Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodzieje ukradli mu dokumenty, komornik zabiera pieniądze na życie

Malwina Gadawa
Nie wiem, dlaczego odpowiadam za długi kogoś, kto kiedyś ukradł mi dokumenty. Przez to nie mam za co utrzymać rodziny
Nie wiem, dlaczego odpowiadam za długi kogoś, kto kiedyś ukradł mi dokumenty. Przez to nie mam za co utrzymać rodziny Tomasz Hołod
34-letni Mirosław Kuźma spod Wrocławia w podróży stracił dokumenty. Zgłosił to, komu trzeba. Sądził, że to koniec kłopotów. Niestety, one dopiero się zaczęły... Wkrótce zaczęli zgłaszać się komornicy. Jeden już nawet zajął pensję mężczyzny za rzekome długi.

Kiedy zadzwoniła do niego kadrowa z pracy i powiedziała, że komornik zajął jego konto, przecierał oczy ze zdumienia. Nie wierzył. Przez chwilę pomyślał, że ktoś robi sobie z niego żarty. Przecież miał jechać nad morze z rodziną. Dzieci od dawna szykowały się na ten wyjazd. Na jego nieszczęście okazało się, że nikt sobie z niego żartów nie robi, a to dopiero początek jego kłopotów...

Pan Mirek chciałby, żeby to, co dzieje się wokół niego, okazało się tylko strasznym koszmarem, z którego się zaraz obudzi. Tak łatwo jednak nie będzie. Po pierwszym komorniku zapukał do jego drzwi następny, a zaraz potem kolejny. Z jego konta już zniknęło ponad 8 tys. zł. Tak na początek. Inni ustawiają się po kolejne 10 tysięcy. A wszystko przez dowód osobisty, którego mieszkaniec podwrocławskiego Milina (gmina Mietków) nie ma już od pięciu lat.

Pan Mirosław wracał wtedy pociągiem od rodziny. Ktoś ukradł mu z tylnej kieszeni portfel z dokumentami. Poszkodowany 34-latek zgłosił sprawę na policję i do urzędu. Szybko wyrobił sobie nowy dokument.

Okazało się jednak, że ktoś, wykorzystując jego dane, założył firmę transportową, wpędzając przy okazji rodzinę Kuźmów w długi. Tłumaczenie i udowadnianie, że to nie on, nie pomogło. Teraz walczy z komornikami o każdą złotówkę - żeby przetrwać.

O HISTORII MIROSŁAWA KUŹMY - CZYTAJ NA NASTĘPNYCH STRONACH
Pięć lat temu Mirosław Kuźma stracił dokumenty. Jako porządny obywatel zgłosił to natychmiast na policji i w urzędzie. Odetchnął z ulgą. Na chwilę. Dziś jest ścigany za grzechy, których nie popełnił

Kiedy żona 34-letniego Mirosława Kuźmy z Milina pod Wrocławiem dowiedziała się w urzędzie skarbowym, że jej mąż założył firmę transportową, zgłupiała. Przez głowę przeszła jej myśl, że mąż ją oszukuje. Jak to możliwe? Po chwili namysłu pojawiło się otrzeźwienie. Pani Iwona uświadomiła sobie, że mąż nie może mieć firmy transportowej, bo przecież nie prowadzi samochodu. Nie może. Ma padaczkę.

Likwidował firmę, której nie zakładał

- Kiedy żona w domu opowiedziała mi całą sytuację, jaka się wydarzyła w skarbówce, po chwili uświadomiłem sobie, o co może chodzić - opowiada pan Mirosław. Pięć lat temu, w 2009 roku, kiedy wracał od rodziny pociągiem do domu, ktoś ukradł mu portfel z dokumentami z tylnej kieszeni spodni, gdzie zawsze go nosił.

- Po powrocie od razu zgłosiłem sprawę na policję. Podobnie postąpiłem w urzędzie, gdzie wyrobiłem nowy dokument tożsamości i otrzymałem zaświadczenie o kradzieży starego - mówi mieszkaniec Milina. Małżeństwu wydawało się wtedy, że mają problem z głowy. Jak bardzo się mylili, okazało się po wizycie we wrocławskiej skarbówce. Nie wiedzieli, co mają robić. Ktoś znajomy poradził im, żeby firmę zamknąć. Posłuchali, mimo że firmy wcale nie zakładali. W Urzędzie Miejskim Wrocławia, bo właśnie tam w 2010 roku zarejestrowano firmę, załatwili formalność.

- Musiałem jeździć też do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W końcu zgłosiłem sprawę do prokuratury. Przestraszyłem się nie na żarty. Nie wiem, jak mogło dojść do tego, że obca osoba rejestruje działalność gospodarczą na skradziony dowód, który już dawno jest nieważny - zastanawia się poszkodowany mężczyzna.

Śledczy zajęli się sprawą. Biegły grafolog orzekł nawet, że podpisy osoby, która zakładała firmę transportową, nie są na pewno autorstwa Mirosława Kuźmy. Tak szybko, jak się sprawą zainteresowano, tak szybko ją umorzono. Powód: nie wykryto sprawcy. Wydawało się, że na tym problemy małżeństwa z małej miejscowości pod Wrocławiem się skończą. Tym bardziej że życie ich nie rozpieszczało - pan Mirosław pracuje w sortowni śmieci. Nie zarabia kokosów. Mają trójkę dzieci, które wymagają ciągłej opieki. Muszą je leczyć na alergie czy chodzić do logopedy i psychologa. Jakby tego było mało, niedawno okazało się też, że żona ma torbiel w głowie. Starają się więc, żeby pieniędzy było w domu jak najwięcej, ale trudno im związać koniec z końcem. Tym bardziej bolesnym ciosem była dla nich informacja o tym, że na konto pana Mirosława wszedł komornik. - Okazało się, że firma, którą ktoś założył na moje nazwisko, narobiła długów. Teraz muszę je spłacać - żali się mężczyzna.
Nic nie pomogły tłumaczenia, dokumenty. Po pierwszym komorniku przyszli następni. Już zabrali ponad 8 tys. zł, a chcą jeszcze ponad 10 tys. zł. - To jest jakaś paranoja. Nie wiem, jak mamy żyć. Zamiast zajmować się rodziną, zastanawiam się, co zrobić, żeby po dziesiątym, kiedy dostaję wypłatę, żaden nowy komornik nie zajął mi konta - mówi mężczyzna.

Pan Mirosław nie zna się na prawie, w gąszczu przepisów jest po prostu zagubiony. Nie wie, co ma dalej robić, bo ciągle z jednej instytucji jest odsyłany do drugiej.

Światełko w tunelu?

Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, potwierdza, że wcześniejsze śledztwo zostało umorzone, ponieważ nie znaleziono sprawcy, ale teraz pojawiło się światełko w tunelu. - Z uwagi na okoliczności sprawy, czyli kradzież dokumentów i związane z tym późniejsze skutki, uzupełniamy materiał dowodowy - mówi. Dodaje, że w tym przypadku wrocławscy śledczy chcą pomóc panu Mirosławowi.

Jeżeli się potwierdzi, że firma na podstawie skradzionych dokumentów narobiła długów, które zmuszony jest teraz spłacać pan Kuźma, to będzie można podjąć działania cywilne w sądzie, żeby wstrzymać egzekucje komornicze.

Iwona Kowalska, rzeczniczka wrocławskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, też uważa, że jest ratunek dla pana Mirosława. Mówi, że po wpłynięciu pisma z dokumentami od poszkodowanego i po ich pozytywnej weryfikacji, sprawa powinna być zakończona po myśli pana Mirosława.

Mieszkaniec podwrocławskiego Milina już dwa tygodnie temu wysłał wszystkie dokumenty do ZUS-u i czeka. Ma nadzieję, że w końcu doczeka się sprawiedliwości...

Łudząco podobny, wręcz identyczny

Pozostaje jednak najważniejsze pytanie: jak to w ogóle możliwe, żeby w dzisiejszych czasach, przy tylu zabezpieczeniach udało się obcej osobie skutecznie zarejestrować firmę na skradziony dowód osobisty? Piotr Gaglik, kierownik Działu Rejestracji Gospodarczej Urzędu Miejskiego Wrocławia, mówi, że najwyraźniej osoba ta musiała być łudząco podobna do tej widocznej na fotografii w dowodzie osobistym. - Nasz system nie odrzucił tego dowodu, nie pokazywał, że dokument jest nieważny. Być może pokrzywdzony za późno zgłosił sprawę na policję - mówi urzędnik.
- Ale ja zawiadomiłem policję od razu po fakcie! To było jeszcze w siedzibie ich starego posterunku na Dworcu Głównym we Wrocławiu - ripostuje pan Mirosław.

Piotr Gaglik dodaje, że urzędnicy, rejestrując firmę, nie mają żadnych uprawnień kontrolnych, by sprawdzić "jakość" dowodu osobistego. Urzędnik przyznaje, że sprawa jest bardzo zagadkowa i ma nadzieję, że prokuratura szybko ją wyjaśni.

Mecenas Agata Majchrowska z Wrocławia, pytana o komentarz do tej sytuacji, zaznacza, że nie może on być pełny, bo nie zna dogłębnie okoliczności sprawy. jest jednak przekonana, że można pomóc panu Mirosławowi. - O zaistniałej sytuacji warto zawiadomić wszystkich znanych wierzycieli i komorników, z prośbą o tymczasowe odstąpienie od egzekucji, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy na drodze sądowej - podpowiada pani mecenas. Dodaje, że komornik nie bada zasadności prawomocnego wyroku, a jedynie go realizuje i nie może sam zdecydować o odstąpieniu od egzekucji. O jej zawieszeniu mogą zdecydować sami wierzyciele lub sąd.

- O zwrot wypłaconych wierzycielom kwot trzeba będzie zwrócić się do tych osób. Jednak prawo do skierowania przeciwko nim pozwów do sądu będzie aktualne dopiero, gdy o niesłuszności obciążenia dłużnika zdecyduje prawomocnie sąd - mówi mecenas Agata Majchrowska.

Mirosław Kuźma ma nadzieję, że koszmar, w jaki zmieniło się jego życie, wreszcie się skończy. Teraz ciągle musi sprawdzać, czy z konta nie ubyły kolejne pieniądze. Ma nadzieję, że prawo będzie po jego stronie i przestanie odpowiadać za winy, które, jak twierdzi, nie on popełnił. - Jeżeli to się nie skończy, to nie wiem, co zrobię... - mówi z rezygnacją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska