Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosja nie chce naszych owoców i warzyw. Sadownicy z Dolnego Śląska już liczą straty

Malwina Gadawa
Jerzy i Maciej Karczewscy nie tylko sprzedają jabłka. Produkują z nich sok, tłoczony na zimno. Mogą tak robić tylko ci sadownicy, którzy założą pozarolniczą działalność gospodarczą
Jerzy i Maciej Karczewscy nie tylko sprzedają jabłka. Produkują z nich sok, tłoczony na zimno. Mogą tak robić tylko ci sadownicy, którzy założą pozarolniczą działalność gospodarczą fot. Tomasz Hołod
- Jeżeli kilogram jabłek będzie kosztował poniżej złotówki, a wszystko wskazuje na to, że tak się stanie, to będzie katastrofa - mówi Jerzy Ciołkowski, prezes spółki Trzebnickie Sady, która skupia sześciu dużych producentów owoców z regionu powiatu trzebnickiego. Spółka ma 170 hektarów sadów. Sprzedaje rocznie około 3 tysięcy ton jabłek. Głównie do dużych sieci handlowych, takich jak Auchan. Wiele owoców trafia też na lokalny rynek.

- Teraz możemy jeszcze zmian nie odczuć, ale jesienią, kiedy w kraju będzie za dużo jabłek, zaczną się problemy. Dla niektórych bardzo poważne. Wielu sadowników ma zaciągnięte kredyty. Jeżeli nie zarobią nawet tyle, by zwróciła im się produkcja, to nie będą mieli za co spłacać zadłużenia - uważa Ciołkowski.

Problem powstał, bo Rosja nie chce już polskich owoców ani warzyw. Zakaz eksportu obowiązuje od początku sierpnia. To duży cios dla polskich sadowników, którzy są głównym eksporterem jabłek do Rosji. Ministerstwo rolnictwa liczy już straty. Poinformowało, że w ubiegłym roku Polska wysłała do Rosji ponad 804 tys. ton owoców i warzyw o wartości blisko 336 mln euro. Teraz straty wynikające z wprowadzonego przez Rosję embarga mogą wynieść nawet 500 mln euro.

Sadownicy z naszego regionu widzą przyszłość w czarnych barwach. Choć bezpośrednio nie eksportują jabłek do Rosji, to są zgodni: im więcej tych owoców zostanie w kraju, tym gorzej także dla nich, bo ceny będą niższe.

Maciej Karczewski, właściciel sadów w Lutyni (gmina Miękinia) i producent soku jabłkowego tłoczonego na zimno, naturalnie mętnego, który promował nasz region podczas Euro 2012, trzyma kciuki za to, by akcja jedzenia jabłek na złość prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi trwała jak najdłużej. - Coś z tymi owocami trzeba będzie zrobić. Polacy nie jedzą dużo jabłek. Z badań wynika, że tygodniowo przypada 2/3 tego owocu na osobę - mówi Maciej Karczewski.

Bolesław Kęcik z Trzebnicy jest już na emeryturze, a gospodarstwem zajmują się wnukowie. Pamięta czasy, kiedy jabłek było o wiele mniej niż chętnych na nie. - Przed sadem ustawiała się kolejka. Pakowaliśmy skrzynki z owocami do żuka. Wszystko schodziło. A teraz? Nie ma o czym mówić. To może być koniec polskiego sadownictwa, jeżeli rząd nam nie pomoże - mówi pan Bolesław.

Zakaz eksportu owoców do Rosji dotknie także sadowników z Dolnego Śląska. Oni już liczą straty. Czy nagle zaczniemy jeść więcej jabłek niż do tej pory? W każdej szkole uczniowie dostaną owoce? CZYTAJ NA 2. STRONIE

Sadownicy z Dolnego Śląska są przekonani, że na rosyjskim embargu ucierpią nie tylko ci, którzy bezpośrednio wysyłali owoce do naszego wschodniego sąsiada. - Już teraz ceny są niskie. Kilogram jabłka przemysłowego kosztuje 12 groszy. Niektórym nawet nie opłaca się ich zbierać - uważa Jerzy Ciołkowski, prezes spółki Trzebnickie Sady. - Teraz, przez zakaz eksportu, te owoce zostaną w kraju, co będzie się wiązało z niższymi cenami. Dostaniemy mniej niż złotówkę za kilogram najlepszych owoców - mówi Ciołkowski. Według niego, wielu sadowników może sobie nie poradzić z tym problemem. - Teraz wszystko jest w rękach rządu i Unii Europejskiej. Jeżeli nie otrzymamy rekompensaty finansowej, to niektórych może czekać bankructwo - przewiduje prezes Trzebnickich Sadów.

Widzi też inne rozwiązanie sytuacji. Sadownicy mogą omijać rosyjski zakaz eksportu, sprzedając jabłka np. do Kazachstanu. Stamtąd będą trafiały już na rosyjski rynek. - Pewne jest jednak to, że polscy producenci i tak na tym stracą, bo trzeba będzie zapłacić pośrednikom - mówi Jerzy Ciołkowski.

Maciej Karczewski, sadownik z Lutyni, nie tylko sprzedaje jabłka, ale także produkuje z nich sok z Maciejowego Sadu. To jego sposób na rozwinięcie swojej działalności. Nie mogą jednak robić tego wszyscy sadownicy. - Przetwórstwo produktów rolnych, np. owoców, to już jest pozarolnicza działalność gospodarcza, z której trzeba się rozliczać (rolnicy nie płacą podatku dochodowego od sprzedanych plonów - red.) - mówi. Rocznie w Maciejowym Sadzie zbiera się około 1500 ton jabłek, z czego 500 przeznacza się na produkcję soku.

Trzebniczanin Bolesław Kęcki to sadownik z ponad 30-letnim doświadczeniem. Teraz gospodarstwem zajmują się jego wnuki. Zbiory jabłek sprzedają do hurtowni. Kęcki nie wierzy w argumenty naszych wschodnich sąsiadów. - Nasze jabłka są najsmaczniejsze i najzdrowsze w Europie. To decyzja polityczna, a nie merytoryczna - uważa emerytowany sadownik.

Podobnie myśli Robert Adach, starosta powiatu trzebnickiego (PO). Rozmawiał on już z sadownikami o problemach, jakie mogą mieć przez rosyjskie embargo. - Wzgórza Trzebnickie mają mikroklimat i są idealnym miejscem do rozwoju sadownictwa. Na naszym terenie jest kilka tysięcy mieszkańców, którzy mają po kilkanaście arów sadów i kilkudziesięciu, którzy są właścicielami hektarów ziemi - mówi starosta. - Rosyjski zakaz będzie problemem nie tylko dla właścicieli sadów. Musimy pamiętać, że oni często zatrudniają pracowników, kupują sprzęt, czyli przyczyniają się do zwiększenia dochodu narodowego. Dlatego warto się zastanowić, w jaki sposób można pomóc polskim sadownikom, zanim dostaną pieniądze np. z Unii Europejskiej - mówi Adach.

Starosta trzebnicki ma już nawet pomysł. - Jest akcja społeczna, żeby jeść jabłka na złość Putinowi. Może warto zainicjować kolejną: "Jabłka dla każdego ucznia szkoły powiatowej". W ten sposób nie tylko pomoglibyśmy naszym mieszkańcom, ale też propagowalibyśmy zdrowy styl życia w szkołach. Swój pomysł przedstawię na wrześniowym konwencie starostów - mówi Robert Adach.

Czy będziemy teraz jedli więcej jabłek? Pracownicy Tesco w Bielanach Wrocławskich, gdzie jabłka kosztują 2,99 zł za kg, mówią, że sprzedają ich... mniej niż kilka miesięcy temu. - Ludzie wolą teraz owoce sezonowe. Najwięcej sprzedajemy moreli i śliwek - powiedział nam Dawid Pawliczak, pracownik Tesco.

Jakie jabłka kupisz w Polsce? Lista na 3. stronie - CZYTAJ

Jabłka to jedne z najpopularniejszych owoców w Polsce. Można je kupić przez cały rok. Czym charakteryzują się najpopularniejsze gatunki?

  • antonówka: żółte, średniej wielkości. Twardy, soczysty miąższ. Kwaśny smak. Owoce te doskonale sprawdzą się jako składnik przetworów, np. dżemów.
  • malinówka: bordowe, mają cieńką skórę. Miąższ jasny, kruchy i soczysty.
  • lobo: to jabłka z czerwoną skórą. Mają soczysty miąższ o lekko kwaśnym smaku.
  • idared: to bardzo popularne jabłka w Europie. Często eksportowane właśnie do Rosji. Średniej wielkości. Mają lekko kwaśny smak. Nadają się do domowych przetworów.
  • szampion: duże jabłka o słodkim smaku. Właśnie przez to lubią je najmłodsi smakosze tych owoców.
  • papierówka: średniej wielkości. Jabłka są koloru jasnożółtego lub żółtego. Kruchy miąższ ma kwaśny posmak.
  • macintosh: czerwone jabłka. Twarde, soczyste i chrupiące. Najlepiej jeść surowe.
  • ligol: duże owoce. Mają żółto-czerwoną skórkę. Miąższ jest soczysty i słodki. Najlepiej smakują na surowo.
  • landsberska: winne, soczyste. Mają zieloną skórę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Rosja nie chce naszych owoców i warzyw. Sadownicy z Dolnego Śląska już liczą straty - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska