Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja płaci donosicielom. Stawki? Od 100 złotych do kilku tysięcy

Artur Szałkowski
fot. Dariusz Gdesz
Zdradzają handlarzy narkotyków, złodziei samochodów, miejsca spotkań przestępców, planowane skoki. Myślicie, że tylko w filmach? To się grubo mylicie. Również dolnośląska policja korzysta z takich informatorów. Ma specjalny fundusz na „wypłaty” dla donosicieli.

W zależności od rodzaju informacji i rangi przestępstwa, gratyfikacja wynosi od około 100 zł do nawet kilku tysięcy. W wyjątkowych przypadkach, takich jak np. zabójstwo Marka Papały, komendanta głównego policji, kwoty te są znacznie większe.

Dla ludzi z półświatka przestępczego osoby wywodzące się z ich środowiska, które zostają informatorami policji to uchole, kapusie, kable lub konfidenci. Dekonspiracja donosiciela kończy się dla niego zazwyczaj tragicznie. W zależności od rangi grupy przestępczej, w której działał, może zapłacić nawet życiem. Policjanci z pionów operacyjnych mają łagodniejsze określenia dla swoich tajnych współpracowników. Oficjalnie są określani jako POZI, czyli poufne osobowe źródła informacji.

Posiadanie „wtyczek” przez policjantów z sekcji kryminalnych lub zajmujących się przestępstwami gospodarczymi, owiane jest aurą tajemnicy. Wiadomo jednak, że współpraca z dobrymi informatorami jest wysoko ceniona. Mogą liczyć na „przymknięcie oka” policji w przypadku popełnienia przestępstwa mniejszego kalibru. Za przekazane i zweryfikowane informacje dostają również pieniądze.

Fundusz „zero”
– Policjant nigdy nie płaci swojemu informatorowi z góry, tylko po pozytywnym zweryfikowaniu informacji – wyjaśnia Janusz Bartkiewicz, emerytowany wałbrzyski milicjant i policjant pionu kryminalnego. – Składa wówczas u naczelnika wydziału wniosek o wypłatę wynagrodzenia. Informator musi pokwitować odbiór pieniędzy. Jeśli zastrzegł anonimowość, to zazwyczaj podpisuje się pseudonimem.

W zależności od rodzaju informacji i rangi przestępstwa, gratyfikacja wynosi od około 100 zł do nawet kilku tysięcy. W wyjątkowych przypadkach, takich jak np. zabójstwo Marka Papały, komendanta głównego policji, kwoty te są znacznie większe.

Zmyślony informator
– Suma funduszu operacyjnego policji wynosi 43,5 mln zł – informuje Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji. Ile z tego otrzymują informatorzy? – Jej podział na poszczególne zadania jest niejawny – ucina.

O tym, czy policjant z pionu operacyjnego jest dobry w swojej profesji, świadczy ilość pozyskanych i wartościowych informatorów. Nie wszyscy policjanci są w stanie podołać temu zadaniu. Jeszcze na przełomie lat 80. i 90. funkcjonariusze pionów operacyjnych musieli posiadać po 15 informatorów. Mniej zaradni, po prostu ich wymyślali.

– Na początku lat 80. przejąłem listę agentów i tajnych współpracowników po milicjancie z Dzierżoniowa, który odszedł do cywila – mówi Janusz Bartkiewicz. – Wezwałem jednego z nich na rozmowę i okazało się, że dane personalne faceta się zgadzały, ale nigdy z nami nie współpracował. Wyszło na jaw, że milicjant z Dzierżoniowa spreparował tajnego współpracownika, by nie mieć problemów z przełożonymi. Ujawniane były również przypadki, gdy funkcjonariusze tworzyli fikcyjnych współpracowników, by pozyskać pieniądze z funduszu „zerowego”, ale na własne konto. Jeden z takich przypadków był w Świdnicy.
– Funkcjonariusz został zdemaskowany i wyrzucony z pracy – opowiada nam jeden z policjantów. – Jego przełożony skorzystał z przysługującego mu prawa i poszedł z podwładnym na tzw. kontrolne spotkanie z informatorem. Okazało się, że nie istnieje.

– Informatora werbuje się na podstawie wielu cech, pod uwagę brany jest m.in. charakter i dyspozycje psychologiczne – opowiada Jerzy Dziewulski, były antyterrorysta. Niekiedy wykorzystuje się nawet to, że ma się na danego człowieka haka. – Policja nie interesuje się uczciwymi obywatelami. Informator musi pochodzić ze środowiska, które jest właśnie rozpracowywane – podkreśla. Dziewulski dodaje, że praca policyjnych wtyczek jest bezcenna i w większości stanowi o skuteczności policji. – Nie będę oceniał, czy te 43 miliony to wystarczająca kwota, bo pieniądze na informacje niezbędne dla policji powinny znajdować się zawsze – mówi.

Agentka lekkich obyczajów
Tajni informatorzy odegrali istotną rolę w głośnej sprawie, którą prowadzili policjanci z komendy w Wałbrzychu, we współpracy z policją niemiecką. Dotyczyła ona polsko-niemieckiego gangu, który zajmował się m.in. handlem kobietami, które zmuszano do prostytucji w niemieckich domach publicznych oraz handlem narkotykami .

Udało się wówczas pozyskać do współpracy polską prostytutkę, która pracowała dobrowolnie w Cottbus. Dzięki jej informacjom niemiecka policja przechwyciła w domu publicznym znaczną dostawę narkotyków. W rozbiciu polsko-niemieckiego gangu pomogły również informacje pochodzące od około 30-letniego Polaka, członka grupy. Dzięki nim udało się zapobiec m.in. planowanego morderstwa. Niestety, informator został zdekonspirowany przez byłego funkcjonariusza Stasi, który pracę w niemieckiej policji łączył z działalnością w gangu. – Ściągnęliśmy informatora z żoną i dziećmi do Wałbrzycha, gdzie przez około rok mieszkali pod zmienioną tożsamością – wyjaśnia Janusz Bartkiewicz. – Nagle informator zniknął. Początkowo myśleliśmy, że uciekł z pieniędzmi operacyjnymi, które były przeznaczone m.in. na utworzenie fikcyjnego biura we Wrocławiu.
Zmasakrowane ciało mężczyzny wyłowiono z rzeki koło Oławy. Okazało się, że pożyczył od kolegi-złodzieja kradziony samochód i nie oddał go w wyznaczonym terminie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska