Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki które mnie ukształtowały? Czyli jak łańcuszki przeniosły się do sieci

Hanna Wieczorek
Łańcuszki szczęścia znane są co najmniej od stu lat, wydawało się, że z rozwojem sieci i portali społecznościowych odejdą do lamusa. Nic bardziej mylnego. Mają się coraz lepiej. Nie wierzycie? Sprawdźcie pocztę i powiadomienia na Facebooku.

Myślałam, że łańcuszki szczęścia przeszły do lamusa. A tu masz, przeglądam fb i trafiam na wezwanie od znajomych, bym natychmiast wymieniła 10 książek, które mnie ukształtowały. Łańcuszek szczęścia, jako żywo. Książek nie wymieniłam, zaczęłam za to łańcuszkowe wspominki. Ostatni trafił do mnie na sylwestra, bodaj dwa lata temu. Typowo babskie życzenia, z nieodłącznym żądaniem przesłania dalej, bo inaczej się nie sprawdzą.

Przesłałam go dalej, z sentymentu do zaprzeszłych łańcuszków, które pracowicie przepisywałam i rozsyłałam po całej Polsce (i nie tylko) w nadziei na spełnienie różnych cudownych przepowiedni dotyczących mojego osobistego życia, a czasem, wstyd przyznać, w wierze, że zostanę zasypana najpiękniejszymi pocztówkami z różnych cudownych miejsc naszego globu.

Łańcuszkowy wybuch sentymentu skończył się wybuchem śmiechu, kiedy zaczęłam rodzinne wspominki. Moje dzieci, patrząc na mnie ze zdumieniem, zapytały: - Matka, a dlaczego nie zrobiłaś ctrl c, ctrl v? No więc wyjaśniam wszystkim, którzy nie pamiętają już ery papieru: łańcuszki szczęścia nie są wymysłem XXI wieku. Krążyły po Polsce już przed II wojną światową (patrz "Łańcuch szczęścia i inne ciekawostki" Jana St. Bystronia, polskiego socjologa i etnografa).

Papierowe łańcuszki, zwane często łańcuszkami św. Antoniego, niewiele się różniły od tych elektronicznych. Wymagały jednak znacznie większego nakładu pracy. Kiedy dostałeś list z modlitwą do św. Antoniego czy św. Judy Tadeusza, prośbę o pocztówkę dla umierającego chłopca w Anglii czy zaproszenie do międzynarodowej gry dziecięcej, charakterystyczne były dwie rzeczy.

W każdym łańcuszku mamy do czynienia z zawoalowaną groźbą, to może również nas motywować

Po pierwsze należało list przepisać i rozesłać dalej (liczba osób, które trzeba było uszczęśliwić ową korespondencją, była zmienna) - to miało gwarantować ci szczęście i błogostan na wiele lat, pod drugie, jeśli przerwałbyś łańcuszek, groziły ci przeróżne katastrofy życiowe: utrata pracy, śmierć (twoja lub najbliższych), choroba lub siedem plag egipskich. Bywało też, że w liście wyraźnie podkreślano, że łańcuszek KONIECZNIE trzeba przepisać ręcznie, nie stosując żadnych form powielania.

CZYTAJ DALEJ

W owym czasie domowe powielanie znaczyło ni mniej, ni więcej, tylko używanie kalek. Kiedy już powieliłeś ręcznie dziesięć razy "Św. Judo Tadeuszu, patronie spraw trudnych i beznadziejnych, uproś mi u Serca Jezusowego i Najświętszej Marii Panny łaskę, o którą proszę" i ręka odpadała ci od nadmiaru pisania, trzeba było udać się na pocztę, nabyć koperty oraz znaczki. Na koniec zaś podejść do skrzynki pocztowej i wysłać łańcuszkowe listy dalej, uszczęśliwiając w ten sposób rodzinę, przyjaciół i znajomych.

Mateusz Głowacki, wrocławski psycholog, uśmiecha się i mówi: - To może wydać się dziwne, że racjonalni na co dzień ludzie nie wyrzucają natychmiast do kosza łańcuszkowych listów, a wielu z nich przesyła je dalej. Wydaje mi się, że podchodzą do nich jak do swoistej wróżby, szczególnie gdy niosą ze sobą "pozytywne" emocje. Z badań wynika, że właśnie te pozytywne emocje stoją wyżej w naszej hierarchii niż negatywne. A na dodatek, w każdym łańcuszku mamy też do czynienia z zawoalowaną groźbą, to także może działać na nas motywująco. Szczególnie jeśli ktoś, pomimo pozornego racjonalizmu, wierzy podskórnie w magię. Bo łańcuszek to przecież coś z pogranicza magii, która jest nieco tajemnicza, kolorowa i daleka od codziennej schematyczności.

A tak przy okazji, łańcuszkowe peregrynacje przypomina jako żywo wiele akcji na fb. Choćby taka, jak zapraszanie znajomych do "wymieniania, na szybko, 10 książek, które mnie ukształtowały". Swoją drogą czytanie książkowych wynurzeń jest naprawdę interesujące. 90 procent odpytanych zaczyna swoją listę od dziecięcych lektur. Hmmm, nie bardzo wiem, co myśleć o ludziach ukształtowanych przez baśnie braci Grimm...

Nie powinnam się wymądrzać. Moje życie odmieniła niepozorna lektura, książeczka "Nie płacz koziołku" Siergieja Michałkowa. Powiastkę o niegrzecznym koziołku, którego ratowały zwierzęta podczas powodzi, miał przeczytać ją mój syn, wówczas drugoklasista. Syn zdecydowanie odmawiał czytania, a ja coraz bardziej zdecydowanie zmuszałam go. I tak przez godzinę, dwie, trzy...

Przeczytał. I to była ostatnia lektura, którą wziął był do ręki. Do tej pory mam moralniaka. Udało mi się skutecznie zniechęcić dziecko do książek. Na szczęście po latach znalazł kilka takich, które go zainteresowały. Nie złamałam mu życia na dobre.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Książki które mnie ukształtowały? Czyli jak łańcuszki przeniosły się do sieci - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska