Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital zaproponował rodzinie złotówkę za śmierć pacjenta

Agata Grzelińska
Zdarza się, że trudna operacja wykonana jest po mistrzowsku, a pacjent umiera na zakażenie
Zdarza się, że trudna operacja wykonana jest po mistrzowsku, a pacjent umiera na zakażenie fot. Paweł Relikowski
Złotówka odszkodowania za śmierć w wyniku błędu lekarskiego? Tak, to nie żart. To się zdarzyło naprawdę. We Wrocławiu. Tyle zaproponował rodzinie Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 we Wrocławiu po tym, jak Wojewódzka Komisja do spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych wydała orzeczenie, że śmierć bliskiej im osoby nastąpiła na skutek błędu personelu medycznego.

Od początku swego istnienia Wojewódzka Komisja do spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu rozpatrzyła 122 wnioski. Z tego 10 spraw umorzyła, w 92 przypadkach stwierdziła, że nie doszło do zdarzenia medycznego, a w 20 nie miała wątpliwości, że wnioskodawcy słusznie domagają się odszkodowania.

– Dotąd doszło do uzgodnienia pomiędzy wnioskodawcą a podmiotem leczniczym kwoty odszkodowania i zadośćuczynienia tylko w czterech przypadkach – mówi Alicja Haczkowska, przewodnicząca Wojewódzkiej Komisji do spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu.

Były to kwoty od 10 tysięcy do 150 tysięcy złotych. W pozostałych sprawach nie doszło do porozumienia, bo szpitale
proponowały zbyt mało. – Zdarzały się propozycje odszkodowania i zadośćuczynienia w wysokości 500 złotych w pięciu przypadkach. Jeden ze szpitali zaproponował 1 złoty – mówi Haczkowska. – Tak niskie propozycje świadczą, że podmioty lecznicze nie akceptują orzeczeń komisji.

Skąd się biorą tak rażąco niskie i poniżające dla poszkodowanych kwoty? Dlaczego szefowie szpitali nie mają skrupułów, by zaproponować złotówkę czy 500 złotych zadośćuczynienia za śmierć pacjenta? O komentarz zapytaliśmy Jolantę Budzowską, radcę prawną, specjalizującą się w sprawach medycznych, która wywalczyła najwyższe w Polsce odszkodowanie za błąd medyczny w wysokości 1,2 mln zł. Zasiada też w Wojewódzkiej Komisji ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych w Krakowie.
– To nie jest odosobniona sytuacja i nie tylko we Wrocławiu. Oczywiście jest to dowód zobojętnienia władz szpitala na cierpienie. Prawdopodobnie jednak przyczyna tkwi też tym, że szpitale, które proponują takie kwoty, nie mają specjalnego ubezpieczenia od zdarzeń medycznych. Ubezpieczenia te są dobrowolne – zauważa Budzowska. – Jeśli rodzina pacjenta nie przyjmuje takiej propozycji, wtedy musi iść do sądu. A odszkodowania z wyroków sądowych szpitale płacą z obowiązkowego ubezpieczenia OC – tłumaczy mechanizm prawniczka.

Piotr Nowicki, dyrektor SPSK1 potwierdza, że zaproponował złotówkę odszkodowania, ale jak podkreśla symboliczną. – Z dwóch powodów. Nie jestem przekonany, że komisja miała rację. Napisałem więc, że proponuję symboliczną złotówkę, ale nie dlatego, że na tyle wyceniam czyjąś krzywdę, tylko dlatego, żeby przenieść sprawę na drogę sądową. I tak się stało. Nie unikamy ewentualnej odpowiedzialności. Czekamy na rozstrzygnięcie sądu – mówi dyrektor Nowicki. Niedoskonały system prawny nie zwalnia jednak ludzi kierujących szpitalami z choćby minimalnej empatii.

– Szpital proponując tak niską kwotę, powinien dołączyć zaproszenie na rozmowę o ugodzie z udziałem ubezpieczyciela, ale to wymaga dobrej woli. W mojej 16-letniej praktyce tylko dwa razy spotkałam się z sytuacją, że szpitale zawarły ugodę z rodzinami w mediacji, ale w obu przypadkach stało się tak z inicjatywy ubezpieczyciela – dodaje Jolanta Budzowska. – Zazwyczaj wygrywa doraźny interes zarządzających, którzy działają w myśl zasady: „byle później, byle nie za mojej kadencji”.
I mniej ważne jest dla nich to, że w sądzie rodziny pacjentów mogą wywalczyć znacznie większe kwoty, bo tam nie obowiązują już ograniczenia takie, jak w komisjach.

Najlepsi nie muszą nic poprawiać?

Spośród 20 orzeczeń potwierdzających zdarzenie medyczne, 13 dotyczy podmiotów leczniczych z Wrocławia. Pozostałe miały miejsce w placówkach w innych miastach Dolnego Śląska. W ciągu trzech lat najwięcej wniosków, bo 29 wpłynęło pod adresem Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego przy ulicy Borowskiej. Po 15 skarg było na 4. Wojskowy Szpital Kliniczny z Polikliniką (ul. Weigla) oraz Dolnośląski Szpital Specjalistyczny im. T. Marciniaka (ul. Traugutta), 12 wniosków złożono na Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ul. Kamieńskiego, 8 na Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 1, 5 na Szpital Specjalistyczny im. A. Falkiewicza na Brochowie, 4 na Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. J. Gromkowskiego przy ul. Koszarowej i 2 na Centrum Chorób Płuc przy ul. Grabiszyńskiej.
Jak wynika z tych statystyk, najwięcej zastrzeżeń pacjenci mają do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, wobec którego komisja potwierdziła pięć spraw.

– W ciągu trzech lat istnienia Komisji wobec USK orzeczono zdarzenia medyczne w 5 przypadkach, z czego w jednym przypadku wnioskodawca przyjął propozycję szpitala. Wnioski w tych sprawach dotyczyły zakażeń szpitalnych, niezdiagnozowania tętniaka oraz opóźnienia w leczeniu – mówi Agnieszka Czajkowska-Masternak, rzeczniczka USK. I dodaje, że szpital zachęca pacjentów do składania wniosków o likwidację szkody w ramach polisy OC szpitala. – Każdy przypadek analizowany jest indywidualnie.

Logiczne wydaje się, że największe ryzyko popełnienia błędu jest w największym szpitalu, do którego trafiają najtrudniejsze przypadki. Zastanawia jednak, że najwięcej orzeczeń dotyczy zakażeń szpitalnych.
– Niestety. Często operacja, nawet bardzo skomplikowana, jest wykonana po mistrzowsku, ale potrafi być zniweczona przez powikłanie w postaci zakażenia szpitalnego – prof. Andrzej Gładysz, były konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych, wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Komisji do spraw Orzekania o Zdarzeniach Medycznych we Wrocławiu. – Powtarzają się te same błędy. Co więcej, w tych samych placówkach. Zarządzający nimi i pełnomocnicy prawni twierdzą, że wszystko jest w porządku, a do zakażeń dochodzi.

O czym to świadczy? Że dyrekcja szpitala zadowala się wyłącznie procedurami na papierze? Że nie ma tam właściwej kontroli zakażeń szpitalnych? Że nikt nie dokonuje żadnej analizy błędów i orzeczeń komisji? Profesor wspomina jedną ze spraw. Dotyczy chirurgii wysoko specjalistycznej w bardzo referencyjnej placówce we Wrocławiu. Doszło tam do zakażenia szpitalnego, po którym pacjent zmarł.
– Ordynator tego oddziału podjął decyzje naprawcze, ale były one na tyle jednoosobowe i na tyle nieegzekwowane, niekontrolowane, że na tym samym oddziale po kilkunastu miesiącach z podobnego powodu doszło do kolejnego zakażenia. Tym razem operowany przeżył, ale z konsekwencjami, które zostają na całe życie – mówi prof. Gładysz. – Każdy taki błąd to pieniądze wyrzucane w błoto. Zamiast płacić odszkodowania można kupić nowy sprzęt czy dać pod-wyżki personelowi. Niestety, nie ma weryfikacji organizacji pracy, nie ma naprawiania błędów.

Nowe prawo czy wyższe kary?
Być może, jeżeli szpitale zamiast naprawiać procedury, by unikać tych samych błędów, wolą płacić odszkodowania z publicznych pieniędzy, należy zmienić prawo tak, by to konkretni winowajcy (lekarze czy pielęgniarki lub inni przedstawiciele personelu medycznego) płacili odszkodowania?
– Dziś rzeczywiście pracownicy szpitali są bezkarni. I na pewno personel powinien odpowiadać, ale może też warto wprowadzić takie rozwiązanie, jak we Francji. Tam, jeśli szpital nie uznaje swojej winy, a komisja czy biegli uznają, że jednak ewidentnie błąd został popełniony, szpital musi zapłacić znacznie więcej – mówi mecenas Budzowska.

Poseł Tomasz Latos (PiS), szef sejmowej Komisji Zdrowia, uważa, że nie trzeba zmieniać ustaw, ale należy wzmocnić kontrole.
– Aż nie chce mi się wierzyć, że w renomowanych szpitalach nikt się nie przejmuje błędami. Raczej zawodzą mechanizmy kontrolne – mówi poseł Latos. – Są instytucje, które powinny się temu przyjrzeć bliżej, i to systemowo, bo może nie ma koordynacji. Sanepid, Narodowy Fundusz Zdrowia i Rzecznik Praw Pacjenta powinni przeanalizować nie tylko poszczególne przypadki, ale także ich powtarzalność.

Zdaniem posła, przyczyn tego, że w dobrym szpitalu dochodzi do zakażeń, zwykle bywa kilka. Może to być efekt ludzkich błędów, ale przyczyna może też tkwić w starym budynku czy sprzęcie.
– Warto również sprawdzić, czy nie oszczędza się na sterylizacji, zastępując skuteczne rozwiązania jakimiś tańszymi. Mam sygnały o takich przypadkach z renomowanych placówek. A może zastosowano tak modny ostatnio outsourcing i zlecono sterylizację firmie zewnętrznej? – dodaje poseł Tomasz Latos.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska