A jeszcze precyzyjniej - w barze U Dzynia. Wraz z przyjaciółmi Szymka Kołeckiego (czyli większością mieszkańców tego miasteczka) kibicowałem dźwigającemu nadludzkie ciężary wspaniałemu sportowcowi.
Niesamowity doping kumpli z salki gimnastycznej - bo w Wierzbnie wszyscy trenują ciężary - pomógł. Kołecki zdobył srebrny medal igrzysk olimpijskich.
Czy mieszkańcy Wierzbna, w tym rodzice i siostra Szymona, przeżywali wczoraj deja vu? Z pewnością pod jednym względem. Kołecki znów walczył do końca, z niesamowitą zaciętością i ambicją, bez kunktatorstwa. O zwycięstwo. Wygrał srebro. Z uśmiechem.
Każdy, kto zna dramatyczny przebieg jego kariery wie, że ten niezwykle odważny i twardy chłopak (jego "tybetańska" fryzura świadczy zresztą, o tym, że nie myśli wyłącznie o sporcie) już jest jednym z najwybitniejszych sportowców w Polsce. Jego walka z kontuzjami i innymi przeciwnościami losu - o rwaniu i podrzucaniu tysięcy ton ciężarów nie wspominając - to przykład dla wielu młodych ludzi wkraczających na ścieżkę kariery, nie tylko sportowej.
Nie mam pojęcia, czy ma z tym coś wspólnego miejsce, w którym się urodził i wychował. Ale wiem, że jego bliscy i kumple spod Oławy są od wczoraj bardzo szczęśliwymi ludźmi. A w barze U Dzynia świętowaniu nie będzie końca. I że chciałbym w sierpniu 2012 roku wybrać się do Londynu. A dokładniej, do Wierzbna pod Oławą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?