Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bilińskiemu pograć nie dano

Piotr Janas
PAWEL RELIKOWSKI
Śląsk Wrocław ma ostatnio spore problemy kadrowe. Okazuje się, że bez Marco Paixao nie ma kto strzelać goli, a przecież jeszcze nie tak dawno WKS miał w swojej kadrze utalentowanego snajpera...

Bez cienia wątpliwości najlepszym napastnikiem, który mógłby teraz strzelać bramki dla „wojskowych”, jest urodzony we Wrocławiu były gracz Śląska Kamil Biliński. Młody „Bili” odszedł jednak z klubu, gdyż nie dostawał zbyt wielu szans na zaprezentowanie swoich umiejętności w pierwszym zespole, a te – jak się później okazało – miał nieprzeciętne.

Występując w barwach WKS-u w Młodej Ekstraklasie, w sezonie 2008/2009 zdobył 21 bramek w 25 spotkaniach i został wybrany najlepszym zawodnikiem całych tych rozgrywek. Nie był to jednak wystarczający argument dla ówczesnego trenera Śląska Ryszarda Tarasiewicza, by dawać więcej szans utalentowanemu napastnikowi.

Wiosnę rozgrywek 2009/2010 Biliński spędził na wypożyczeniu do pierwszoligowego Znicza Pruszków, a jesień w innym pierwszoligowcu – Górniku Polkowice. W styczniu 2011 roku trafił na kolejne wypożyczenie, tym razem do II-ligowej Wisły Płock, w której strzelił 12 bramek w 13 meczach, czym walnie przyczynił się do awansu tego klubu do I ligi.

Następnie wrócił do Wrocławia, ale opromieniony zdobyciem mistrzowskiego tytułu Śląsk postanowił rozwiązać z nim kontrakt i oddać go bez żalu za darmo do innego klubu. W ten sposób najbardziej utalentowany wychowanek klubu wyjechał na Litwę, gdzie podpisał kontrakt z Żalgirisem Wilno. Tam niemal od razu stał się jednym z najważniejszych postaci w drużynie, którą wkrótce po zakontraktowaniu polskiego snajpera przejął Polski trener Marek Zub. Biliński w 15 meczach strzelił aż 13 goli, co wydatnie pomogło Żalgirisowi w wywalczeniu wicemistrzostwa Litwy, a w sezonie 2013, m.in. dzięki świetnej postawie polskiego snajpera, Żalgiris zdobył pierwszy od 14 lat tytuł mistrzowski.

O Bilińskim zrobiło się głośno, bo choć liga litewska jest jeszcze słabsza od rodzimej Ekstraklasy, to jednak jego statystyki robiły wrażenie. Już wtedy w Śląsku pojawiła się myśl, aby ściągnąć utalentowanego snajpera z powrotem do Wrocławia, ale ten wybrał ofertę z silniejszej ligi rumuńskiej i teraz strzela bramki dla Dinama Bukareszt.

Co prawda ostatnio gruchnęła wiadomość, że stołeczny klub bankrutuje i ogłasza upadłość, co natychmiast postawiło na baczność działaczy Śląska. Niestety, na ich nieszczęście Dinamo Bukareszt uporało się ze swoimi problemami finansowymi i przystąpiło do rozgrywek ligowych, a sam Biliński ustrzelił w meczu 1. kolejki rumuńskiej ekstraklasy klasycznego hat tricka.

– To szczególny moment. Mój pierwszy hat trick w karierze. Chcę go zadedykować żonie i synkowi, którzy po raz pierwszy byli na trybunach podczas meczu w Rumunii. Zawsze człowiek czuje się lepiej, gdy wie, że jego pracę oglądają i doceniają najbliżsi – powiedział Polak lokalnej stacji telewizyjnej.

Wyczyn napastnika dominował we wtorkowych czołówkach sportowych gazet i portalach w Rumunii. Do jego gry odniósł się również trener Dinama Flavius Stoican.

– Bilińskiego stać na to, by strzelać gole w każdym spotkaniu. Potrzeba mu tylko więcej wiary w swoje umiejętności, ale myślę, że dzięki temu hat trickowi otrzymał jej solidny zastrzyk – powiedział szkoleniowiec.

Czy właśnie ów brak wiary w siebie powodował, że na polskich boiskach w seniorskiej piłce napastnik rodem z Wrocławia nie mógł się przebić? A może nie obdarzono go odpowiednim zaufaniem i nie wierzono w jego snajperskie umiejętności? Tego nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Śląsk stracił bardzo utalentowanego chłopaka, i to za darmo. A szkoda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska