Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kardynał Henryk Gulbinowicz - ludzie zawsze mu ufali

Katarzyna Kaczorowska
Kardynał Henryk Gulbinowicz
Kardynał Henryk Gulbinowicz Fot. Mikołaj Nowacki
Warto pokusić się o wyjście poza anegdotyczny schemat i spojrzeć na kardynała Henryka Gulbinowicza nieco inaczej, z perspektywy 35 lat, bo tyle czasu mija od 12 stycznia 1976 roku, kiedy stanął na czele Archidiecezji Wrocławskiej

Jest facecjonistą. Ma cięty dowcip i refleks godny polityka. Ale ta aura, pełna szczególnego uroku, rzadko kiedy pozwala zobaczyć prawdziwą twarz kardynała. Znany jest jego udział w budowaniu opozycyjnej legendy Wrocławia - bastionu podziemnej Solidarności. W końcu to on ukrywał 80 milionów złotych, podjęte z konta "S" przez Józefa Piniora i nieżyjącego już Piotra Bednarza. Ale co wiemy jeszcze?

***
Po śmierci kardynała Bolesława Kominka w marcu 1974 roku stanowisko metropolity wrocławskiego przez dwa lata było nieobsadzone. Te dwa lata można nazwać okresem swoistej zimnej wojny między władzami PRL a Kościołem. Te pierwsze chciały na ziemiach zachodnich mieć człowieka łatwego do kontroli, przewidywalnego i sterowalnego. Wystarczył jeden Kominek, który w 1965 roku Władysława Gomułkę o mało nie przyprawił o zawał serca słynnym listem do biskupów niemieckich. Prymas Polski miał jednak jasny przekaz z Watykanu - żadnych ustępstw. Wystarczy, że raz pozwolimy na ingerowanie w decyzje personalne i tama puści.

No więc nie pozwolił, do czasu zgody na objęcie archidiecezji przez arcybiskupa Gulbinowicza, metropolity białostockiego od 1970 roku, administratora części diecezji wileńskiej, która po II wojnie została podzielona, a jej siedziba przeniesiona do Białegostoku.

Gulbinowicz dał się poznać jako rzutki organizator. Był też bystrym obserwatorem, który nie bał się ostrych - bo realistycznych - opinii. Jako odpowiedzialny za duszpasterstwa akademickie alarmował - młodzi odchodzą od Kościoła i brakuje pomysłu na to, jak ich zatrzymać. Ale równocześnie w raportach dostępnych w Instytucie Pamięci Narodowej można przeczytać jego charakterystyki, które usypiały czujność: niekonfliktowy, da się prowadzić przez inteligentniejszych (czytaj: naszych) ludzi. Cóż, autorzy raportów nie docenili arcybiskupa z Białegostoku. I najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego, jakim zaufaniem cieszy się w Watykanie.

***
Obejmował Dolny Śląsk - bo wtedy Archidiecezja Wrocławska była ogromnym obszarem do zarządzania, dopiero w latach 90. Jan Paweł II zdecydował o utworzeniu diecezji legnickiej i świdnickiej oraz przekazaniu części parafii diecezji kaliskiej. Obejmował w sytuacji trudnej: tutejszy Kościół przez dwa lata nie miał "głowy", czyli realnego przywództwa. W dodatku był wewnętrznie podzielony naksięży nazywanych "krucinowcami" i "urbanowcami".

Ci pierwsi skupieni byli wokół księdza Jana Kruciny, sekretarza kardynała Kominka, i postrzegani jako nowocześni, otwarci, zwolennicy kierunku zmian wyznaczonych przez Sobór Watykański II. Ci drudzy kojarzeni byli z biskupem pomocniczym archidiecezji, wyświęconym w 1936 roku we Lwowie, Wincentym Urbanem, i przypisywano im konserwatyzm, ostrożność i niechęć do nowinek.

Gulbinowiczowi udało się te podziały, szczególnie mocno ujawnione po śmierci kardynała Kominka, może nie tyle zasypać, ale unieszkodliwić, tak by nie dały się wykorzystywać do rozgrywek władzy i nie rozbijały wewnętrznie Kościoła.
** *
Dwa lata po ingresie nowego metropolity wrocławskiego na czele Kościoła katolickiego stanął Polak. Kardynał z Krakowa, Karol Wojtyła, przybrał imię Jan Paweł II. Rok później po raz pierwszy pielgrzymował do ojczyzny, a w kolejnym roku duch zstąpił i ożywił tę ziemię - wybuchła Solidarność. Z całą mocą, wiarą, że można zmienić zastaną rzeczywistość, i całym bogactwem myśli społeczno-politycznej, o czym mało kto już pamięta.

Metropolita wrocławski nowy ruch poparł bez wahania, a ludzie szybko zorientowali się, że mogą mu ufać. Po raz pierwszy działacze "S" zjawili się u niego z depozytem finansowym po wydarzeniach bydgoskich, w marcu 1981 roku. Ale nawet on był zaskoczony, kiedy w początkach grudnia tego samego roku w drzwiach Pałacu Arcybiskupiego stanęli Józef Pinior i Stanisław Huskowski z walizkami pełnymi pieniędzy.

Gulbinowicz zachował się wtedy jak rasowy konspirator. Pieniądze ukrył. A później w porozumieniu z Władysławem Frasyniukiem i Józefem Pinio-rem, przywódcami podziemnej "S", lecące na łeb na szyję złotówki wymienił na dolary. Dzisiaj z szelmowskim uśmiechem twierdzi, że tę operację pomogli mu przeprowadzić cinkciarze… Ale chyba nawet on sam w to nie wierzy - trudno było w tamtych czasach o bardziej zinfiltrowane przez SB środowisko.

W tych dla wielu dramatycznych czasach arcybiskup Gulbinowicz okazał się zręcznym politykiem. Negocjował z władzami, kogo trzeba wypuścić z internowania. Nie dał się zastraszyć nawet wtedy, kiedy w Złotoryi podpalono jego auto.

Jego wielkim sukcesem była wizyta Jana Pawła II w 1983 roku na wrocławskich Partynicach - wielka manifestacja patriotyczna, ale metropolicie udało się utrzymać w ryzach emocje ludzi i przesunąć je w stronę przeżycia duchowego. Dwa lata później został wyniesiony do godności kardynalskiej.
***
Po 1989 roku właściwie stał się symbolem Wrocławia, jego otwartości, ekumeniczności. Trudno sobie wyobrazić poważne uroczystości w synagodze bez jego udziału. Ma świetne kontakty z biskupem Boguszem przewodzącym tutejszym ewangelikom. Biskup zresztą do dzisiaj chętnie opowiada (co niezmiennie lekko irytuje ojców paulinów), jak zapukał do drzwi kardynała, kiedy katolicką parafię w Dzielnicy Wzajemnego Szacunku mieli objąć zakonnicy z Jasnej Góry. Zapytał po prostu: - A jak sobie nie poradzą?
I ksiądz kardynał miał powiedzieć krótko: "No, to się ich wymieni".

Spektakularnym sukcesem było zorganizowanie przez niego we Wrocławiu Kongresu Eucharystycznego - w 1997 roku.

Trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek poważną uroczystość bez jego obecności, ale nie jest paprotką. Wciąż liczy się jego zdanie, a on sam doskonale orientuje się nie tylko w zawiłościach lokalnej polityki. Na bieżąco ze wszystkimi wiadomościami, potrafi w rozmowie ostro ocenić zachowanie niejednego lidera partii politycznej, a z tych rozmów wyłania się jasny przekaz - szacunek do państwa, jego instytucji, przepisów prawa i zwykłego człowieka, który codzienną pracą buduje swoją ojczyznę.

***
Na emeryturze jest od 2004 roku, ale trudno mówić o nim - emeryt. Jakoś nie pasuje. Jakoś nie uchodzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska