Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie: Tego wciąż należy się uczyć od Niemców

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber, szef działu sport
Wojciech Koerber, szef działu sport Janusz Wójtowicz
Będę upierdliwy, lecz właśnie czytam, że miasto zlikwidowało ostatnie wolne miejsca parkingowe w okolicy Hali Ludowej, by zrobić dobrze firmie Budimex. Tej, co za dzień postoju na swoim parkingu krzyczy 60 zł. Zalatuje na odległość. To samo miasto, bezczelnie drenujące kieszenie mieszkańców z ostatnich pieniędzy, próbuje ich uszczęśliwić imprezą za setki miliony złotych. Imprezą o nazwie World Games 2017, która ani trochę nie jest sportowa, lecz nade wszystko polityczna.

Skoro już te igrzyska mamy, trzeba je przyszykować profesjonalnie, lecz niech władza nie wciska ludowi kitu. Niech nie mówi, żeśmy tę imprezę wyrwali światu, żeśmy wygrali po nią wyścig, bo ścigać nie było się z kim. W blokach startowych zostaliśmy sami, wszyscy inni się wycofali. Niech władza nie mówi, że to największa impreza sportowa w historii Polski, czego komentować nawet nie warto. Głównie chodzi o to, by stworzyć spółkę, wcisnąć doń popleczników, a później tę spółkę miesiącami rozliczać. By zapłacić swoim. Tymczasem wiem jedno: nie trzeba wydać stu milionów dolarów, by sobie na mieście w bilard pograć.

Jeden z niewielu plusów, jakie dostrzegam, to próba zrobienia ze Skansenu Olimpijskiego na powrót Stadionu Olimpijskiego. Tylko czy 11 tysięcy planowanych miejsc, ledwie 11 tysięcy, przywróci Wrocławiowi największe żużlowe imprezy? No nie. A wspomniana Hala Ludowa, do której sentyment mam ogromny (zapach historii), też znalazła się w pewnej kropce. Otóż przy imprezach komercyjnych (KSW, duże gale boksu etc.) liczy się głównie rachunek ekonomiczny. Jeśli więc możemy sprzedać 7 tysięcy biletów we Wrocławiu lub dwa razy tyle w Trójmieście, Katowicach, Łodzi czy Krakowie, to, rzecz jasna, każdy wybierze zarobek dwukrotnie większy.

Słówko o mediach jeszcze i o służbie zdrowia. Nie rozumiem, jak można pisać - a piszą tak wszyscy - że oto ktoś przegrał walkę z rakiem, jak ostatnio aktorka Anna Przybylska. Czujecie to, czy nie? W walce z polską służbą zdrowia tylko nieliczni nie stoją jednak na straconej pozycji. Przykład. Jako że nie jestem do końca normalny, odebrałem ostatnio telefon, pędząc po wioskach na rowerze.

Nie wdając się w szczegóły - trafiłem na Szpitalny Oddział Ratunkowy renomowanego wrocławskiego szpitala. I tak to szło. Lekarka: Czy pan jest dziennikarzem "Gazety Wrocławskiej?". Ja: Tak. Ona (z przekąsem): A ja jestem córką doktora... (tu padło nazwisko). Ja: Pani wybaczy, ale jestem z działu sportu, nie znam pana doktora. Po reakcji i niechęci domyślam się jednak, że był jakiś zatarg z "Gazetą?". Ona: "Gazeta" obsmarowała mojego tatę. I po chwili: Ja pana nie obsłużę i tej ręki panu nie opatrzę. Pójdę po sanitariusza.
I pani wyszła. Wygooglałem później, że tata przez pół roku z okładem dostarczał do szpitala zwolnienie lekarskie, by w tym czasie przyjmować... prywatnie. No, mniejsza z tym. Pomijając prawny aspekt zdarzenia, pytam: czy z taką wrażliwością można przyjmować na oddziale ratunkowym? Poczekałem na tę panią, by - zachowując się najgrzeczniej, jak potrafię - wybadać, czy jednak przechowuje w sobie resztki człowieczeństwa. Zapytałem, czy gdybym umierał, postąpiłaby podobnie. Twierdzi, że nie.

Wiecie, dlaczego nie podaję personaliów tej pani i nazwy szpitala? Bo, niestety, mentalnie jestem Polakiem. A pamiętacie, jak piłkarz Gikiewicz poskarżył się na głos, że kolega ze Śląska, Mraz, przyszedł na trening pijany? My powiemy - konfident i donosiciel, Niemcy - że postąpił jak prawy obywatel. I tego wciąż winniśmy się od Niemców uczyć. Mimo że lejemy ich ostatnio na boiskach wszelakich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska