Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybiórcze abecadło podhalańskie. D jak dyrektorzy TPN

Marek Lubaś-Harny
Były już dyrektor TPN, Paweł Skawiński, na początku kariery przez wiele osób postrzegany był jako człowiek, z którym będzie można łatwo załatwić rozbudowę narciarskiej infrastruktury w Tatrach. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna...
Były już dyrektor TPN, Paweł Skawiński, na początku kariery przez wiele osób postrzegany był jako człowiek, z którym będzie można łatwo załatwić rozbudowę narciarskiej infrastruktury w Tatrach. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna... FOT. archiwum polskapresse
Można chyba powiedzieć, że Tatrzański Park Narodowy jest placówką stosunkowo stabilną na tle licznych innych instytucji. W swej 60-letniej historii miał tych dyrektorów zaledwie czterech, a piąty nastał całkiem niedawno. Spośród owej czwórki każdy odcisnął na parku swoje piętno i w pamięci zakopian pozostawił po sobie lepsze lub gorsze wspomnienie.

Marceli Marchlewski
Po utworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego, a stało się to - jak wiadomo, w roku 1954, przez pierwsze 16 lat zarządzał nim Marceli Marchlewski, bratanek Juliana Marchlewskiego - rewolucjonisty, współzałożyciela Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, działacza Międzynarodówki Komunistycznej. Ten ostatni nie ma w Zakopanem dobrej opinii, choć przed I wojną światową bywał tu często i można go zaliczyć do ówczesnych fanów Tatr i Podhala. Trzy jego siostry prowadziły zresztą pensjonat w willi, w której dziś mieści się znana restauracja Obrochtówka i tu właśnie gościł zazwyczaj Julian Marchlewski, zaprzyjaźniony mniej lub bardziej z zakopiańską elitą. Później jednak zababrał sobie papiery, zwłaszcza w czasach wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to wraz z Feliksem Dzierżyńskim stanął na czele tzw. Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polskiego, który po spodziewanym zwycięstwie Armii Czerwonej miał przejąć władzę w Polsce.

Trzeba jednak jasno powiedzieć, że Marceli Marchlewski nie tylko z rewolucyjnych zasług stryja nie korzystał, ale wręcz się od nich odżegnywał. Za nic nie chciał się zapisać ani do PZPR-u, ani nawet do ZSL-u, choć mocno go w okresie dyrektorowania naciskano. Przez ten swój opór aż do emerytury, na którą przeszedł z początkiem roku 1971, był tylko "tymczasowym" dyrektorem TPN. Z zawodu, powołania i zamiłowania był przede wszystkim leśnikiem. Choć, jak to mówią: kto od polityki ucieka, tego ona sama dogoni. To samo spotkało i Marcelego Marchlewskiego, już jako młodego leśnika, który po studiach został nadleśniczym w Zakopanem, głównie zresztą dzięki znajomości swego ojca Leona, profesora chemii, rektora UJ i senatora II RP, z hrabią Władysławem Zamoyskim.

Wielka polityka przyszła w tatrzańskie lasy w październiku roku 1938, kiedy korzystając z osłabienia Czechosłowacji przez Hitlera, wojsko polskie wkroczyło m.in. do czechosłowackiej wówczas części Spiszu, zajmując Jaworzynę Spiską, gdzie utworzono polskie nadleśnictwo. Na jego czele stanął nie kto inny, jak Marceli Marchlewski, co tak opisał w swych opublikowanych dopiero niedawno pamiętnikach: "Było to w trakcie zajmowania tych obszarów przez Grupę Operacyjną pod dowództwem płka Stanisława Maczka. (...) Po zakończeniu działań przez wojsko przystąpiono do przejęcia na rzecz Lasów Państwowych całości lasów, zabudowań i ruchomości należących dotąd do czechosłowackich Lasów Państwowych". Nie minął rok, a co się zabrało, trzeba było oddać i to na jakiś czas z całą resztą kraju. Być może to sprawiło, że po okupacji Marceli Marchlewski stronił od polityki, choć nie unikał działalności społecznej, jeśli miała wspierać ochronę tatrzańskiej przyrody.

Leon Niedzielski
Następca Marchlewskiego, choć także leśnik nie tylko z dziada pradziada, ale i z pasji, Podhalanom specjalnie do gustu nie przypadł. Zarzucali mu, że na leśnictwie się zna, ale nadmorskim, a nie tatrzańskim. Rzeczywiście, wcześniej położył niezaprzeczalne zasługi jako współtwórca, a później wieloletni dyrektor Wolińskiego Parku Narodowego, ale do Zakopanego został przywieziony w teczce. Zarzucano mu więc, że jako dyrektor TPN głównie próbował się wkręcać w zakopiańskie układy, tak jakby on jeden tu robił. Zapewne nie przysparzał mu popularności fakt, że za jego kadencji dokończono proces wywłaszczania prywatnych właścicieli z hal i lasów tatrzańskich, który w roku 1998 ówczesny wiceburmistrz Zakopanego, Piotr Bąk, ocenił słowami: "My uważamy, że wywłaszczenia nie były konieczne, że była to zemsta polityczna". Można się domyślać, że wiceburmistrzowi chodziło o zemstę komuny (w osobie m.in. dyrektora TPN) na niepokornych góralach.

Wiele posunięć Niedzielskiego, które nie wszystkim się spodobały, wynikało niewątpliwie z autentycznej chęci ochrony Tatr. Jego oczywistą zasługą jest choćby to, że nie dopuścił do zrealizowania planów budowy nowego wielkiego hotelu na brzegu Morskiego Oka, a także wyrzucił stamtąd samochody, przenosząc parking najpierw na Włosienicę, a w końcu na Palenicę Białczańską. Czasami jednak chyba przesadzał. Nie lubił na przykład ani owiec, ani pasterskich szałasów. Nie tylko ich nie ratował, ale pozwalał, aby niszczały. Najgłośniejszym zaś echem odbiło się wysadzenie w powietrze tzw. Pitoniówki - drewnianego budynku na Hali Pisanej, mieszczącego bufet i dyżurkę GOPR. Dyrektorowi Niedzielskiemu szkoda było chyba pieniędzy na jego remonty, więc kiedy zgłosili się do niego twórcy filmu "Trójkąt bermudzki" (ich nazwiska litościwie przemilczę) z propozycją likwidacji szałasu przy pomocy dynamitu, zgodził się ochoczo. A że nie był to obraz historyczny o bojach, prowadzonych tu w styczniu roku 1945 przez dzielnych radzieckich partyzantów kpta "Potiomkina", ale taki sobie kryminał, na głowę dyrektora posypały się gromy. W tym przypadku chyba słuszne.

Wojciech Gąsienica Byrcyn
Kiedy w roku 1990, na fali transformacji, Wojciech Gąsienica Byrcyn został dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, niektórzy mieli nadzieję, że ze "swoim" łatwiej będzie się góralom dogadać. Tym bardziej że "Wojtuś", syn poety i sam też poeta, a przy tym miłośnik "kozicek" i "świstacków", wydawał się człowiekiem łagodnego usposobienia, żeby nie powiedzieć uległym. Wiadomo, że skuteczna ochrona tatrzańskiej przyrody często stoi w sprzeczności z interesami Podhalan, którzy chcieliby z Tatr czerpać więcej korzyści. Do dziś kołacze się poczucie krzywdy z powodu przymusowych wywłaszczeń z tatrzańskich dolin. Byrcynowie też mogliby mieć prawo do żalu. Należały do nich wielkie połacie lasów i hal w Dolinie Kasprowej, a sam dyrektor, choć później doktor nauk leśnych, w młodości był w tej dolinie honielnikiem, tzn. chłopcem pomagającym bacom i juhasom przy owcach. Rachuby na poluzowanie parkowych rygorów wydawały się więc uzasadnione.
Jednak ci, którzy mieli nadzieję, że "Wojtusiem" łatwo będzie manipulować, srodze się zawiedli. Dyrektor-poeta okazał się jednym z najtwardszych obrońców Tatr przed zakusami potencjalnych inwestorów, którzy oczyma wyobraźni już widzieli park zamieniony w jeden wielki cyrk narciarski. Kolejne ataki lobby turystycznego odbijały się od Byrcyna jak od skały. Jedyne ustępstwo, do jakiego udało się go zmusić podczas jedenastu lat urzędowania, to budowa w Kotle Gąsienicowym nowego, czteroosobowego wyciągu, który zastąpił wysłużone, pojedyncze krzesełka.

Nic więc dziwnego, że także górale obrócili się szybko przeciw Byrcynowi. Po utworzeniu powiatu tatrzańskiego, którego starostą został daleki rodowy krewniak Byrcyna, Andrzej Gąsienica Makowski, doszło wręcz do zaostrzenia konfliktu. A że Gąsienica Makowski też pisze wiersze, pogadali sobie, można powiedzieć, jak góralski poeta z góralskim poetą. W tym poetyckim turnieju zwycięzcą okazał się starosta. W roku 2001 z jego inicjatywy minister środowiska odwołał Wojciecha Gąsienicę Byrcyna ze stanowiska dyrektora TPN.

Paweł Skawiński
Choć ceper z pochodzenia, Paweł Skawiński wcale nie okazał się mniej odporny na zakusy narciarskiego lobby od swego góralskiego poprzednika. Wprawdzie za jego kadencji zmodernizowano kolej na Kasprowy Wierch, dwukrotnie zwiększając jej przepustowość, ale później twardo pilnował zasady, wedle której ilość pasażerów wywożonych na szczyt latem nie może wzrosnąć.

Z urodzenia krakus, pierwszą wycieczkę w Tatry odbył, jak sam opowiada, jako mały chłopiec z babcią. Drugą, już znacznie poważniejszą, z zaliczeniem Świnicy i Morskiego Oka, z mamą. I tak mu się Tatry spodobały, że postanowił skończyć leśnictwo, aby tu osiąść na stałe. Jak postanowił, tak zrobił, zostając przy okazji przewodnikiem, instruktorem narciarskim i ratownikiem TOPR. Dyrektorem TPN został w atmosferze niezbyt dla niego przychylnej. Zwolennicy Gąsienicy Byrcyna twierdzili, że Skawiński "wygryzł" swego poprzednika. Uważano też, że jest bardziej niż on skłonny do kompromisów.

Najostrzej przy wielu okazjach krytykowali Skawińskiego ekolodzy z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. W roku 2002 przyznali mu nawet tytuł "Barbarzyńcy Przyrody", za "zasługi w dziele niszczenia Tatr". Z kolei strona przeciwna zarzucała mu, że jest nie mniejszym hamulcowym rozwoju narciarstwa niż Byrcyn.

Wyraźny ślad materialny pozostawił po sobie Paweł Skawiński w Kuźnicach, w postaci ocalonych od zagłady dawnych zabudowań dworu Homolacsów. Po ostatniej wojnie był tu ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci i młodzieży, przejęty w roku 1997 przez Collegium Medicum UJ. Jednak pieniędzy na remonty brakowało, budynki niszczały i w końcu klinika pozbyła się zdewastowanych obiektów. Za kadencji Skawińskiego z mocy prawa przejął je TPN, który wtedy mówił: - Zdawało się, że podrzucili nam kukułcze jajo.

Znalazły się jednak pieniądze rządowe i unijne, resztę park dołożył z własnej działalności (m.in. z biletów wstępu) i dziś stary kuźnicki park jest dostępny dla wszystkich, a fontanna z kutą w żelazie balustradą wygląda dokładnie tak, jak w czasach Homolacsów. W wyremontowanym dworze znalazła siedzibę dyrekcja parku, wozownia i spichlerz zamieniły się w pawilony wystawowe. Skawiński wtedy powiedział:

- To dowód, że Tatrzański Park Narodowy dba nie tylko o przyrodę, ale i o tradycję.

Szymon Ziobrowski
Mianowany dyrektorem TPN w marcu tego roku, wszystko ma jeszcze przed sobą.

CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska