Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aż pół Wrocławia nie wpuszcza księdza po kolędzie

Tomasz Targański
O. Mirosław Salamoński, karmelita bosy, po kolędzie u państwa Hirszów we Wrocławiu
O. Mirosław Salamoński, karmelita bosy, po kolędzie u państwa Hirszów we Wrocławiu Tomasz Hołod
Już tylko połowa wrocławian przyjmuje w swoich domach księdza po kolędzie.

- Z reguły jest to połowa parafian. Trudno byłoby wskazać ulicę, gdzie kolędę przyjmuje więcej niż połowa mieszkańców - mówi ojciec Szczepan Maciaszek z klasztoru Karmelitów przy ulicy Ołbińskiej we Wrocławiu. Miejsce zamieszkania niewątpliwie ma wpływ na tę sytuację. W starszych kamienicach kapłani są przyjmowani częściej. W nowo wybudowanych blokach - już rzadziej.

Według sprawozdania zamieszczonego na stronie internetowej parafii św. Ducha przy ul. Bardzkiej podczas kolędy w 2010 roku 53 proc. parafian przyjęło księdza, 21 proc. powiedziało, że nie chce takiej wizyty, a 25 proc. w ogóle nie otworzyło drzwi.

- W tym roku spodziewam się podobnych statystyk. Nie sądzę, aby coś się zmieniło. Biorąc pod uwagę fakt, że w niedzielę do kościoła przychodzi co czwarty parafianin, to wynik na poziomie 50 proc. i tak jest niezły - mówi ks. Czesław Mazur, proboszcz parafii św. Ducha.

Proboszczowie, pytani o powód nieprzyjęcia księdza w domu, mówią, że parafianie tłumaczą się losową nieobecnością albo pracą do późnych godzin.

Kuria Metropolitalna nie prowadzi statystyk dotyczących całego miasta. Istnieją jednak sposoby, aby wizyta duszpasterska, mimo przeszkód, do-szła do skutku. - Istnieje coś takiego, jak kolęda dodatkowa - mówi ks. dr Stanisław Jóźwiak, rzecznik kurii. - To swoisty następny termin wizyty dusz-pasterskiej. Proboszcz nie powinien odmówić, nawet jeśli tradycja przewiduje, że jest zbyt późno - podkreśla.

Wielu księży próbuje jednak zrobić coś, aby parafianie częściej otwierali im drzwi. Innowacyjne rozwiązanie zastosował choćby proboszcz parafii św. Andrzeja Apostoła w Bielanach.

- Wierni mogą się do mnie zgłaszać przez e-mail. Ustalamy w ten sposób termin, który im odpowiada. Można mnie także zawiadomić esemesem - podkreśla ks. Mirosław Dziegiński.

Ponieważ większości wrocławian rano i po południu nie ma w domach, proboszcz stara się dostosować do parafian. - Mamy świadomość, że ludzie długo pracują, dlatego moje wizyty zaczynają się po godz. 16, a kończą nawet około 22 - mówi ks. Dziegiński. W parafii w Bielanach nie wyznaczono nawet ostatecznego terminu kolędy.

Również w weekendy księża nie odpoczywają. - W mojej parafii nie zauważyliśmy, by mniej osób otwierało nam drzwi. Staramy się dotrzeć do jak największej liczby rodzin. Chodzimy codziennie. Także w soboty i niedziele - opowiada ks. Janusz Prejzner z kościoła pw. Świętej Rodziny przy ul. Monte Cassino.

Studenci mieszkający w domach studenckich przyjmują wizyty duszpasterskie rzadziej niż reszta wrocławian. Trudno się dziwić, co roku zmienia się tam większość mieszkańców.

- Wszystko zależy od akademika. Czasem drzwi otworzy nam połowa studentów, innym razem jest ich mniej - mówi ks. Mieczysław Maliński, duszpasterz akademicki. Spotkania ze studentami są interesujące. - Atmosfera jest zwykle ciepła. Nawet ci, którzy imprezują, przerywają na chwilę zabawę - śmieje się ks. Maliński.

Są także parafie, gdzie odsetek mieszkańców, którzy przyjmują księdza, jest bardzo wysoki. Tak jest choćby w Leśnicy, w parafii św. Jadwigi Śląskiej, gdzie niemal 70 proc. mieszkańców czeka na swojego proboszcza.

Taka sytuacja powtarza się w parafiach, gdzie wymiana ludności jest niewielka, a napływ nowych mieszkańców nie jest duży. Proboszczowie znają tam wszystkich osobiście, wiedzą, gdzie kto pracuje, są w bliskim kontakcie z parafianami.

Żyjemy tak szybko, że nie mamy czasu dla księdza
Psycholog społeczny dr. Tomasz Grzyb z wrocławskiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej

Coraz mniej Polaków przyjmuje u siebie w domu księdza z wizytą duszpasterską. Jak to wytłumaczyć?
Przyczyn jest bardzo wiele. Żyjemy w czasach, kiedy coraz mniej ludzi odczuwa związki z Kościołem instytucjonalnym. Największym problemem wydaje się brak emocjonalnej więzi z proboszczem naszej parafii.

Dlaczego tak się dzieje?
Według mnie w dzisiejszych czasach Kościół staje się czymś na kształt supermarketu usług religijnych. Kupujemy różne sakramenty. Czy to jest chrzest dziecka, czy też pierwsza komunia. Ludzie zapomnieli o prawdziwym sensie świąt i wizyt duszpasterskich.

Rozumiem więc, że nie sposób wyrokować, po czyjej stronie leży wina?
Nigdy nie leży ona całkowicie po jednej ze stron. Mam jednak wrażenie, że społeczeństwo coraz częściej traktuje te wizyty jako swego rodzaju wizytację. Tymczasem to nie jest inspekcja mająca na celu sprawdzenie czegokolwiek. Często boimy się księdza na zapas.

Jakie są pozostałe powody tego, że rzadziej otwieramy księdzu drzwi?
Tempo życia, szczególnie w dużych miastach, jest zawrotne. Ludzie, którzy robią karierę, nie mają czasu na nic. Zmęczeni po pracy, nie chcą, aby ktoś ich niepokoił. Księża mają czas wtedy, kiedy my go nie mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aż pół Wrocławia nie wpuszcza księdza po kolędzie - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska