treningi, zawody - uważa członek zarządu Polskiego Związku Narciarskiego i jeleniogórski starosta Jacek Włodyga.

Chciał, by w tym roku, w marcu, rozegrano tu choćby niewielkie zawody dla mniej utytułowanych skoczków, którzy nie biorą udziału w rozgrywanych w tym okresie mistrzostwach świata. Niestety, pomysł nie wypalił, ponieważ - według Włodygi - władze Karpacza nie były zainteresowane turniejem.

Zdaniem władz miasta, to PZN powinien poprosić gminę o zorganizowanie zawodów.

- Nikt nie zapytał miasta, czy jesteśmy tym zainteresowani - tłumaczy burmistrz Bogdan Malinowski.

Poza tym, według niego, takie zawody to dla Karpacza spory wydatek. Samo przygotowanie nieużywanej od dawna skoczni może kosztować 15-30 tys zł. Bo na zeskoku osunęła się ziemia. Dodatkowo, na zorganizowanie imprezy trzeba by wydać ponad 100 tys. zł. Malinowski przyznaje też, że kosztowny remont skoczni 11 lat temu był błędem. - Pieniądze wyrzucono w błoto, bo tradycja skoków narciarskich w Karpaczu umarła - uważa burmistrz.

85-metrowy Orlinek jest zbyt mały, by rozgrywać tu ważne zawody rangi Pucharu Świata, a tylko takie imprezy przebiją się do mediów i będą promować miasto. Podczas mistrzostw Polski w 2004 roku Adam Małysz powiedział o tej skoczni, że to doskonały obiekt treningowy. Zainteresowanych treningami jednak nie ma.

Sekcja skoków narciarskich, która działała w Karpaczu, została zawieszona. Zresztą, nawet kiedy istniała, młodzi skoczkowie jeździli na treningi do Czech. Orlinek był dla nich zbyt duży. Do skoków na nim trzeba się przygotowywać co najmniej dwa lata.

Karpacz ma wprawdzie mniejszą, 30-metrową skocznię Karpatka, ale nie można tam skakać, bo obiekt, mimo przeprowadzonego remontu, nie nadaje się do treningów.

- Sekcja skoków była kosztowna, musieliśmy dojeżdżać na skocznię do Harrachova. Było to męczące, dzieci się wykruszały. Stąd decyzja o zawieszeniu działalności - mówi Andrzej Szenajch z zarządu klubu sportowego Śnieżka. Członkowie klubu zarzucają gminie, że nie wspiera sportu wyczynowego. Rocznie przeznacza jedynie ok. 50 tys. zł na rekreację sportową.

Jedyna sekcja
Honoru Dolnego Śląska w skokach narciarskich broni jeszcze jedynie klub sportowy z Lubawki: UKS LubSki. Od pół roku szkoli 9 zawodników. Na razie skaczą w Czechach, ale w lutym chcą zorganizować zawody na skoczni K-90 w Lubawce. Jej burmistrz obiecał im pieniądze. Wspierają ich też lokalni przedsiębiorcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska