Czy do tego dojdzie, nie wiadomo. Justyna D. już raz była wzywana na przesłuchanie w charakterze podejrzanej o dwa przestępstwa. Ale 17 września do legnickiej prokuratury pani prokurator nie dotarła. Dlaczego? Nie wiadomo.
Prokurator Justynie D. już w maju Sąd Dyscyplinarny uchylił immunitet. Dopiero po tej decyzji prowadzący śledztwo legniccy prokuratorzy mogli wzywać swoją wrocławską koleżankę i stawiać jej zarzuty. Ale akta sprawy - wraz z wyrokiem Sądu Dyscyplinarnego - do Legnicy dotarły dopiero 1 września. Wciąż więc nie widać końca tej historii. I wciąż nie wiemy, kiedy poznamy wszystkie szczegóły niezwykle tajemniczej sprawy. Z dokumentami, które najpierw zginęły, a potem "cudem" się znalazły. I to kilkaset kilometrów od miejsca, w którym wszyscy spodziewali się, że będą.
Tymczasem minęła druga rocznica ujawnienia tego skandalu. Opisaliśmy ją w "Gazecie Wrocławskiej". Wtedy to wyszło na jaw, że w nieznanych okolicznościach zginęły akta sprawy, w której zarzuty usłyszał znany wrocławski lekarz, ginekolog Andrzej K. Było to w 2008 roku, ale od tego czasu sprawa - tak przynajmniej wynikało z dokumentów - była u biegłych z medycyny sądowej. W aktach znajdowała się nawet korespondencja z owymi ekspertami i pisma od nich.
Dwa lata temu okazało się, że dokumentów nigdzie nie ma. Nie było ich u biegłych, u których być powinny. Czyli w Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu. Zapytana o akta prokurator D. zemdlała i trzeba było wzywać pogotowie.
Gdy opisaliśmy sprawę, akta śledztwa odnalazły się - u innych ekspertów. Ktoś podrzucił je do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku. Choć z akt wynikało przecież, że są w Poznaniu...
Natychmiast wszczęto śledztwo. Wtedy wyszło na jaw, że wcześniej zginęły akta innej podobnej sprawy. Też chodziło w nich o medyczny błąd. Sprawę zamieciono pod dywan w identyczny sposób. Wysłano ją do biegłych, do których nie dotarła. W tym drugim przypadku zamieciono bardzo skutecznie: przedawniła się.
Śledczy z Legnicy, którym polecono rzecz wyjaśnić, już w ubiegłym roku złożyli wiosek o uchylenie immunitetu Justynie D. Ich zdaniem to ona stała za ukrywaniem akt. To ona poświadczała nieprawdę w dokumentach, jakoby korespondowała z poznańskim Zakładem Medycyny Sądowej.
Ale w pierwszej instancji, pod koniec ubiegłego roku, Sąd Dyscyplinarny dla prokuratorów wniosek o uchylenie immunitetu pani prokurator Justyny D. odrzucił. Prokuratura odwołała się i dopiero sąd wyższej instancji immunitet pani prokurator z Wrocławia uchylił. Teraz Justyna D. usłyszy zarzuty i - po zakończeniu śledztwa - prokuratura będzie mogła posłać do sądu akt oskarżenia w jej sprawie.
Siedem lat trwa sprawa - CZYTAJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Od kilku miesięcy toczy się proces w jednej ze spraw zamiecionych pod dywan na wiele lat. Pokrzywdzoną jest Małgorzata Ossman-Bitner, a oskarżonymi profesor Andrzej K. i doktor Marek M. z Kliniki Ginekologii i Położnictwa z ul. Chałubińskiego we Wrocławiu.
Prokuratura zarzuca im nieumyślne spowodowanie śmierci noworodka i narażenie jego matki - właśnie pani Małgorzaty - na niebezpieczeństwo utraty życia. Lekarze mieli zbyt długo zwlekać z cesarskim cięciem. Efekt? Dziecko nie żyje, zagrożone było też życie matki. Podstawą oskarżenia jest opinia biegłych lekarzy. Do tragedii doszło w sierpniu 2007 roku. Nie wiemy, kiedy poznamy sądową ocenę tych wydarzeń.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?