Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

65 lat Teatru Polskiego. Jubileusz największej sceny albo potyczki z własną pamięcią

Krzysztof Kucharski
Wiesław Cichy w roli Dantona. Za nim od lewej Andrzej Wilk, Bartosz Porczyk, świętej pamięci Tadeusz Szymków i Edwin Petrykat
Wiesław Cichy w roli Dantona. Za nim od lewej Andrzej Wilk, Bartosz Porczyk, świętej pamięci Tadeusz Szymków i Edwin Petrykat Bartosz Maz / Teatr Polski
Jak opisać największe dokonania w 65-letniej historii sceny, która przyciągnęła najważniejsze nazwiska polskiego teatru? Tego zadania podjął się Krzysztof Kucharski

Z 65 lat wrocławskiej sceny oglądałem tylko 45. Poniższe numeracje powinien napisać ktoś, kto ma lat 85. Postanowiłem jednak coś wybrać z oceanu "tylko" 720 miesięcy chodzenia do jednego teatru. Gdy myślimy o teatrze, zawsze zaczynamy od aktorów, reżyserów, więc zacznę od scenografów…
Jemioła i sztandary

Pierwszą scenografią, która mnie zabiła prostotą i doskonałością idei, była olbrzymia złota jemioła Krystyny Zachwatowicz, wisząca nad sceną i "kręcąca" niemal dosłownie losami bohaterów "Jak wam się podoba" Shakespeare'a w reżyserii Krystyny Skuszanki (rok 1966). Mój zachwyt prowokowała intensywność skojarzeń i ich poetycki wymiar. Bo ten jakby naturalny zabieg wyzwalał wyobraźnię. Prawie 45 lat temu uświadomiłem sobie pewną hierarchię ważności. Dziś jest może bardziej tolerancyjna. Pierwszym punktem pozostała jednak prostota, która dziś myli się niektórym "twórcom" z prostactwem.

Wielki zgryz mam z plastycznymi wizjami Jerzego Grzegorzewskiego. Nic nie może wygrać ze zdarzeniem "Złowiony. Rekonstrukcja" (1994) opartym na poematach "Et in Arkadia ego" i "Złowiony" Tadeusza Różewicza, które było aktem jednorazowym, ale zapisała je telewizja. Widzowie oglądali aktorów ze sceny na tle spalonej widowni. Spłonęła w nocy 18 na 19 stycznia 1994 roku. Trudno nie przywołać też adaptacji "Śmierci w starych dekoracjach" (1978), w której widzowie zamienili się z aktorami miejscami. W każdym wypadku plastyczny efekt zaaranżowany światłem albo drobnymi elementami specjalnie stworzonymi był niezwykły.

Legendą są też słynne sztandary Władysława Hasiora, jednego z najbardziej kontrowersyjnych artystów w dziejach polskiej sztuki. Zaprojektował je i częściowo sam wykonał do "Don Juana" Moliera (1970) w reżyserii Jerzego Krasowskiego. Drugą scenografię Hasior zaprojektował rok później do "Rzeczy ludzkiej/Gry snów" wyreżyserowanych przez Skuszankę. To były jego jedyne artystyczne spotkania z teatrem. Tuż za podium znalazła się w tym moim wyborze scenografia Wojciecha Jankowiaka i Michała Jędrzejewskiego do "Balkonu" (1987) Geneta, w reżyserii Tadeusza Minca, oraz pełna zieleni zamknięta przestrzeń Mirka Kaczmarka do "Szajby" (2009) w reż. Jana Klaty.
Pęczki reżyserów

Nie widziałem, a wiem, że jednym z najwybitniejszych przedstawień w historii tej sceny było "Jak wam się podoba" Shakespeare'a (1951) w reżyserii Edmunda Wiercińskiego. W moich "papierach" bije wszystkich "Burza" Shakespeare'a (1969) w reżyserii Skuszanki z genialną rolą Igora Przegrodzkiego (Prospero). Bajkowo-groteskowy świat dyrektorka sceny potraktowało serio i filozoficznie, uwypuklając mechanizmy władzy.

Gdzieś też politycznie nas dotykał w "Nie-boskiej komedii" (1979) Krasińskiego wielki indywidualista Grzegorzewski. Scenografia skomponowana z karocy, wybebeszonych fortepianów i skrzydła szybowca mogłaby też aspirować do podium. Postaci podzielił na koterie i pokazywał, jak działa mechanizm zależności.

Krystian Lupa miejsce na mojej liście miał od dawna, choć trzech spektakli, które zrobił na scenach Polskiego, nie uważam za najlepsze. Doceniam sukcesy "Prezydentek" czy "Immanuela Kanta", ale patrzę na reżyserów też przez pryzmat piętna, które odcisnęli na aktorach. Lupa ma w tym zespole wielu "swoich" aktorów z Wojtkiem Ziemiańskim na czele oraz wielu entuzjastów, którzy chcieliby się z nim skonfrontować.

Aktorzy tego zespołu cenią też sobie pracę z Jerzym Jarockim, który powinien być szczególnie uhonorowany, bo większość jego tutejszych spektakli przebiła się na najbardziej prestiżowych festiwalach nie tylko w Polsce. Jak choćby tryptyk Czechowa: "Płatonow" (1993) i jego uzupełnienie "Płatonow - Akt pominięty" (1996) oraz "Wujaszek Wania" (2000). W mit wyjątkowej w Polsce sceny wpisał się doskonale Jan Klata ze "Sprawą Dantona" Przybyszewskiej (2008), bo uwierzył w siłę słowa i nie próbował go poprawiać. Gdyby zrobić wirtualny mecz między spektaklami Klaty i Krasowskiego, to ten pierwszy wygrałby efektowniejszą formą. Ale Klata ciągle ma szansę na zrobienie jeszcze głębszego i bardziej intrygującego przedstawienia, jeśli pasja teatralnego publicysty na to mu pozwoli.
Wielcy, najwięksi...

Tu się strasznie narażę, bo każdy aktor jest wielki w swoim mniemaniu. Zarekomenduję artystów, którzy wstawiennictwa nie potrzebują. Królem może być tylko Igor Przegrodzki. Wspomnieć wypada o Hamlecie czy Chlestakowie w latach 50., ale arcysztuką były role Robespierra w "Sprawie Dantona" (1967) i "Thermidorze" (1971) czy seria ról Shakespeare'owskich. Na koniec wspomnę obsypaną nagrodami rolę w "Krzesłach" Ionesco (1994) i wyglądającą jak pożegnanie rolę Ojca w "Ostatnich kwadrach" Burbona (1996).

Na drugim miejscu postawię Kingę Preis, aktorkę skromną, a znakomitą. Karierę zaczęła na studiach, wybrana do tytułowej roli "Kasi z Heilbronnu" (1994) przez samego Jarockiego. Ten spektakl inaugurował karierę Sceny na Świebodzkim, której zazdrościła nam cała Polska. Teraz porobili sobie podobne w różnych nietypowych wnętrzach i zazdroszczą tylko ze względów artystycznych. Kinga zagrała wiele znakomitych ról i epizodów, jak Marianna w "Sprawie Dantona" (2008).

To był manewr niepewny, bo przepchnąłem Kingę przed Anną Lutosławską, ale obie panie z wielkim podziwem oglądałem. Pani Anna krążyła między Krakowem i Wrocławiem. U nas zagrała we wspomnianym już "Śnie nocy letniej" (1951) Celię, Laurę w "Kordianie" (1965), ale też Rozannę w "Życiu snem" (1967), a u Henryka Tomaszewskiego tytułową Laudamię w "Protesilasie i Laudamii" (1969).

Jest kilkunastu aktorów, którzy zagrali wiele razy lepiej od niego, ja jednak bezczelnie wybrałem niemą, ale tytułową rolę Śmierci w genialnym przedstawieniu Henryka Tomaszewskiego "Gra w zabijanego" (1973). Tym aktorem jest Erwin Nowiaszak. Tuż za nim wielka nadzieja Bartek Porczyk, który dostał się tu trochę na kredyt, ale jego "Smycz" (2006) i inne role wróżą najlepszą przyszłość.

Aneks przeciw mizerii

Ten aneks do "wypracowania na temat" jest kołem ratunkowym, które i tak nie uratuje autora, bo jak mogły się nie pojawić nazwiska wybitnych teatralnych kompozytorów, jak między innymi: Adam Walaciński czy Zbigniew Karnecki, albo takich wybitnych aktorów, jak Artur Młodnicki, Andrzej Polkowski. Jubileusz to święto wszystkich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska