Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze: Odsyłanie pacjentów przez szpital na Borowskiej to normalka

Weronika Skupin
Takie kolejki do SOR przy Borowskiej to norma. Szpital często odsyła ciężko chorych pacjentów z kwitkiem
Takie kolejki do SOR przy Borowskiej to norma. Szpital często odsyła ciężko chorych pacjentów z kwitkiem fot. Jarosław Jakuczak
Poniedziałkowy incydent, po którym zmarł ośmioletni chłopiec, nieprzyjęty do szpitala przez lekarzy z ulicy Borowskiej, nie był pierwszym. - Ten szpital regularnie odsyła pacjentów w ciężkim stanie - twierdzą zgodnie lekarze, dyżurni z wojewódzkiego centrum zarządzania kryzysowego oraz ratownicy medyczni, z którymi rozmawialiśmy. Sprawę bada prokuratura. Wyjaśnień i przeprowadzenia kontroli w szpitalu zażądał także minister zdrowia.

Przypomnijmy. W poniedziałek wieczorem w szpitalu wojskowym przy ul. Weigla zmarł 8-letni chłopiec, ciężko ranny w wypadku samochodowym. Wcześniej jego przyjęcia odmówił szpital z ulicy Borowskiej. Odesłał umierające dziecko do innej placówki. Lekarze z Borowskiej nie próbowali ratować mu życia. Tłumaczyli, że nie pełnili tego dnia ostrego dyżuru neurologicznego. Dziecko przez kilkanaście minut czekało w helikopterze, aż dorośli przestaną się spierać, kto ma ratować jego życie.

Szpital przesłał dziś swoje wyjaśnienia do Narodowego Funduszu Zdrowia. Broni się, że dyżur neurochirurgiczny miał tego dnia szpital przy Weigla. – Nie przyjmujemy takiego tłumaczenia do wiadomości, gdyż pomoc powinna zostać udzielona – mówi Joanna Mierzwińska z NFZ. Fundusz zarządził kontrolę w szpitalu. Tłumaczy, że kontrakt ze szpitalem obowiązuje przez 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu.

Czytaj więcej o śmierci 8-letniego chłopca, którego lekarze nie przyjęli do szpitala

W szpitalu będzie co sprawdzać, bo lekarze i dyspozytorzy z wojewódzkiego centrum zarządzania kryzysowego oraz ratownicy medyczni nie zostawiają na placówce z ulicy Borowskiej suchej nitki. To co mówią, jest szokujące. Twierdzą, że szpital ten regularnie odsyła pacjentów w ciężkim stanie zdrowia.

Zobacz też: Minister zdrowia chce kontroli w szpitalu przy Borowskiej

Dyżurny z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) mówi nam, że poniedziałkowy przypadek nie był pierwszym. – Prawie co noc są przepychanki z SOR-em przy Borowskiej. Karetki z ludźmi po zawale czekają po 6-8 godzin na podjeździe, codziennie ten szpital odmawia przyjmowania chorych – mówi dyżurny. – Niedawno karetka woziła pacjenta po wypadku w Miliczu między Borowską a Traugutta, bo lekarze z Borowskiej go odsyłali – opowiada. – Rozmawiam z kolegami lekarzami z Borowskiej. Mówią, że jest ich za mało. Gdy 48. godzinę pełnią dyżur, już nie chcą brać odpowiedzialności za pacjentów, boją się i odsyłają ich gdzie indziej – dodaje.

Kodeks Etyki Lekarskiej
Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego - salus aegroti suprema lex esto. Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają lekarza z przestrzegania tej zasady.
(...)
Lekarz nie powinien wykraczać poza swoje umiejętności zawodowe przy wykonywaniu czynności diagnostycznych, zapobiegawczych, leczniczych i orzeczniczych. Jeżeli zakres tych czynności przewyższa umiejętności lekarza, wówczas winien się zwrócić do bardziej kompetentnego kolegi. Nie dotyczy to nagłych wypadków i ciężkich zachorowań, gdy zwłoka może zagrażać zdrowiu lub życiu chorego.

Ratownik z wrocławskiego pogotowia opowiada, że awantury między ratownikami z karetek, a lekarzami szpitalnego oddziału ratunkowego przy Borowskiej, to codzienność. SOR odsyła karetki gdzie indziej, nawet jeśli pacjenci są niewydolni krążeniowo i oddechowo. – Centrum urazowe, jakim jest szpital przy Borowskiej, powinno mieć zakontraktowane obstawy neurochirurgiczne, ale dyrekcja jakoś to omija – mówi ratownik.

Z kolei inny lekarz, ze szpitala przy ul. Weigla, zaznacza, że SOR przy Borowskiej nie przyjmuje pacjentów niewydolnych krążeniowo i oddechowo zanim nie zostaną ustabilizowani. – Ekipa karetki musi wykonać reanimację, dopiero potem, gdy pacjent oddycha i jego serce bije, lekarze zgadzają się go przyjąć na SOR – utrzymuje lekarz.

Dodaje, że ostatnio szpital przy Weigla przyjął nastolatkę odesłaną z Borowskiej po upadku z dużej wysokości. - Była w złym stanie, podobnie jak inni pacjenci odsyłani do naszego szpitala. Nie wyobrażam sobie, jak mogli nie udzielić jej pomocy – mówi nam lekarz szpitala wojskowego.

Lekarze koordynatorzy, którzy posyłają śmigłowce i karetki do danego szpitala nie chcą z nami rozmawiać, nawet nieoficjalnie. Lakonicznie przyznają jednak, że ze szpitala przy Borowskiej pacjenci są odsyłani. Taka decyzja zapada na miejscu, a wojewódzki koordynator nie jest już nic w stanie na to poradzić. – Tam zawsze są problemy – mówi jeden z lekarzy WCZK. – Takie sytuacje jak poniedziałkowa, zdarzają się nie po raz pierwszy – dodaje inny.

Co na to dyrekcja szpitala przy Borowskiej? Nie chciała odpowiedzieć na nasze pytania.
Dr Krzysztof Dudek, szef szpitalnego oddziału ratunkowego przy Borowskiej, nie ma sobie i swoim pracownikom nic do zarzucenia. – Nic takiego jak odmówienie udzielenia pomocy się nie stało. Na moim oddziale nie ma pojęć "odmówić przyjęcia" i "nie udzielić pomocy". To moja dewiza. Jakim człowiekiem musiałby być lekarz, by nie udzielić pomocy takiemu dziecku? – grzmi Dudek.
- Ale przecież umierającemu dziecku pomocy nie udzieliliście - dopytujemy.
– Nie nie udzieliliśmy, tylko wybraliśmy optymalną możliwość, odsyłając do innego szpitala. Nikt mi nie udowodni, że nie zrobiliśmy wszystkiego, by ratować tego chłopca. Ratownicy z pogotowia nie mówią prawdy, że do chłopca nikt nie podszedł. Był tam chirurg z naszego szpitala, pediatra. Jestem sfrustrowany, że tak ciężko pracujemy, nie mamy kiedy zjeść bułki i wypić herbaty, a słyszymy takie oskarżenia – denerwuje się. Nie zgadza się też z zarzutami, że taka sytuacja się powtarza. – To nieprawda! SOR przy Borowskiej przyjmuje wszystkie karetki, dwa razy więcej niż inne szpitale. A to, że czasami czeka się na pomoc 12 godzin, to nie nasza wina. Niektórzy przychodzą z infekcją gardła – bulwersuje się.

Szeregowi lekarze pracujący przy Borowskiej mówią jednak coś innego. – Jest nas za mało. Pracując na oddziale jesteśmy wzywani na SOR i musimy zostawiać swoich pacjentów, tymczasem nie powinno się tych dwóch funkcji łączyć. Lekarz dyżurujący na SOR nie może mieć innych obowiązków – opowiada nam jeden z lekarzy. - Odsyłanie pacjentów to normalka, codziennie tak jest. Tną koszty. Sześć godzin w karetce? Tyle się czeka. To nie nasza wina – mówi.

Dyżurny centrum zarządzania kryzysowego wzdycha: – Rozmawialiśmy między sobą, że tam będzie takie bagno, dopóki ktoś nie umrze. No i stała się tragedia...

Miałeś kłopoty z przyjęciem na SOR w szpitalu przy Borowskiej? Skontaktuj się z nami! Napisz: [email protected] lub zadzwoń 71 37 48 169

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska