Akt oskarżenia w tej sprawie już przygotowano i lada dzień ma być wysłany do gdańskiego sądu. Śledczy zarzucają Krzysztofowi P., że - będąc prezesem Port Service - świadomie "sprowadził zagrożenie dla środowiska w wielkich rozmiarach".
- Ta sprawa zaczyna mnie już śmieszyć - twierdzi sam Krzysztof P. - Błędy zostały naprawione. Przedstawiłem dowody na moje twierdzenia. A że prokuratura nie przyjęła moich argumentów i sprawa pójdzie teraz do sądu, to co ja mogę na to...
Według ustaleń prokuratury, Krzysztof P. miał wiedzieć, że sprowadzone z Ukrainy do Gdańska odpady są zanieczyszczone silnie toksycznym heksachlorobenzenem (HCB). Miał wiedzieć, że płomień w przeładowanym piecu spalarni jest zbyt słaby, by wszystkie toksyny zostały w pełni unieszkodliwione. Mimo to miał godzić się, by niedopałki zanieczyszczone rakotwórczym HCB wywożono z gdańskiego Port Service jako nieszkodliwe popioły i żużle.
Oprócz Krzysztofa P. na ławie oskarżonych mają zasiąść także dwaj bracia G., podwykonawcy Port Service, którzy - według ustaleń prokuratury - mieli wywieźć skażone pozostałości po spaleniu do żwirowni w Ełganowie pod Pruszczem Gdańskim.
Z zarzutów oczyszczona została natomiast Anna G.-K., była wicedyrektor Departamentu Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim. Prokuratorzy początkowo podejrzewali ją o to, że - rozpatrując wniosek prezesa Port Service o zatwierdzenie większej przestrzeni magazynowej spalarni - nie zbadała, czy firma dysponowała odpowiednimi warunkami. Zarzut jednak cofnięto. - Ustalono, że Anna G.-K. nie miała w zakresie obowiązków sprawdzenia, czy podawane przez firmę informacje, dotyczące warunków przechowywania odpadów, są zgodne ze stanem faktycznym - twierdzi prokurator Agnieszka Gładkowska z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Afera wokół spalarni Port Service rozpaliła opinię publiczną w maju 2012 r. Wtedy to media, zaalarmowane przez mieszkańców, nagłośniły skandaliczny sposób przechowywania niebezpiecznych odpadów w gdańskim Port Service. Tysiące worków z ziemią zanieczyszczoną HCB zalegało dosłownie na terenie całego zakładu, w tym nawet na tzw. tacach przeciwrozlewowych (wybetonowanych misach okalających olbrzymie zbiorniki ścieków przemysłowych). Tu miały trafić do pieca spalarni, gdzie w wysokich temperaturach toksyczne substancje zostałyby unieszkodliwione. Kolejne badania pokazały jednak, że popioły i żużle wciąż były skażone toksynami. Co gorsza, wywiezione zostały przez pracowników firmy braci G. do żwirowni w Ełganowie.
Wskutek afery właściciele Port Service - niemiecka rodzina Blum - rozstali się z Krzysztofem P., usuwając go ze wszystkich stanowisk w spółkach ich koncernu. - Obecnie pracuję w dwóch firmach - przyznał Krzysztof P. we wczorajszej rozmowie z nami. Nie zdradził, o jakie chodzi. Zapewnił tylko, że nie są związane z branżą odpadową. Tę, jak podkreśla, porzucił na zawsze wraz z odejściem z funkcji prezesa Port Service.
Cały artykuł publikujemy w papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego" z dn. 29.07.2014. Gazeta jest również dostępna w wersji elektronicznej na www.prasa24.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?