Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedopita herbata i przypadkowe spotkanie przyczyną wielkiej tragedii

Małgorzata Moczulska
Przyjaciele i znajomi Ewy z liceum i zespołu, w którym od lat tańczyła, zorganizowali w Świdnicy marsz milczenia
Przyjaciele i znajomi Ewy z liceum i zespołu, w którym od lat tańczyła, zorganizowali w Świdnicy marsz milczenia Dariusz Gdesz
Ewa, 17-letnia licealistka ze Świdnicy, została brutalnie zgwałcona, a potem uduszona paskiem od torebki. Jej ciało znalazł brat. Była przypadkową ofiarą. Nie znała oprawcy. Po prostu znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie...

Gdyby Ewa nie poszła w sobotę rano do cioci, może dziś by żyła. Gdyby pojechała autobusem albo wybrała inną drogę… Gdyby choć wypiła do końca herbatę i wyszła kilka minut później… Dlaczego właśnie ona musiała spotkać mordercę? Dlaczego? - pytają do dziś najbliżsi dziewczyny.

To była sobota jak wiele innych. Ewa miała mnóstwo planów na weekend. Wieczorem miała pójść na próbę zespołu ludowego, w którym od lat tańczyła, a potem spotkać się z koleżankami z liceum. Dzień zapowiadał się ładnie - było chłodno, ale słonecznie. Ewa wybierała się, jak co tydzień, w odwiedziny do cioci mieszkającej w Bystrzycy Dolnej. Kiedy na dworze było ładnie, chodziła pieszo, bo to zaledwie cztery kilometry. - Taki sobotni spacer dla zdrowia - tłumaczyła domownikom.

Zjadła śniadanie, pożartowała z młodszym bratem, powiedziała "do zobaczenia" i wyszła. Nikt nie sądził, że już nie wróci...

W południe rodzina rozpoczęła jej poszukiwania. Okazało się, że do cioci nie dotarła. Wszyscy obawiali się, że mogło stać się coś złego, zwłaszcza że jej komórka nie odpowiadała. Ewa była odpowiedzialną osobą. Nikt jednak nie przypuszczał, że nie żyje. Kiedy w niedzielę po południu obok nasypu kolejowego jej koleżanki z bratem znalazły roznegliżowane ciało 17-latki, byli w szoku.

Nie zareagowała na zaczepkę, więc ją zamordował

Dwa dni później policja zatrzymała mordercę i gwałciciela Ewy. Okazał się nim 21-letni Petr P. Mieszkał na obrzeżach Świdnicy - zwyczajny chłopak, nie wyróżniający się czymś szczególnym. Kilka miesięcy wcześniej zdał maturę i skończył technikum. Był dobrze ubrany, sąsiadom zawsze się kłaniał, miał dziewczynę.

Nie znał zamordowanej licealistki. Spotkał ją na drodze wylotowej ze Świdnicy. Szła w jego kierunku. Kiedy go mijała, zaczepił. Rzucił coś w rodzaju: "Cześć, mała". Ewa mogła się podobać - blondynka, wysoka, zawsze uśmiechnięta. Była jednak typem grzecznej nastolatki i na głupie zaczepki nie reagowała. Poszedł więc za nią. W pewnej chwili chwycił ją za gardło i odepchnął. Upadła i zaczęła krzyczeć. Rzucił się na nią.

Petr najpierw licealistkę dusił, a potem, kiedy była nieprzytomna, kilka razy zgwałcił. Jak stwierdzili biegli, niewykluczone, że już wtedy nie żyła. Na koniec okradł ją z telefonu komórkowego.

Podczas pierwszego przesłuchania przyznał się do winy. Potem, już podczas procesu w sądzie, część zeznań odwołał.

Kiedy ją zostawiałem, jeszcze żyła, ruszyła nogą

- Zgwałciłem ją wiele razy i być może przyczyniłem do jej śmierci, ale jak ją zostawiałem, to jeszcze żyła - mówił Petr. I tłumaczył: - Pamiętam, że spojrzałem na nią, a ona odwróciła głowę i ruszyła nogą. Jestem tego pewny.

Nie potrafił jednak wytłumaczyć, dlaczego nie wezwał pomocy, dlaczego gwałcił. Nie potrafił, choć w chwili popełnienia czynu był w pełni poczytalny. - Jak wynika z opinii kilku biegłych, zarówno psychologa, jak i seksuologa, oskarżony nie działał z motywów seksualnych - mówi Marek Rusin prokurator rejonowy w Świdnicy. - Gwałcił, ale nie po to, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne, ale by wyładować agresję, frustrację i złość.

Tej listopadowej soboty Petr rzeczywiście mógł być sfrustrowany. Noc poprzedzającą zdarzenie spędził z kolegami. Pili piwo, potem wdali się w bójkę w parku. Chłopak dostał kilka ciosów, zgubił też nowy but. - Rano poszedłem torami, bo wstydziłam się iść główną drogą przez ten but - opowiadał przed sądem. - Nagle zobaczyłem tę dziewczynę...

Szybki proces, ale za to bardzo surowa kara

W 2009 roku, po zaledwie trzech rozprawach, Sąd Okręgowy w Świdnicy skazał Petra P. na karę dożywotniego więzienia. Sąd nie znalazł żadnych okoliczności łagodzących i dlatego zastrzegł, że mężczyzna będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie dopiero po upływie 25 lat.

Wyrok nie został jednak utrzymany. W 2010 rok sąd apelacyjny uchylił go, bo jego zdaniem istniało podejrzenie, że morderca nie jest jedynym winnym tej zbrodni. - Stwierdziliśmy, że prawdopodobne jest, iż skazany działał wspólnie z inną osobą, a co najmniej jakaś druga osoba była na miejscu zbrodni - tłumaczył Witold Franckiewicz, sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. - Świadczą o tym badania DNA zabezpieczone na jednym z przedmiotów należących do ofiary.

Dodawał, że sąd w Świdnicy nie wziął pod uwagę takiej wersji, uznał ją bowiem za fantazję skazanego, który sugerował to podczas procesu. - Nie można jednak takiej sytuacji wykluczyć, dlatego należy sprawdzić wszystko raz jeszcze - mówi sędzia Franckiewicz.

Sprawę rozpatrywano raz jeszcze, ale innego sprawcy nie wskazano, a wyrok dożywocia utrzymano.

Ta zbrodnia poruszyła młodych ludzi

Dwa tygodnie po śmierci Ewy przez Świdnicę przeszedł marsz milczenia, który zorganizowali koledzy z liceum zamordowanej. Wzięło w nim udział kilka tysięcy osób. Wszyscy uczniowie II ogólniaka, gdzie w II klasie językowej uczyła się Ewa, nieśli w rękach białe róże.

Nieśli też transparenty o tym, że nikt nie ma prawa odbierać nikomu życia. Tłum młodych ludzi przeszedł ulicami starego miasta do Rynku. Tam na ręce samorządowców i policji przekazali petycję. Napisali w niej o swoim sprzeciwie wobec coraz liczniejszych przypadków przemocy. Prosili o każdy nawet najmniejszy gest w obronie słabych, chorych i krzywdzonych.

- Nie pozostawajmy obojętni. Pamiętajmy, że brak reakcji to przyzwolenie na zło. Nie bójmy się prosić o pomoc rodziców, pedagogów, nauczycieli i innych instytucji, które niosą pomoc w każdej chwili - czytali głośno swoje słowa.

Na stronie szkoły wciąż można znaleźć księgę kondolencyjną, a w niej przejmujące wpisy. "Ta tragedia zmieniła na zawsze życie ludzi, którzy znali Ewę. Ale jestem szczęśliwa, że dane było mi ją poznać. Wierzę, że Tam jest jej lepiej - cały smutek pozostał już tylko w naszych sercach. Więc mimo łez, których końca nie widać, ufam, że teraz Ewa jest szczęśliwa. I niech już zawsze będzie..." - brzmi jeden z nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska