- W świetle obowiązującego prawa władze nie mogą dokonywać przymusowych wysiedleń, które naruszają podstawowe prawa człowieka - czytamy w oświadczeniu stowarzyszenia Nomada. Jego działacze do Prokuratury Rejonowej w Gdańsku skierowali zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez urzędników, strażników miejskich i policjanta. Ich zarzuty dotyczą m.in. dyskryminacji, naruszenia miru domowego, stosowania gróźb, nadużycia uprawnień i zniszczenia mienia.
W poniedziałek, 4 sierpnia urzędnicy z gdańskiego magistratu pojawili się na romskim koczowisku w Gdańsku Jelitkowie i poprosili Romów (według nich - grożąc zburzeniem prowizorycznych budynków z ludźmi w środku) o opuszczenie obozowiska.
Następnie - w ramach odpracowywania długów - mieszkańcy lokali komunalnych, wynajęci przez należący do gminy Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych, zniszczyli siekierami pięć domów. Bez dachu nad głową pozostało 15 osób, w tym pięcioro dzieci. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie mówią, że o eksmisji nie wiedzieli.
Swoje działanie urzędnicy tłumaczą chęcią "uporządkowania i zabezpieczenia terenu". Po tym jak list otwarty w sprawie zajścia opublikował polski oddział Amnesty International, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz rozpoczął kontrolę w podległych mu służbach.
- Analizowane są informacje od poszczególnych jednostek dotyczące przebiegu tej akcji. Prawdopodobnie we wtorek powstanie odpowiedź na stwierdzenia działaczy - informuje Michał Piotrowski z Urzędu Miejskiego.
Cały artykuł przeczytasz we wtorkowym, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" (12.08.2014) i w e-wydaniu gazety na stronie prasa24.pl
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?