Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna. Wojciech Pawłowski: Pozytywny wariat, czy bramkarz nieodpowiedzialny? [FILMY]

Jakub Guder
Wojciech Pawłowski, bramkarz Śląska Wrocław
Wojciech Pawłowski, bramkarz Śląska Wrocław Tomasz Hołod
Wojciech Pawłowski miał ogromną szansę, by po dwóch latach wrócić na stałe między słupki z piłkarskiego niebytu. Przebąkiwał już coś nawet, że chciałby w Śląsku zostać dłużej, niż do końca roku, kiedy to kończy się jego wypożyczenie z Udinese. Jednak sobotni mecz z Pogonią może znów odesłać go na ławkę rezerwowych.

- Nie mam zamiaru więcej grać w polskiej lidze. Przez tych 16 meczów poznałem Ekstraklasę od środka i zdążyłem się przekonać, jaki to brud, smród i obłuda. Wolałbym zakończyć karierę, zamiast znów grać w Polsce - mówił Pawłowski w sierpniu 2012 roku zaraz potem, gdy trafił z Lechii do Włoch. W tym czasie na Półwyspie Apenińskim najbardziej zasłynął nie z gry, ale z wywiadu jakiego udzielił klubowej telewizji. Dziennikarz pytania zadawał po włosku, a tłumaczka przekładała je na angielski. Problem w tym, że młody bramkarz z Polski językiem Szekspira posługiwał się gorzej, niż mu się wydawało. Nagranie stało się hitem internetu i obiektem niekończących się szyderstw, a fragment, kiedy to Pawłowski mówi o swoim rywalu w Udine, że to "very, very solid keeper" przeszedł już do klasyki polskiej piłki. - Ludzie z Gdańska też chętnie szydzą, ale nie powinni zapominać, dzięki komu w tej zapyziałej Ekstraklasie, która jest przesiąknięta brudem i oszczerstwem, ich klub zdobył w tamtym sezonie parę punktów - wypalił Pawłowski w rozmowie z portalem 2x45.com.pl.

O bramkarzach mówi się, że powinni być wariatami i ta pewność siebie bramkarza Śląska trochę wpisuje się w tę teorię. Zresztą wspomniany - błahy w gruncie rzeczy - wywiad pokazuje, że Pawłowski miał wówczas o sobie wysokie mniemanie. No bo przecież chyba miał świadomość, jak mówi po angielsku, a mimo wszystko stwierdził, że sobie poradzi. W polu karnym też nie daje sobie w kaszę dmuchać. Gdy trzeba, to podskoczy szybko do rywala i powie, co myśli. Trash talking ma dobry. I słusznie.

Dobre miał Pawłowski też wejście do ekstraklasy, w której debiutował mając niecałe 19 lat. - Umowy z Lechią nie przedłużył wówczas Paweł Kapsa i zmieniał się układ bramkarzy w klubie. Mieliśmy dwóch, którzy rywalizowali o bluzę z numerem jeden, ale Wojtek był zaraz za nimi. Był w dobrej formie, dobrze wyglądał na treningach i dostał szansę. Bronił skutecznie i szczęśliwie - wspomina Tomasz Kafarski, który dał nastoletniemu bramkarzowi zadebiutować wtedy w lidze.

Pawłowski miał wejście smoka. Lechia spisywała się wtedy fatalnie (Kafarski stracił wkrótce pracę, chociaż był wtedy najdłużej pracującym trenerem w ekstraklasie), ale nowy bramkarz nie wpuścił bramki w trzech swoich pierwszych meczach w najwyższej klasie rozgrywkowej. Skapitulował dopiero we Wrocławiu, w meczu, który był debiutanckim spotkaniem Śląska na Stadionie Wrocław. Do dziś jednak trwają dyskusje, czy chwilę przed tym, jak Johan Voskamp umieścił piłkę w siatce, Pawłowskiego nie faulował Marek Wasiluk. W szesnastu meczach w ekstraklasie wpuścił wówczas 16 goli. Jak na żółtodzioba bronił świetnie. Na tyle, że przeniósł się latem do włoskiego Udinese.

Tam jednak kariery nie zrobił. Do pierwszego składu się nie przebił, a potem trafił na wypożyczenie do prowincjonalnej Latiny. Nie zaliczył tam ani jednego oficjalnego meczu.

Dlatego właśnie zainteresowanie Śląskiem było dla niego zbawieniem. Do Pawłowskiego zadzwonił sam prezes Paweł Żelem, który pamiętał o nim z czasów, gdy sam był w zarządzie Lechii Gdańsk. Efekt - roczne wypożyczenie.

Gdy Pawłowski pojawił się na Oporowskiej deklarował, że spokorniał, zmądrzał, że potrzebuje występów bo ma już 21 lat. Nie był buńczuczny, a śmiał się z siebie mówiąc, że Marian Kelemen to "very solid keeper", ale będzie walczył o miejsce między słupkami. Pech chciał, że Słowak znalazł się w życiowej formie, a Pawłowski musiał siedzieć kolejne pół roku na ławie. - Wojtek nie był u mnie i nie pytał, kiedy zagra. Cierpliwie czekał i dlatego zagrał z Koroną w ostatnim meczu poprzedniego sezonu, a przecież mogliśmy kontynuować wspaniałą serię Mariana bez straty gola - mówił niedawno trener Tadeusz Pawłowski.

Przed sezonem stało się jasne, że Pawłowski będzie numerem jeden i nie zmieniło tego nawet przyjście Mariusz Pawełka. Z Ruchem 21-latek zagrał pewnie, ale rywal też nie zmusił go do wielkiego wysiłku. Z Pogonią było już zdecydowanie gorzej. - Zagrałem chyba najgorszy mecz w karierze. Nie wiem, czy w ferworze dotknąłem piłki ręką, gdy wyszedłem przed pola karne - powiedział Pawłowski Przeglądowi Sportowemu, a na swoim Twitterze napisał: "Za dużo Manuela Neuera, za dużo mundialu, za mało tego, co najlepiej umiem. Ale będzie lepiej!".

- Gdy Wojtek wchodził u mnie do szatni, nie był tak pewny siebie. Dopiero późniejsze zdarzenie miały wpływ na to, że zyskał na pewności: seria bez wpuszczonego gola, transfer do Włoch - mówi Kafarski, który zaznacza, że bramkarz powinien nad tym pracować. - Wydaje mi się, że gdy Wojtek bronił w Lechii, był bardziej skoncentrowany niż teraz. Myślę, że musi jeszcze wiele nad sobą pracować i to nie tylko nad umiejętnościami czysto bramkarskimi. Przed nim jeszcze daleka droga. Ja życzę mu jak najlepiej. Mam nadzieję, że wykorzysta swój kapitał - dodaje aktualny opiekun Floty Świnoujście.

W najbliższym meczu Śląska z Zawiszą bronić będzie Mariusz Pawełek. Czy potem Wojciech Pawłowski powinien wrócić do bramki? - Nie wiem, co byłoby dla niego lepsze. Decyzję musi podjąć trener WKS-u - kończy Kafarski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Piłka nożna. Wojciech Pawłowski: Pozytywny wariat, czy bramkarz nieodpowiedzialny? [FILMY] - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska