Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głośna zbrodnia pod Wrocławiem: zabójców było trzech. Skazano jednego

Marcin Rybak
Jednym z zabójców Małgosi był Tomasz K. Sąd skazał go na 25 lat więzienia
Jednym z zabójców Małgosi był Tomasz K. Sąd skazał go na 25 lat więzienia fot. Wojciech Wilczyński
Był 1 stycznia 1997 roku, godzina 13. Na podwórku jednej z posesji we wsi Miłoszyce koło Jelcza-Laskowic w powiecie oławskim znaleziono ciało brutalnie zgwałconej nastolatki. Wiadomo, że oprawców było trzech. Choć od zbrodni minęło 17 lat, do dziś zatrzymano i skazano tylko jednego sprawcę. – Można było odnieść wrażenie, że jest wiele osób, które coś wiedzą, ale nie chcą powiedzieć - mówi wrocławska prawniczka.

Małgosia, piętnastolatka, umierała na mrozie przez wiele godzin. Bardzo brutalnie zgwałcona wykrwawiała się i powoli zamarzała. W okolicznych domach i na podwórkach wioski Miłoszyce koło Jelcza-Laskowic trwała właśnie szampańska zabawa. Wszyscy witali nowy, 1997 rok.

Kilka tygodni później pani prokurator z Oławy powiedziała mi w nieoficjalnej rozmowie: – Są takie ślady, że można by powiedzieć, iż sprawca podpisał się nam na miejscu zbrodni.

Dziś wiemy, że podpisy były trzy. Dwa z nich wciąż są nieczytelne, a ich autorzy nieznani. Złapany został tylko jeden sprawca – Tomasz K. z Wrocławia. Sąd skazał go na 25 lat więzienia.

To wyjątkowo tajemnicza i mroczna historia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wielu ludzi zna prawdę i nigdy nikomu jej nie powiedziało.
Strach? Zmowa milczenia? Nieudolność organów ścigania? Pewnie wszystkiego po trochu.
– Deptania nie było – powiedział mi kiedyś prywatny detektyw.

Zabawa w Alcatraz
Małgosia postanowiła spędzać sylwestrowy wieczór w lokalu Alcatraz w Miłoszycach. To niewielki budynek w środku wioski, wtedy pomalowany na biało, obok małego stawu.
Na zabawę dziewczyna poszła z koleżanką. Z domu wyszła około 18. Już nie wróciła. W Nowy Rok z samego rana jej rodzice pojechali do wsi szukać dziecka. Chodzili od domu do domu, pytali. Ale nikt nie widział Gosi. Byli też w domu u państwa R. Tu też nikt jej nie widział. Chociaż jej ciało leżało właśnie na tej posesji. Znaleziono je tego samego dnia, ale znacznie później – około godziny 13. Wyglądało strasznie. Małgosia została wyjątkowo brutalnie zgwałcona – sprawcy bili ją, była pogryziona, rozebrana.
Oprawcy zostawili ją żywą, najpewniej w środku nocy. Do rana wykrwawiła się i zamarzła.

Czytaj dalej na kolejnej stronie
Początkowo rzeczywiście wydawało się, że złapanie oprawców dziewczyny to kwestia godzin, dni, a najwyżej tygodni. Skąd ta pewność? Jeden ze sprawców zostawił na miejscu zdarzenia czapkę. Na niej były dwa włosy.
Włosy zabezpieczono do badań genetycznych, a czapkę zamknięto w słoiku. To był tak zwany ślad zapachowy. Były też ślady zębów na ciele dziewczyny. I dwa włosy łonowe.

To ja! To nie ja!
Jeszcze w Nowy Rok po południu zatrzymano pierwszego podejrzewanego o związek ze zbrodnią. To mieszkaniec wioski, niejaki Krzysiek.
Szybko jednym tchem przyznał się, że to on, że był z Gosią i że ... „w tym miejscu stwierdzam, że wszystko, co powiedziałem wcześniej, to sobie wymyśliłem” – oznajmił zdumionemu policjantowi.
Żaden ze śladów nie był jego. Innych dowodów, które mogłyby go obciążyć, nie znaleziono. Przesłuchano go dodatkowo z użyciem tzw. wariografu, zwanego potocznie wykrywaczem kłamstw. Wyszło na to, że coś kręci, że coś wie. Ale to za mało, żeby postawić zarzuty i bronić ich przed sądem.
Mijały dni, tygodnie, miesiące i lata, a policjanci nie trafili na żaden trop, który mógłby przybliżyć ich do sprawców.
– To wyjątkowo mroczna historia – zgadza się dziś mecenas Ewa Szymecka, pełnomocnik pokrzywdzonych, rodziców Małgosi. – Można było odnieść wrażenie, że jest wiele osób, które coś wiedzą, ale nie chcą powiedzieć.

Wybiła północ
W Alcatraz bawiło się kilkaset osób. Małgosia była widziana ostatni raz żywa niedługo po północy – na ulicy przed lokalem. Szła dokądś w towarzystwie jakichś mężczyzn. Policjanci wykonali potem ich portrety pamięciowe. Jeden z nich bardzo się przydał.
Niedługo potem nikt już jej nie widział. Ktoś z jakiegoś domu słyszał jakby wołanie „mamo, mamo!” na podwórku jednej z posesji. Ale nie zwrócił na to uwagi.

Oprawcom nikt nie przeszkadzał. Krążyły potem opowieści, że wiele osób z dyskoteki wiedziało, kto dopuścił się tej zbrodni...
A śledztwo szło jak po grudzie. Zmienili się prowadzący je prokuratorzy, przybywało świadków, tomów akt. I nic. Zaczęły się wątpliwości: czy wszystko dobrze i rzetelnie sprawdzono, czy przeanalizowano wszystkie wątki, czy zbadano każdy – choćby najdrobniejszy – ślad w tej sprawie.
Mecenas Szymecka nie ma wątpliwości: nie zbadano i nie przeanalizowano, nie zrobiono wszystkiego, co można było, co należałoby zrobić. Wreszcie śledztwo umorzono. Powód? Niewykrycie sprawców. Mecenas Szymecka żaliła się sądowi, sprawę wznawiano, ale tropów nie przybywało. Media powtarzały portrety pamięciowe sprawców. Materiał o tej sprawie znalazł się w popularnym programie telewizyjnym „997”.

I w końcu zdarzył się cud. Program „997” o zbrodni w Miłoszycach obejrzała jakaś kobieta z Wrocławia. Wydawało się jej, że rozpoznała jednego z mężczyzn na pamięciowych portretach. Chłopak miał wtedy 20 lat i mieszkał w centrum Wrocławia.
Ona była jego sąsiadką. Swoim spostrzeżeniem podzieliła się z gośćmi na swoich imieninach. Jednym z nich był wrocławski policjant, funkcjonariusz Centralnego Biura Śledczego. Zrobił to, co do niego należało – napisał notatkę i przekazał szefowi. Ten dał notatkę policjantom z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji. To był przełom.

Gwałt czy mord?
Ów sąsiad solenizantki, która na imieniny zaprosiła policjanta, to Tomasz K. Najpierw okazało się, że włosy z czapki znalezionej na miejscu zbrodni są jego.
Pobrano od niego ślad zapachowy. Po trzech latach odkręcono słoik z czapką. Policyjne psy nie miały wątpliwości – bez wahania poszły od czapki do zapachu Tomasza K. I wreszcie ślady zębów na ciele ofiary. Zrobiono odlew szczęki Tomasza K., porównano go ze śladami zębów na ciele Gosi. Pasowały idealnie.

Dowody były wystarczające, żeby go skazać. Główna kontrowersja w procesie dotyczyła tego, czy Tomasz K. ma być skazany za gwałt, czy za morderstwo. Prokuratura uważała, że na zabójstwo dowodów nie ma. Ale sądy – okręgowy, apelacyjny, a na końcu najwyższy – były innego zdania: Tomasz K. to morderca. I dwaj inni nieznani do dziś sprawcy też. Tomasz K. został skazany na 25 lat więzienia. Prawomocny wyrok zapadł 16 czerwca 2004 roku w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu.

Co dalej? Nic. Tomasz nikogo nie zdradził. Policja nie trafiła na żaden trop, który dawałby szansę na wznowienie śledztwa i postawienie przed sądem pozostałych uczestników makabrycznego sylwestra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska