Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzecz o dwóch Fredrach, co we Wrocławiu rządzą (ZDJĘCIA)

Katarzyna Kaczorowska
Pomnik Aleksandra hrabiego Fredry w karykatury ks. Bonieckiego opakowała Małgorzata Młodnicka
Pomnik Aleksandra hrabiego Fredry w karykatury ks. Bonieckiego opakowała Małgorzata Młodnicka Paweł Relikowski
Łączy ich herb: srebrny jednorożec na błękitnym tle. No i nazwisko, choć po prawdzie nie do końca wiadomo, skąd dokładnie ta akurat więź się wzięła. Ksiądz i komediopisarz nie stali w jednym domu, ale na ulicy swojego imienia już tak.

Przyznam się. Od razu i bez bicia. Kiedy we Wrocławiu uroczyście odsłaniano ulice Aleksandra hrabiego Fredry w obecności ks. Adama Fredry-Bonieckiego, napisałam w krótkiej relacji, że były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" jest w prostej linii potomkiem słynnego komediopisarza. Internet sprawił, że kilka godzin później rzekoma progenitura z szelmowskim błyskiem w oku zdementowała publicznie tę więź. Niniejszym więc powtarzam za ks. Fredrą-Bonieckim, iż potomkiem hrabiego nie jest. Skąd jednak u licha ów "Fredro" u Bonieckich?

Zacznijmy od jajka
"Ab ovo" - mawiali starożytni, chcąc zaznaczyć, że wywód będzie sięgał czasów zamierzchłych i prapoczątku opowiadanej historii. Czym jest jajko w przypadku autora "Zemsty"?

Aleksander urodził się w 1793 roku w bogatej rodzinie szlacheckiej, niegdyś senatorskiej, herbu Bończa. O tytuł hrabiowski wystarał się ojciec przyszłego komediopisarza, który w 1822 roku, udowodniwszy, że pochodzi od żyjącego w XVII w. Andrzeja Maksymiliana Fredry, dworzanina królewskiego, kasztelana lwowskiego, starosty krośnieńskiego, wojewody podolskiego, senatora, posła i marszałka sejmu z 1652 roku (ufff), dzięki łaskawości cesarza Franciszka I, za jedyne - bagatela - 16 tysięcy srebrnych reńskich mógł się chwalić owym skromnym "hr." pomiędzy imieniem i nazwiskiem. Czy herb Bończa nie wystarczał?

Pewien szlachcic, Michał Budzanowski, w swoim pamiętniku uchylił rąbka tajemnicy, tłumacząc i słabość braci szlacheckiej, i łaskawość cesarza względem nagłego przyrostu hrabiów i baronów: "Ochota była tak gorąca do tych tytułów, że ani patrzano, że opłata procentu często trzecią część fortuny połykała. Toteż łaskawość rządu starała się dogodzić tej fantazji i kto pokazał dowody rodu i zapłacił, dostał zaraz patent, a kto zapłacił, a nie pokazał dowodów na pochodzenie żądane, to dostał go trochę później tylko; i tym sposobem napełniła się Galicja tytułami".

Wróćmy jednak do herbu Fredrów. Bończa to jednorożec biały (lub srebrny) na błękitnym tle. Herb jest pochodzenia włoskiego, najstarsza o nim wzmianka pochodzi z 1396 roku - u Długosza - a herbownych od owego jednorożca jest cała masa (np. Bartoszewski), zaś najbardziej znani są Aleksander Fredro, generał Jan Zygmunt Skrzynecki, naczelny wódz powstania listopadowego, i Stanisław Wyspiański.

Ksiądz Adam Fredro-Boniecki przyznaje, że trudno dziś dojść, dlaczego jego protoplaści zaczęli pisać się "Fredro" przed Bonieckimi. Pierwszy zrobił tak niejaki Sebastyan, żyjący w latach 1712-1777, burgrabia liwski, wychowany w województwie sandomierskim, który w 1738 roku pojął za żonę Maryannę Wielowieyską, córkę Franciszka, pułkownika konnego Jego Królewskiej Mości i kwatermistrza, co odnotowane jest w "Kronice rodziny Bonieckich" na stronie 64.

CZYTAJ DALEJ
Czas na skorupkę
Ulica Fredry to właściwie uliczka. Ale za to w zacnym miejscu, bo biegnąca pomiędzy kościołem uniwersyteckim, przylegającym do gmachu głównego wrocławskiej Alma Mater, a przyszłym Muzeum Lubomirskich. I rzut beretem od Ossolineum, co pewnie skłoni jej patrona do zejścia czasem z cokołu, na którym siedzi na wrocławskim Rynku - w końcu ze Lwowa przeniesiono do Wrocławia nie tylko pomnik komediopisarza, ale i zbiory braci O., wśród których są i rękopisy pana F.

Ksiądz Boniecki - honorowy gość uroczystości nadania kilkunastometrowej długości uliczce nazwiska Fredry - tłumaczył zebranym słuchaczom, skąd, przynajmniej w nazwisku i herbowym jednorożcu, biorą się związki jego i autora "Ślubów panieńskich". - O początkach tego herbu - Bończa - żaden nie pisze, na to się tylko zgadzają, że z Włoch zaraz przy pierwiastkach wiary chrześcijańskiej w Polszcze w te tu kraje nasze przeniesiony. Według niektórych przyszedł z Klemensem biskupem kruświckim albo kujawskim (...). Drudzy popierają, że z Prokulfem biskupem krakowskim przyszedł ze Włoch mąż znaczny Mierzb nazwany z tym herbem w roku 988 (...) ten od Mieczysława monarchy polskiego wdzięcznie przyjęty i w dobra opatrzony, gdy brat jego Klemens biskupstwo wziął kruświckie, on przy kluczu kozłowskim na Mazowszu, niedaleko od Czerska, wieś założył i Bończą nazwał (...) - ks. Boniecki przytaczał fragmenty z drugiego tomu herbarza Kaspera Niesieckiego, lekko kpiącym uśmiechem dając co bystrzejszym do zrozumienia, czy ową opowieść traktuje bardzo poważnie, czy też z nieco mniejszą powagą.

Cóż, trudno, Niesieckiemu albo się wierzy, albo nie, a już na pewno nie dyskutuje.

A może by tak żółtko?
Według Długosza ród chwalący się herbem Bończa pochodzi z Italii, jest "chytry i przebiegły", a do Polski przychodząc, Bonacza - co tłumaczy się "dobry czas" - się nazwali.

Zaiste, ów "dobry czas" do księdza redaktora pasuje jak ulał, ale protoplasta (tym razem prawdziwy) przyszłego szefa "Tygodnika Powszechnego, też o imieniu Adam, w 1875 roku we wspomnianej "Kronice rodziny Bonieckich z przydomkiem Fredro. Herbu Bończa" wyjaśniał: "Członkowie tej rodziny przenosząc się i osiadając w różnych stronach kraju, od nabywanych majętności przybierali nazwiska i znowu od nich nowe powstawały rody, które na pamiątkę wspólnego pochodzenia, przy pierwotnym swoim pozostały herbie. Z rodzin tych pierwsze miejsce zajmują Fredrowie - rodzina ta pochodzić ma od Dobiesława z Bończy, marszałka Kazimierza Wielkiego, który od przygody z Niemcem będącym w łasce Kazimierzowej, a przez niego pobitym, otrzymał przydomek Fryder, a potomstwo jego Fredrami nazwane zostało.

Cóż, genealogia, koligacje, herbarze - niech ktoś teraz powie, że dochodzenie kto z kim i z czym to bułka z masłem...

CZYTAJ DALEJ
Pora na bohatera nr 1...
Łączy go z Wrocławiem nie tylko posąg na Rynku i rękopisy w Ossolineum. Ani nawet nie to, że był tu dwa razy, w tym raz jako oficer napoleoński. Owszem, napisał dziełko na zamówienie wrocławskiej resursy, ale specjaliści nie kryją, że chyba lewą nogą przez prawe ramię i litościwie spuszczają nań zasłonę milczenia. Bo większe emocje budzą łączące go z Wrocławiem więzy fizyczne, mogące posłużyć za kanwę thrillera opowiadającego o przygodach pewnego profesora.

Otóż autora "Pana Jowialskiego" z Wrocławiem łączy... zmumifikowany kciuk prawej dłoni, którego z narażeniem dobrego imienia i wolności z grobowca we Fredrowskich Rudkach przywiózł profesor Bogdan Zakrzewski.

Był rok 1970. Jeden z czołowych polskich fredrologów przyjechał do Rudek jako nieprzymierzając do Mekki. Do grobowca Fredrów wpuścił go Ukrainiec i od razu zapytał, czy chce coś na pamiątkę. Zanim się profesor zreflektował, gospodarz przez uchylone wieko trumny urwał kciuk od reszty dłoni ukrytej w rękawiczce z jelonkowej skórki.

Życie po życiu owego kciuka to dowód na refleks profesora, który przez granicę jeszcze Związku Radzieckiego przewiózł niecodzienną pamiątkę jako... pozostałość po rodzonej babce. I zamknął aż do 1989 roku, w rodzinnym sejfie. Ostatecznie ten "drobiazg" został wmurowany w ścianę kościoła św. Maurycego - w mosiężnej szkatułce wyłożonej czerwonym akasmitem.

...i na bohatera nr 2
Kilka miesięcy temu skończył 80 lat i daj Boże każdemu 80-latkowi tyle energii i jasności umysłu. Na jego benefisie Joanna Szczepkowska sparafrazowała samą siebie, mówiąc: - Proszę państwa, 25 lipca 1934 roku zaczął się w Polsce Adam Boniecki, a ks. prof. Michał Heller żartobliwie wyłożył zasadę antropiczną, jak Pan Bóg stworzył Adama.

Autor "Rozmów niedokończonych", "Zakazu palenia" i wcześniej, równie rozchwytywanej książki, zbioru jego felietonów z "Tygodnika Powszechnego" "Lepiej palić fajkę niz czarownice" nie tak dawno temu napisał: "Mamy kompleksy, niekoniecznie osobliwie polskie, ale nie da się ich ukryć. Kompleksy, niestety, typowe dla słabych, przegranych, wzgardzonych. Nadrabiamy, pyszniąc się jak dzieci z wujka w Ameryce, z Marii Skłodowskiej-Curie, Kopernika, Chopina i kogo tam jeszcze, a najbardziej z »Polskiego Papieża«, od chwili jego wyboru, choć niejeden wcześniej nic o Karolu Wojtyle nie wiedział".

Ksiądz, o którym mówią, że jest niezwykłym okazem księdza, nie kryje, że zawód, który wybrał, jest najtrudniejszym zawodem świata. Czy zgodziłby się z nim Fredro, którego nazwisko przodek połączył z rodem Bonieckich? A może dla komediopisarza to nie księżowanie, ale rozśmieszanie ludzi byłoby najtrudniejszym w życiu powołaniem?

CZYTAJ DALEJ
Z Moliera czy z kontusza?
Dr Bogusław Bednarek, który z sobie właściwą starannością wybrał z ogromnego dorobku hrabiego cytat na kamień pod drzewem go upamiętniającym, a zasadzonym tuż przy jego ulicy, cytat, który nie ośmieszy i nie zantagonizuje, ale połączy rodaków, o Fredrze mówi tak: - Był zachowawczy. Przecież w "Ślubach panieńskich", gdzie młodzi buntują się przeciwko planom ich ożenków, robią dokładnie to, co zaplanowali ich opiekunowie, którzy wcześniej sprawdzili dochody rodzin. Pokazał uzależnienie młodych od familii i jej interesów, bo śluby okazują się kontraktem handlowym, niezależnie od tego, że młodzi zapałali do siebie afektem.

Czy Fredro był konserwatystą? Jak mówi dr Bednarek, to raczej świat oddalał się od niego. Wykształcony na wzorcach oświeceniowych, w świecie ładu, akceptował to, co zastane i odziedziczone. - Czy można go nazywać polskim Molierem? Boy-Żeleński udzielił na to pytanie najlepszej z możliwych odpowiedzi: w najmarniejszych przekładach Molier jest Molierem, bo to jest poeta myśli, idei. A Fredro jest niemożliwy do przełożenia, bo to poeta świata osobnego. Molier był rewolucjonistą, radykałem uderzającym w otaczającą go rzeczywistość. Fredro rzeczywistość akceptował i gloryfikował - tłumaczy dr Bogusław Bednarek.
Niech więc Fredrę i ks. Bonieckiego połączą słowa: "Jeżeli się przyłożył choć w najmniejszej części do sławy swego kraju, do dobra współbraci - to nagroda poety, tej nigdy nie straci". Dodajmy: nagroda dla każdego. I poety, i księdza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska