Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Michał ciągle w biegu

Paweł Gołębiowski
Michał Drohomirecki ma 77 lat i wciąż zdobywa laury na zawodach o światowej randze
Michał Drohomirecki ma 77 lat i wciąż zdobywa laury na zawodach o światowej randze Dariusz Gdesz
Kocha Wałbrzych, gdzie mieszka, i cały Dolny Śląsk, który zna jak własną kieszeń. Przyjechał tu z Jugosławii, ale dziś nie wyobraża sobie, by mógł żyć w innym regionie. O historii Michała Drohomireckiego pisze Paweł Gołębiowski.

Zna pieśni narodowe i tańce z dalekiej Jugosławii. Przesiąkał klimatami południa Europy jako mały chłopiec, bo urodził się w 1934 roku, w pobliżu miejscowości Prnjavor, niedaleko Banja Luki w obecnej Bośni i Hercegowinie.

Wałbrzyszanin Michał Drohomirecki podkreśla jednak, że jest prawdziwym Dolnoślązakiem z krwi i kości. Jego miejsce na ziemi jest w Wałbrzychu. Tu czuje się dobrze i zawsze chętnie tu wraca.

- Może to dlatego, że Góra Chełmiec i okolice Wałbrzycha przypominają mi trochę krajobrazy z dzieciństwa - zastanawia się. Pamięta doskonale, jak w maju 1946 roku razem z rodzicami i rodzeństwem, po tygodniu podróży pociągiem, dotarli w okolice Bolesławca na Dolnym Śląsku. - Przyjechało nas wtedy prawie trzydzieści tysięcy Polaków, mieszkających na terenie Jugosławii. Mój tata był jednym z organizatorów tych transportów - opowiada Drohomirecki.

Nie żałowali czereśni

On, dwunastoletni wówczas chłopiec, i jego koledzy bardzo byli ciekawi Polski, o której tyle słyszeli w swoich domach. I nie zawiedli się.

- Z Jugosławii wyjeżdżaliśmy bez żalu, choć na Bałkanach dojrzewały już czereśnie, a w Polsce było dużo zimniej. W 1941 roku zaczęła się tam wojna i dała się już wszystkim mocno we znaki - mówi Drohomirecki.

Jego pochodzący ze Stanisławowa ojciec był oficerem austriackim, pełniącym służbę w Jugosławii. Po I wojnie światowej pozostał w tym kraju i poznał mamę, która pochodziła z Tarnopola. Mieli ośmioro dzieci. Świetnie im się powodziło.

- Wszyscy już nie żyją. Są pochowani w Krzyżowej koło Bolesławca. Z wyjątkiem siostry, która w Jugosławii wyszła za mąż i tam została - mówi Drohomirecki.

Siła powołania

W Krzyżowej spoczęła też jego najstarsza siostra, Franciszka, którą ojciec na siłę zabrał do Polski z klasztoru w Banja Luce. Pojechała z nimi na Dolny Śląsk, ale chciała i tu wstąpić do klasztoru.

- Ściągnęła do Bolesławca siostry i można powiedzieć, że za jej sprawą założono tu zakon Adoratorek Krwi Chrystusowej, który ma teraz chyba szesnaście filii w Polsce - opowiada Michał Drohomirecki.
Prawie milioner

W Jugosławii został majątek po rodzicach. Gdyby Bośnia i Hercegowina weszła do Unii Europejskiej i udałoby się odzyskać tę ziemię, to warta byłaby fortunę. Drohomirecki na to jednak nie liczy. - Mam 77 lat, a ten kraj w najbliższych dziesięcioleciach nie ma szans na przynależność do Unii - mówi.

Zanim trafił do Wałbrzycha, tułał się po regionie i kraju. Uczył się, pracował i uprawiał sport. Już w szkole podstawowej w Różyńcu Roman Ragus, nauczyciel wychowania fizycznego, zauważył talent Michała. Drohomirecki pokochał lekkoatletykę. Początkowo skakał w dal, wzwyż i pchał kulą. Będąc uczniem Technikum Górnictwa Rud w Bolesławcu, w 1953 roku zdobył mistrzostwo Dolnego Śląska w rzucie granatem. - Była wtedy taka konkurencja - śmieje się. Dziś ma na koncie dziesiątki medali mistrzostw Polski i Europy. I jest dwukrotnym mistrzem świata weteranów w rzucie oszczepem. - Te mistrzostwa to mój największy sukces, ale było ich sporo. Moja dewiza to "Wolę trenować niż chorować". Dlatego cały czas ćwiczę. Ruch jest człowiekowi potrzebny do życia - mówi i wystarczy na niego spojrzeć: dziarski i sprężysty, oprócz treningów lekkoatletycznych, dwa razy w tygodniu ćwiczy w fitness klubie w Szczawnie-Zdroju.

Z nakazem w garści

- Po technikum dostałem nakaz pracy w Zakładach Magnezytowych koło Ząbkowic Śląskich. Długo tam nie popracowałem, bo w 1954 roku zacząłem studia w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie - kontynuuje. - To piękne miasto, mogłem tam zostać. Proponowano mi mieszkanie i pracę, ale ja wolałem Dolny Śląsk - dodaje.

W Krakowie był zawodnikiem pierwszoligowego Kolejarza Olszy, a kiedy klub spadł z ligi lekkoatletycznej, "przejęła" go Wisła Kraków, która potrzebowała oszczepnika. Występował tam przez niecały rok i zdobył mistrzostwo Polski klubów gwardyjskich.

Inżynier i siatkarz

W 1961 roku przyjechał do Wałbrzycha i zaczął pracę w kopalni Victoria, był między innymi inżynierem wentylacji. Został też zawodnikiem Górnika Wałbrzych. - Grałem również w siatkówkę. Dotarliśmy nawet z zespołem do drugiej ligi - wspomina.

Praca i trening to był duży wysiłek. A od czasu do czasu chciał się też rozerwać. - Zdarzało mi się wybrać na tańce do Handlowca, GDK- u czy Syrenki albo Trójki. Te miejsca już nie istnieją - mówi Michał Drohomirecki, który na tańcach w 1970 roku poznał swoją żonę.

- Kiedyś po pracy na drugiej zmianie wsiadłem do tramwaju, na końcowym przystanku, który znajdował się niedaleko szkoły Sióstr Niepokalanek w dzielnicy Sobięcin. Usiadłem i obudziłem się dopiero, jak ktoś mnie szturchał i mówił "panie, robi pan już czwarty kurs" - śmieje się Drohomirecki, który w 1985 roku w wieku 51 lat przeszedł na emeryturę.

Barbórka już w Anglii

Jak na górnika przystało, dał starszej, urodzonej w 1972 roku, córce na imię Barbara. - Nie mogło być inaczej, urodziła się w barbórkę - mówi.

Basia ukończyła Akademię Rolniczą we Wrocławiu, ale od ośmiu lat pracuje w hotelu w Londynie. Ona chyba będzie Dolnoślązaczką już tylko z pochodzenia. Zakorzeniła się na wyspach. Wyszła za Irlandczyka, ma szesnastomiesięcznego synka.

- Wnuk ma na imię Conor - mówi Drohomirecki.

W Londynie przez cztery lata była też młodsza córka, Alicja. Ku uciesze rodziców wróciła jednak do Wałbrzycha i prowadzi firmę.

- Syn Alicji Alan ma 17 lat i 190 centymetrów wzrostu. Ma wielkie predyspozycje do uprawiania sportu, ale na razie woli grać na gitarze... - macha ręką Drohomirecki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pan Michał ciągle w biegu - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska