Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wieczór z talibami i polowanie na ebolę, czyli wakacje z dreszczykiem

Malwina Gadawa
Relaks na plaży pod palmą z drinkiem w ręce? Nuda! Jak się tym pochwalić znajomym? Lepiej wybrać się tam, gdzie trwa wojna albo szaleje zabójcza choroba. Biura podróży zapewniają odpowiednie atrakcje.

W akacje w Iraku, Afganistanie czy może w krajach afrykańskich, w których szaleje wirus eboli? Dobrej zabawy! Zapraszamy! Wbrew pozorom to nie scenariusz filmu grozy. Chętnych na odwiedzanie niebezpiecznych miejsc jest coraz więcej. Turystyka wojenna, znana na świecie od lat, zyskuje wielbicieli również w Polsce.

Pokój z widokiem na wojnę

Wycieczka do Basry - miasta występującego w "Baśniach z tysiąca i jednej nocy", miejsca, w którym Sindbad Żeglarz miał rozpocząć swoje podróże. Tam Eufrat łączy się z Tygrysem, tam znajduje się Drzewo Adama. W programie jest także droga do kompleksu prezydenckiego Saddama Husseina. Zgodnie z zapowiedziami takie atrakcje czekają tych, którzy zdecydują się na wyprawę do Iraku. Turyści mają okazję nie tylko zobaczyć zabytki, np. starożytnej Mezopotamii. Na wyciągnięcie ręki są też miejsca, gdzie widać skutki wojny. To jednak nie odstrasza tych, którzy wykupili takie "wczasy z dreszczykiem", których koszt nie należy do niskich. Wycieczka do Iraku to wydatek 5670 zł i 1370 dolarów. Droższa byłaby wyprawa do Afganistanu - według oferty kosztowałaby 15 tysięcy złotych. Takie eskapady są tylko dla szaleńców? Nic z tych rzeczy.

- Wyjazd do Iraku? Już mieliśmy komplet chętnych i kupione bilety. W ostatnim momencie nasz kontrahent się rozmyślił. Zamieszki w tym kraju były zbyt poważne - opowiada pracownica firmy Logos Travel, która jako jedna z pierwszych w Polsce zaczęła organizować wyjazdy w niebezpieczne miejsca na świecie.

- To nie są oferty dla początkujących turystów, tylko dla osób, które chcą odkrywać świat - przekonuje Marek Śliwa, właściciel firmy. - Wykorzystujemy swój wywiad, możliwości i potencjał. Wycieczki, które oferujemy, wcale nie są dla szaleńców. Jeżdżą z nami normalni, ustatkowani ludzie - mówi Śliwa. Jednocześnie zaprzeczając, że organizuje turystykę wojenną. Tłumaczy, że to jest wyprawa krajoznawcza, tylko nie dla wszystkich. Odradzałby takie wycieczki osobom, które raz do roku lecą czarterem na wakacje. I wystarczy im drink pod palmą przy basenie. Zgłaszają się do niego klienci, którzy z jego pomocą chcą zobaczyć coś nowego, sprawdzić, jak wygląda świat, który do tej pory mogli poznac tylko w telewizji. Według niego chcą też być świadkami historii.
Śliwa, mimo wielu medialnych kontrowersji, kilka lat temu zorganizował wyjazd do Afganistanu i zapewnia, że czuł się bardzo bezpiecznie. - Nic nam nie groziło ze strony miejscowych. Naprawdę, podobne ryzyko mogliśmy wtedy odczuwać, spacerując w jakimkolwiek innym kraju - przekonuje.

Jego firma regularnie organizuje wycieczki do Iranu. - Tam jest naprawdę bardzo bezpiecznie - zapewnia właściciel biura. - Zawsze mamy komplet pasażerów. Na sierpień już się zapisało 10 osób. W Iranie ludzie są niezwykle gościnni. Organizujemy takie wyjazdy, bo chcemy pokazać nowe, lepsze oblicza krajów, które często uznawane są za niebezpieczne.

CZYTAJ DALEJ: POLOWANIE NA EBOLĘ
Polowanie na ebolę
Śliwa przekonuje, że ludzie nie są tak naprawdę świadomi zagrożeń. Jego zdaniem nie trzeba jechać do Afryki, żeby się zarazić wirusem eboli. - Przecież samoloty z Liberii lądują także na niemieckich lotniskach. Zagrożenie jest takie samo - uważa podróżnik.
Zresztą biura podróży ciągle organizują wycieczki do krajów ogarniętych wirusem eboli, np. do Sierra Leone. Z Anglii polecimy tam na 9 dni za ponad 10 tys. zł.

Prof. Brygida Knysz, szefowa Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, przestrzega przed takimi wyjazdami. - Jako specjalista odradzałabym eskapady w te rejony Afryki, gdzie występuje wirus eboli - ostrzega pani profesor. Jej zdaniem taka wyprawa to niepotrzebne kuszenie losu.

Zabójczego wirusa boją się też Kenijczycy, których państwo utrzymuje się głównie z turystyki. Tamtejszy rząd zdecydował się tymczasowo zawiesić możliwość wjazdu do Kenii dla wszystkich pasażerów podróżujących z trzech zachodnioafrykańskich państw dotkniętych wirusem eboli, czyli Sierra Leone, Gwinei i Liberii. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już pod koniec czerwca ostrzegało turystów przed wyjazdami do Kenii.

"W związku z wysokim ryzykiem wystąpienia ataków rabunkowych i terrorystycznych, zaleca się obywatelom polskim ograniczenie podróży do tego kraju do absolutnie niezbędnych" - czytamy w komunikacie. Najwidoczniej na wielu osobach nie robi to wrażenia, bo biura podróży prześcigają się w ofertach wakacji w tym egzotycznym kraju, organizując m.in. objazdowe wycieczki.

CZYTAJ DALEJ: WAKACJE W SCHRONIE
Wakacje w schronie
Wrocławski podróżnik Marcin Malik twierdzi, że im więcej podróżuje, tym świat wydaje mu się o wiele bardziej bezpieczny, choć ostatnie wakacje spędził w schronie.

- Izrael odwiedziłem w lipcu, w czasie intensywnej wymiany ognia ze Strefą Gazy - mówi Malik. - Naszym samolotem, zapełnionym mniej więcej do połowy, lecieli prawie sami Żydzi i tylko kilkunastu turystów - dodaje. Kilka chwil po wylądowaniu na lotnisku w Tel Awiwie usłyszeli gwizdki. Nie od razu skojarzyli, o co chodzi, ale obsługa lotniska wskazywała drogę do schronu. Pamięta, że nie było nerwowo. Dopiero później dowiedział się, że po tym ostrzale okolic lotniska wiele linii czasowo wstrzymało loty do Izraela.
Kolejny alarm miał miejsce dopiero dzień przed jego wylotem, w nocy, kiedy wybrał się na spacer. - Prawie cały tygodniowy pobyt przebiegł spokojnie. Odwiedziliśmy nawet Betlejem leżące w Autonomii Palestyńskiej, wynajętym samochodem z izraelską rejestracją - mówi wrocławianin.

Uzależnieni od adrenaliny
Bożena Uścińska, psycholog z Wrocławia, uważa, że do ekstremalnych wakacji, często w bardzo niebezpieczne miejsca, ciągnie głównie w miarę młodych i bogatych ludzi. - Z badań wynika, że są to osoby, które na co dzień zajmują się zarządzaniem, zajmują eksponowane stanowiska. Podejmują ważne decyzje i każdego dnia dostają sporą dawkę adrenaliny - mówi psycholog. - Często korzystają z innych wspomagaczy. Wakacje w zwykłym miejscu są po prostu dla nich nudne i nieatrakcyjne. Szukają dodatkowych bodźców - wyjaśnia.

Według niej dlatego na rynku pojawia się coraz więcej ofert z niebezpiecznymi wyjazdami. Niektóre wydają się nie tyle dziwactwem, co po prostu głupotą. Niektórzy chcą sprawdzić się w ekstremalnych miejscach, na ile są odważni lub jak bardzo się boją. Pani psycholog podkreśla, że w dzisiejszych czasach, oryginalne wakacje są także elementem kreowania własnej osoby, jako postaci sukcesu w skomercjalizowanym świecie. - Taki nietypowy wyjazd jest doskonałym powodem do szpanowania, do pokazania otoczeniu, że jest się kimś lepszym - dodaje.

Kłopot jest tylko jeden: żeby okazać się lepszym, trzeba wrócić żywym...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wieczór z talibami i polowanie na ebolę, czyli wakacje z dreszczykiem - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska