Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z archiwum X: Zginął, bo pochwalił się swoim majątkiem

Artur Szałkowski
Wałbrzych. Ulica Armii Czerwonej w latach 80. XX wieku. Dziś to ulica Armii Krajowej
Wałbrzych. Ulica Armii Czerwonej w latach 80. XX wieku. Dziś to ulica Armii Krajowej fot. Archiwum Biblioteki pod Atlantami
Ta zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami Wałbrzycha lat 80. ubiegłego stulecia. Choć minęło od niej 26 lat, do dziś nie udało się ustalić, kto zamordował mężczyznę. Nie pomógł nawet apel w programie telewizyjnym 997. Wiadomo jednak, że ofiara sama naprowadziła katów na siebie.

Choć ciało odnaleziono dzień po tragedii w mieszkaniu, a policyjny pies podjął trop, do dziś nie wiadomo, kto zabił. Śledczy przyznają, że dziś, dysponując bez porównania lepszymi metodami, sprawcy pewnie już dawno siedzieliby za kratami... Ale nie w 1988 roku. Wówczas 78-letni Mieczysław K. otrzymał od władz amerykańskich długo oczekiwaną wiadomość o zezwoleniu na wjazd i pozostanie na stałe w Stanach Zjednoczonych.

Mieszkał tam i pracował jego syn, który wcześniej ściągnął już do siebie matkę i brata. Przyznanie amerykańskiej wizy wywołało u wałbrzyszanina zrozumiałą radość. Pojawił się jednak również problem. Musiał w krótkim czasie spieniężyć cały swój majątek, zgromadzony w czteropokojowym mieszkaniu przy ul. Armii Czerwonej (obecnie ul. Armii Krajowej).
To główna ulica w Wałbrzychu, kiedyś tętniąca życiem. Dziś traktowana głównie jako tranzyt przez miasto. Ale jeszcze w latach 80. codziennie przewijały się nią tysiące mieszkańców.
W okolicy jest najbardziej popularny dworzec kolejowy w Wałbrzychu – Miasto. Przed laty przy ul. Armii Krajowej prężnie działało kino, które dziś, wyparte nieco przez multipleks, stawia na filmy niszowe.

Mężczyzna wiedział, że nietrudno będzie znaleźć chętnych na swoje dobra, których chciał się jak najszybciej pozbyć. Zwłaszcza że w tych czasach trudno było o jakiś nowy nabytek do domu. Nie każdy miał znajomości i kupno np. nowej meblościanki do mieszkania graniczyło z cudem.
Na słupach ogłoszeniowych w Wałbrzychu zaczął naklejać kartki z informacją o wyprzedaży mebli i innych rzeczy.

Czytaj więcej na kolejnej stronie

Nierozważnie pisał na nich również, że masowa wyprzedaż ma związek z jego wyjazdem na stałe z kraju.
Chętnych na kupno mienia, między innymi sprzętu AGD, motocykla, samochodu i innych wartościowych przedmiotów nie brakowało. Kontrahenci przyjeżdżali także spoza Wałbrzycha. Rzeczy rozchodziły się niemal „w oczach”. Tak samo, jak wieść o tym, że pewien wałbrzyszanin wyprzedaje majątek.
To go zgubiło. Bo przecież nawet dziecko szybko doszło do logicznych wniosków, że skoro pozbywa się rzeczy, to musi gdzieś trzymać zgromadzoną za nie gotówkę.

Mężczyzna uzyskane w ten sposób złotówki zaczął wymieniać na dolary, korzystając prawdopodobnie głównie z usług cinkciarzy handlujących walutą.

Mieczysław K. miał wśród sąsiadów opinię człowieka majętnego. Kiedy tajemnicą poliszynela stał się jego wyjazd do Stanów Zjednoczonych, cała okolica zaczęła plotkować o majątku wałbrzyszanina.
Brak dyskrecji przy spieniężaniu majątku zakończył się dla Mieczysława K. tragicznie. Wieczorem lub w nocy 14 lutego 1989 roku w mieszkaniu mężczyzny zjawił się jego zabójca lub zabójcy. Wciąż nie ustalono bowiem nawet, czy katem była jedna, czy kilka osób.

Pewne jest, że ofiara musiała go lub ich znać. Z relacji osób znających Mieczysława K. wynikało bowiem, że był osobą nieufną i nie wpuszczał obcych do mieszkania.
Niewykluczone więc, że ze swoim oprawcą lub oprawcami mężczyzna umówił się wcześniej – prawdopodobnie w sprawie sprzedaży części swojego majątku. 15 lutego sąsiadów Mieczysława K. zaintrygowało, że drzwi do jego mieszkania są otwarte i nie odpowiada on na pukanie oraz wołanie.
Dobijali się dłuższą chwilę. Wreszcie zaniepokojeni powiadomili milicję. Po wejściu do mieszkania funkcjonariusze zobaczyli, że lokal został całkowicie splądrowany.

W jednym z pokoi pod stertą pościeli i ubrań znaleźli zmasakrowane zwłoki Mieczysława K. Cały był zalany krwią. Mężczyzna nie żył od kilku godzin. Sprowadzony na miejsce zbrodni milicyjny pies tropiący podjął ślad. Następnie kluczył wokół pobliskich budynków oraz ogródków działkowych. Tam trop się urwał.
Sekcja zwłok wykazała, że Mieczysław K. zmarł w wyniku obrażeń głowy, w którą uderzano jakimś twardym i ciężkim narzędziem. Milicjanci przesłuchali w związku ze sprawą kilkudziesięciu świadków. Byli wśród nich: sąsiedzi, znajomi, cinkciarze zajmujący się handlem walutą, a także znani milicji okoliczni paserzy i kryminaliści oraz nabywcy majątku Mieczysława K.

Wszyscy mieli jednak alibi wykluczające ich związek ze sprawą. Funkcjonariusze dotarli między innymi do sklepu meblowego w dzielnicy Piaskowa Góra, w którym Mieczysław K. był dzień przed swoją śmiercią. Proponował tam sprzedaż swoich mebli i towarzyszył mu młody mężczyzna. Sporządzono jego portret pamięciowy.

Rysunek pokazano w programie telewizyjnym „997”. Po jego emisji do olsztyńskiej milicji zgłosiły się dwie osoby, które w mężczyźnie z rysunku rozpoznały Eugeniusza D. z Gietrzwałdu.
Okazało się jednak, że mężczyzna jest tylko łudząco podobny i nie ma związku z morderstwem. To była jak na razie ostatnia szansa wykrycia sprawcy brutalnego morderstwa.
Według szacunku sporządzonego przez syna Mieczysława K. pod koniec grudnia 1988 roku, z mieszkania jego ojca zginęła złota i srebrna biżuteria oraz cenne przedmioty o łącznej wartości blisko 9 mln zł. Ponadto skradziono również 3 mln zł w gotówce i 6 tys. dolarów.
Kurs amerykańskiej waluty w połowie lutego 1989 roku wynosił według kursu państwowego ponad 512 złotych w skupie oraz 1300 zł w sprzedaży.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska