Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

10 lat temu powstały PiS i PO

Tomasz Targański
Donald Tusk i Jarosław Kaczyński 10 lat temu.
Donald Tusk i Jarosław Kaczyński 10 lat temu. fot. adam chełstowski/forum
Dziś dziesiąte urodziny obchodzi Prawo i Sprawiedliwość. W styczniu podobny jubileusz świętowała Platforma Obywatelska. Początki Platformy były spektakularne. Jej szeregi zasiliły osobistości ze świata biznesu i kultury. W przypadku PiS wszystko zaczęło się od powstających spontanicznie komitetów poparcia dla Lecha Kaczyńskiego.

Wszyscy interesujący się polityką doskonale pamiętają konferencję w gdańskiej hali Olivia, kiedy Maciej Płażyński, Andrzej Olechowski i Donald Tusk ogłosili założenie nowej formacji. Prasa ochrzciła ich mianem "trzech tenorów". Liderzy mówili o "szerokiej platformie porozumienia". Po paru dniach formacja zaczęła funkcjonować jako Platforma Obywatelska.

Ojcowie założyciele proponowali m.in. bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, ograniczenie nomenklatury, zmniejszenie liczby radnych, nabór pracowników administracji na drodze konkursów. Formacja Olechowskiego, Tuska i Płażyńskiego dwa tygodnie później rejestruje się jako stowarzyszenie Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polskiej.

PO narodziła się w specyficznym dla polskiej polityki czasie. Rozpadał się dawny obóz solidarnościowy, postkomunistyczna lewica rosła zaś w siłę. Notowania rządu Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności spadały na łeb na szyję. Sojusz Lewicy Demokratycznej szedł pewnie po władzę.

W rozmowach z ludźmi tworzącymi wtedy PO najczęściej powtarza się słowo "nadzieja".
- Miałem wówczas poczucie bezsilności i bezradności jako polityk. Odnosiło się wrażenie, że powstaje coś, co będzie nową jakością w polskiej polityce. Coś, co będzie w stanie przyciągnąć ludzi zaangażowanych obywatelsko. Przede wszystkim młodych - mówi Sławomir Piechota, poseł z Wrocławia.

- Platforma u swojego zarania powstawała więc jako ruch obywatelski. Ruch przeciw korupcji. Ruch nadziei na Polskę nowoczesną - dodaje Jarosław Obrębski, wiceprezydent Wrocławia.
W polityce na szczeblu lokalnym wielu polityków także było rozczarowanych.

- Samorządność dolnośląska przechodziła wówczas trudne chwile. Środowisko było skłócone, a podziały przebiegały w poprzek partii. Powstanie PO było konsekwencją tych podziałów - wspomina prof. Leon Kieres, senator PO.

- To był czas nowego otwarcia. Byłem wówczas radnym sejmiku wojewódzkiego. Pamiętam tamtą atmosferę. AWS podzielony na frakcje. Unia Wolności zablokowana w wewnętrznym uścisku i przeintelektualizowana. Zgłosiłem akces do powstającej wtedy Platformy Obywatelskiej, bo wydała mi się ona formacją gotową dokonać zmian w kraju - podsumowuje Jarosław Duda, wrocławski senator PO.

Spory na szczeblu samorządowym nakładały się na te, którymi żyli politycy w Warszawie. Iskrą, która podpaliła beczkę prochu pod UW i AWS, były niewątpliwie wybory przewodniczącego Unii Wolności. Donald Tusk przegrał z Bronisławem Geremkiem. W efekcie zwolennicy Tuska, w większości politycy związani z dawnym Kongresem Liberalno-Demokratycznym (KLD), byli usuwani z eksponowanych stanowisk wewnątrz UW.

- W skali kraju powstanie Platformy było efektem tej porażki Donalda Tuska. Nie zaproponowano mu wówczas nawet funkcji wiceszefa - wspomina prof. Kieres.

- Na początku 2001 r. byłem tak naprawdę poza polityką. Kiedy poparłem Donalda Tuska w wyborach przewodniczącego, nie było już dla mnie miejsca w UW - tłumaczy poseł Piechota.
Pojawienie się PO było także efektem podziałów wewnętrznych w UW. - Ustanowienie nowej partii to efekt sporu wewnątrz jednego obozu politycznego. Na Dolnym Śląsku toczył się on wówczas między przedstawicielami starej Unii Demokratycznej, którym przewodził Władysław Frasyniuk, a młodymi liberałami, jak się ich wówczas nazywało, których reprezentował Grzegorz Schetyna.
Przegrani musieli odejść i szybko znaleźli się wśród liderów rodzącej się Platformy. Wśród nich Bogdan Zdrojewski, który zapowiedział, że kończy urzędowanie na stanowisku prezydenta Wrocławia.

Platforma pozyskała na Dolnym Śląsku znane nazwiska, jak Zdrojewski czy Schetyna

- Po zakończeniu mojej kadencji chciałem, aby moje doświadczenia w samorządzie nadal miały publiczny wymiar. Pomysł na Platformę jako szeroki ruch społeczny wydał mi się atrakcyjny - mówi Bogdan Zdrojewski, dziś minister kultury i dziedzictwa narodowego.
Mocne wejście na scenę polityczną Platforma zyskała dzięki nazwiskom, które ją poparły. Na Dolnym Śląsku było ich kilka.

- Nowy projekt reprezentowały takie twarze, jak Bogdan Zdrojewski, Grzegorz Schetyna czy prof. Andrzej Łoś. Zrobiło to na mnie bardzo duże wrażenie - podkreśla poseł Piechota. - Lokomotywami Platformy na Dolnym Śląsku od początku byli Bogdan Zdrojewski i Grzegorz Schetyna. Zdrojewski miał bardzo znane nazwisko, a Schetyna nadzwyczajne zdolności organizacyjne - mówi wiceprezydent Obrębski.

Pozyskanie Bogdana Zdrojewskiego było dla młodego ugrupowania ogromnym wzmocnieniem . Było to wówczas najsilniejsze nazwisko na Dolnym Śląsku. Odczytywano to jako jednoznaczny sygnał, że Zdrojewski szuka sobie miejsca na ogólnopolskiej scenie politycznej.
Dolny Śląsk zaraz po mateczniku Platformy, czyli Gdańsku i całym Pomorzu, był miejscem, gdzie nowe ugrupowanie trafiło na podatny grunt.

- Nasz region od razu został jednym z najsilniejszych ośrodków Platformy. Zawdzięczamy to zróżnicowanemu środowisku, które tworzyło Platformę. Znaleźli się tam zarówno ludzie ze środowiska akademickiego, jak i biznesowego, a także samorządowcy - podkreśla minister Zdrojewski.

- Nie pamiętam jednak, aby do Platformy przechodzono masowo. Pierwszymi ludźmi, którzy tworzyli PO wewnątrz sejmiku wojewódzkiego, byli Marek Skorupa, Sławomir Najnigier czy Jacek Protasiewicz - wspomina prof. Kieres.

Nie można także zapominać, że partia startowała z bardzo nośnymi i popularnymi wówczas postulatami. Na sztandarach Platformy były jednomandatowe okręgi wyborcze, które dawały nadzieję na odpartyjnienie polityki na szczeblu lokalnym, oraz postulat prawyborów, którego zadaniem było wciągnięcie ludzi w wyłanianie swoich lokalnych liderów politycznych.

- W regionie pojawiło się wiele nowych twarzy. Jedną z nich był Zbigniew Chlebowski, który w pierwszych prawyborach uzyskał rewelacyjny wynik. Wygrał w cuglach i został nr. 1 na liście w wyborach parlamentarnych - mówi senator Duda.

PO nie od razu stała się partią polityczną. Założyciele na każdym kroku podkreślali, że są stowarzyszeniem i przywiązują ogromną wagę do idei obywatelskości.

- Zarejestrowanie Platformy jako stowarzyszenia a nie partii było według mnie chwytem socjotechnicznym. Społeczeństwo wtedy liczyło na coś świeżego, było zmęczone walką między partiami - mówi Obrębski.

Partie źle się kojarzyły. Stowarzyszenie było zaś czymś nowym i budziło większe zaufanie. - Doświadczenie we wszystkich państwach demokratycznych dowodzi, że nie ma polityki bez partii politycznych. Nie dało się więc utrzymać Platformy w ramach stowarzyszenia, ponieważ polskie doświadczenia polityczne wskazywało, że jest to niemożliwe - przekonuje prof. Kieres.
Przełomowe dla dolnośląskiej Platformy okazało się marcowe spotkanie w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu.

- Kiedy zebraliśmy się w WFF, widać było entuzjazm. Już wtedy można było przypuszczać, że Platforma będzie znaczącą formacją polityczną. Stworzyliśmy bardzo dobry akt założycielski. Na solidnym fundamencie łatwo budować - podkreśla Bogdan Zdrojewski.

- Spotkanie było uroczyste. Poczułem tam, że jestem we właściwym miejscu i wśród ludzi, którzy myślą podobnie. Wytworzył się klimat obywatelskiego zaangażowania. Mieliśmy poczucie, że teraz wreszcie uda się skończyć ze złymi praktykami w polskiej polityce - tłumaczy poseł Piechota.
Platformę na Dolnym Śląsku tworzyły osoby o centrowych poglądach, otwarte na innych. Miejsce w nowej formacji znalazły zarówno osoby ze środowiska akademickiego, jak i biznesowego i samorządowego. Komórki Platformy powstawały nie tylko we Wrocławiu, ale przede wszystkim w terenie. W Jeleniej Górze, Wałbrzychu czy też mniejszych ośrodkach, jak Oława, Jelcz-Laskowice. Wiele osób wpisywało się na listę wsparcia dla PO.

- Platforma szybko wypełniła przestrzeń publiczną, bo bazowała na doświadczeniach osób, które osiągnęły sukces i cieszyły się zaufaniem. Miała i ma nadal otwarty charakter. Szczególnie na początku mogły się tam zmieścić osoby o bardzo zróżnicowanych poglądach. Ten projekt polityczny już w swoim założeniu wykluczał skrajności - podsumowuje Zdrojewski.

Wszystko zaczęło się od powstających spontanicznie komitetów poparcia dla Lecha Kaczyńskiego. Jedno z takich spotkań odbyło się na Uniwersytecie Wrocławskim. Inicjatywa szybko przerodziła się w partię polityczną. Ciężar tworzenia struktur wziął na siebie Adam Lipiński - pisze Tomasz Targański

Historia powstanie Prawa i Sprawiedliwości, inaczej niż Platformy Obywatelskiej, nie wiąże się z żadnym spektakularnym wydarzeniem. Nie było wielkiej konferencji inaugurującej, a na scenie nie pojawili się też "tenorzy", których znała cała Polska. W przypadku PiS początki były skromniejsze, a partia rodziła się powoli.

Wszystko zaczęło się od dymisji. Kiedy Lech Kaczyński został w lipcu 2000 r. odwołany z urzędu ministra sprawiedliwości, wiele osób w Polsce odebrało to jako kolejny znak, że sprawy państwa nie idą w dobrym kierunku.

- Ruch na polskiej prawicy rozpoczął się rzeczywiście tuż po odwołaniu Lecha Kaczyńskiego z rządu. Kaczyński potrafił w ciągu kilku miesięcy zyskać dużą popularność. Trampoliną do jego sukcesu było społeczne zapotrzebowanie na "silnego człowieka", który walczy z korupcją i rozprawia się z przestępcami. Rozpad AWS również bardzo pomógł PiS - wyjaśnia dr Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Rozpadająca się koalicja Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności spowodowała, że po prawej stronie sceny politycznej pojawiła się wolna przestrzeń. Było oczywiste, że ktoś musi wypełnić tę lukę. Podczas gdy Platforma odwoływała się do wyborców centrowych, bracia Kaczyńscy chcieli zagospodarować konserwatystów.

Pomysłem Jarosława Kaczyńskiego na zagospodarowanie kapitału politycznego, jaki zgromadził jego brat, były tzw. komitety poparcia Lecha Kaczyńskiego. Powstawały one spontanicznie w całym kraju.
- Pierwszy kontakt z tworzącym się PiS złapałem nie we Wrocławiu, ale w Warszawie. Byłem wówczas dwudziestoparolatkiem. Razem z kilkoma młodymi działaczami poszliśmy do Adama Lipińskiego i zapytaliśmy, czy możemy zaangażować się w tworzenie komitetów. Odbyliśmy miłą rozmowę i ustaliliśmy, że każdy z nas pojedzie do swojego miasta i zacznie tam tworzyć struktury - mówi Dawid Jackiewicz, wrocławski poseł PiS.

Lech Kaczyński zaczął jeździć po kraju i spotykał się z ludźmi, którzy zakładali te komitety.
- Tworzyli je nie tylko ludzie o poglądach prawicowych, ale w ogóle wszyscy przejęci sytuacją polityczną w kraju. Dało się odczuć poruszenie i troskę o dalsze losy kraju. Zaktywizowało się bardzo wielu ludzi, którzy dotąd nie mogli znaleźć sobie miejsca w polityce - tłumaczy Jackiewicz.
Jedno ze spotkań Lecha Kaczyńskiego z członkami jego komitetu miało miejsce na Uniwersytecie Wrocławskim. Osobą, która była jednym z głównych organizatorów tych spotkań we Wrocławiu, był Zbigniew Puniewski.

Przyczyny, dla których powołano PiS, leżą jednak daleko poza utratą przez Lecha Kaczyńskiego stanowiska w rządzie. Formowanie pierwszych komitetów było odpowiedzią na realne żądania społeczeństwa. - Wówczas byłem poza parlamentem. Po przegranych wyborach w 2001 r. miałem więc dystans do polskiej polityki. Ale od razu miałem jednak wrażenie, że Jarosław Kaczyński strzelił w dziesiątkę, jeśli chodzi o odczytanie bolączek trapiących społeczeństwo - mówi Ryszard Czarnecki, europoseł PiS z Wrocławia.

Początki PiS są więc związane z postulatami zaostrzenia kodeksu karnego i wprowadzenia kary śmierci. Ludzie mieli dość chwiejnego AWS, chcieli silnego państwa i silnej partii, która nie godzi się na ciągłe kompromisy z rzeczywistością.

PiS sięgnął po ludzi młodych, którzy nie mieli dotąd szansy wejść do polityki

- Pamiętajmy, że zaledwie parę lat wcześniej zginął Marek Papała, komendant główny policji. Wkrótce po nim minister sportu w rządzie Buzka, Jacek Dębski. Pojawił się więc w Polsce klimat panoszącego się bezprawia. Jarosław Kaczyński uznał, że odpowiedzią będzie partia obiecująca społeczeństwu poszanowanie prawa - tłumaczy dr Alberski.

PiS było pierwszą partią, która tak mocno postawiła te postulaty. Politycy skupieni wokół Kaczyńskich odwoływali się także do ludzi wykluczonych w wyniku transformacji i przejścia od komunizmu do kapitalizmu.

- Szczególnie zwracaliśmy uwagę na to, że ówczesne przemiany gospodarcze działały na niekorzyść ludzi pracy. Prezesi spółek działali jawnie na niekorzyść swoich firm, a potem odchodzili, biorąc jeszcze sute odprawy. Oburzało nas to - podkreśla Waldemar Wiązowski, poseł PiS z Wałbrzycha.

Od początku widać było, że formacja Kaczyńskich będzie mocno odwoływać się do tradycji niepodległościowej. Krytyczny stosunek do elit postkomunistycznych stał się wkrótce ich znakiem rozpoznawczym. Słowa "lustracja" i "rozliczenie z przeszłością" powtarzały się w przemówieniach liderów.

Równocześnie z rodzeniem się PiS pączkowała także Platforma Obywatelska. PiS budowało swoje struktury wolniej, mniej spektakularnie niż Platforma, która z uwagi na swoich "tenorów" przykuwała uwagę mediów. - We Wrocławiu nie było czuć rywalizacji z Platformą. Nie zwracaliśmy uwagi na to, co działo się z Platformą Obywatelską. Apelowaliśmy do innego odbiorcy. Poza tym Platforma tworzyła się według innego schematu niż my. Tam od razu pojawiły się renomowane nazwiska, jak Zdrojewski, które pociągnęły za sobą całą resztę - wyjaśnia Jackiewicz.

PiS tworzyli nowi ludzie. Pojawiały się twarze dotąd nieznane. Ludzie, którzy gdzieś usłyszeli, że powstał taki komitet albo usłyszeli od kogoś, że we Wrocławiu spotkanie miał Lech Kaczyński. Wśród ludzi tworzących PiS głównym środowiskiem byli dawni członkowie Porozumienia Centrum. Przyszło tam wiele osób z Przymierza Prawicy, Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego czy środowiska Waldemara Walendziaka.

- PiS zdecydowało się pójść drogą partii kadrowej. Jarosław Kaczyński zdecydował się na to, aby zapobiec podziałom, które były bolączką polskiej prawicy w latach 90. Miało to także pewien minus, objawiający się w tym, że powstającej partii zabrakło impetu, z jakim na scenę polityczną weszła Platforma Obywatelska. PiS wybrało stabilność, przewidywalność i spokojne budowanie struktur partyjnych u podstaw - tłumaczy Czarnecki.

Nową partię stworzyło wąskie grono. - Nie chcieliśmy być szerokim ruchem i iść na ilość kosztem jakości. Wszystko zaczynało się więc od kilku osób, które sobie nawzajem ufały - mówi Jackiewicz.

PiS bardzo ostrożnie dobierało ludzi. Kierownictwo dbało o to, aby partia zbyt szybko się nie rozrosła. Ci, co byli przyjmowani, byli dokładnie sprawdzani, aby nie powtórzyć błędów AWS.
- PiS nie bało się postawić na młodych i nieznanych działaczy. Platforma zrobiła to dużo później. Partia Kaczyńskiego dawała szansę ludziom, którzy w polityce byli niemal zupełnie zieloni. To wtedy karierę polityczną zaczynało wielu studentów ostatniego roku politologii na naszym Uniwersytecie. Ambitni dwudziestolatkowie szukający swojego miejsca w polityce. W PiS dano im szansę - podkreśla dr Alberski.

Mówiąc w skrócie, PiS było więc szansą dla ludzi, którzy nie zmieścili się w wąskim światku polityki lat 90. Szansę udziału w inicjatywie Kaczyńskiego otrzymali więc ci znajdujący się dotąd na obrzeżach polityki. Jak choćby Aleksandra Natalli-Świat. Tak naprawdę to PiS dał jej szansę wejścia do politycznej pierwszej ligi.

Partię we Wrocławiu tworzyło więc kilku doświadczonych działaczy, m.in. Adam Lipiński.
- Jarosław Kaczyński przyjechał w marcu 2001 r. do Wrocławia. Spotkanie odbyło się w moim biurze poselskim. Poza prezesem obecny był Adam Lipiński. Rozmawialiśmy trochę o przyszłości, o tym, jaki powinien być ideowy profil tej nowej formacji - mówi poseł Wiązowski.

Choć Adam Lipiński był już wówczas bardziej związany z Warszawą niż z terenem, to na jego barki spadło zadanie zbudowania struktur organizacyjnych nowej partii na Dolnym Śląsku. Na spotkaniach Lipiński pojawiał się zwykle razem z Lechem bądź Jarosławem Kaczyńskim.

Pierwsze spotkania organizacyjne PiS odbywały się w specjalnie wynajętym biurze przy ul. Gepperta we Wrocławiu. W niewielkim pomieszczeniu zbierała się ok. 20-osobowa grupa, której zadaniem było organizowanie struktur partii w stolicy Dolnego Śląska.

- To były częste spotkania. Pamiętam, że w czasie, kiedy formowało się PiS, spotykaliśmy się przynajmniej kilkanaście razy. Prezes Kaczyński przyjechał w tym czasie do Wrocławia dwukrotnie. Nie dawał żadnych instrukcji, bardziej tłumaczył nam, jak jego zdaniem powinna wyglądać Polska - mówi Jackiewicz.

Choć wszystko zaczęło się we Wrocławiu, to później inicjatywa tworzenia nowej partii przeniosła się w teren. Szczególnie mocno PiS wystartował w Legnicy, która była okręgiem Adama Lipińskiego.
TARG

Wybierz Wydarzenie Dekady na Dolnym Śląsku. Więcej o konkursie TUTAJ.

Wybierz Człowieka dekady w Polsce i na Dolnym Śląsku. Więcej o konkursie TUTAJ.

Wybierz Polityczny Hit Dekady w Polsce i na Dolnym Śląsku. Więcej o konkursie TUTAJ.

Wybierz Muzyczny Hit Dekady w Polsce i na Dolnym Śląsku. Więcej o konkursie TUTAJ.

Wybierz Teatralny Hit Dekady w Polsce i na Dolnym Śląsku. Więcej o konkursie TUTAJ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 10 lat temu powstały PiS i PO - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska