Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław miastem "spotkań"? Nad Oławą można dostać w twarz (LIST)

List czytelnika, MAL
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Polskapresse
Alarmujący list Czytelnika przyszedł do naszej redakcji. Opisuje w nim napad, do którego doszło, gdy wybrał się ze znajomymi na spływ kajakami po Oławie. Na szczęście nie doszło do tragedii, choć okoliczności zdarzenia były dość dramatyczne. - Czy to zdarzenie jest następnym z wielu, które przyczynia się do podjęcia redefinicji sloganu “Wrocław - miasto spotkań”? - pyta nasz Czytelnik.

Oto cały list naszego Czytelnika
Wczoraj, o godz 17 w dwóch dwuosobowych kajakach wypożyczonych w przystani obok Muzeum Narodowego, wraz z trojgiem przyjaciół, powiosłowaliśmy w kierunku Oławki. Nieniepokojeni przez nikogo, a mijaliśmy sporadycznie wędkarzy, pływających w wodzie “plażowiczów” oraz grupy osób raczących się grilowaną strawą, dotarliśmy do Parku Wschodniego, następnie decydując się na powrót.
Nieopodal kładki przy “Żabiej ścieżce” zaskoczył nas człowiek, w wieku ok. 17-20 lat (cecha charakterystyczna to zmętniała lewa źrenica lub zez lewego oka), który wskoczył do wody (z rosnących przy brzegu zarośli) w naszym kierunku. Chwycił się burty kajaka i umyślnie zaczął go przechylać, tak aby kajak zaczął nabierać wodę.
Doszło do utarczki słownej między parą w kajaku a napastnikiem, w trakcie zdarzenia kajak zdryfował ku brzegowi. Okazało się, że w tym miejscu rzeka jest dosyć płytka, więc napastnik bez trudu zablokował kajak i zerwał siedzącemu w kajaku mężczyźnie okulary z nosa i wrzucił do wody. W tym czasie dopłynęliśmy do nich, próbując oddzielić swoim kajakiem napastnika od poszkodowanych. Napastnik podszedł do nas i przeklinając groził, że użyje wobec nas przemocy fizycznej. Wyczuliśmy od niego alkohol, zachowywał się przy tym bardzo agresywnie, miał rozszerzone źrenice.
Następnie opluł kolegę w kajaku stojącym przy brzegu. Wtedy kolega odepchnął “napastnika” wiosłem, co go rozjuszyło do tego stopnia, że uderzył w twarz poszkodowanego. Kolega wstał z kajaka próbując załagodzić sytuację, wskutek czego otrzymał kolejne uderzenie w twarz. Wydawało się, że nieprzyjemności na tym się zakończyły. Ruszyliśmy dalej z nurtem, ale po chwili dwóch następnych napastników wskoczyło do wody i wywróciło kajak z naszymi przyjaciółmi.
Nurt porwał kajak wraz z wiosłem i doszło do dalszej szamotaniny pomiędzy poszkodowanym kolegą a napastnikami. Zdecydowaliśmy, że wysiądziemy z kajaka i zawiadomimy policję, przy okazji krzyknąłem do jednej z osób stojących na kładce, które obserwowały całe zdarzenie, żeby zadzwoniła na policję. Czyn ten okazał się brzemienny w skutkach, ponieważ napastnicy zaczęli rzucać w nas kamieniami, podczas gdy wysiadaliśmy na brzeg w obrębie terenu Parku Na Niskich Łąkach. Przy okazji mężczyzna, którego poprosiłem o telefoniczną interwencje na Policji, wraz z towarzyszącą mu kobietą, został również zaatakowany przez napastników. Następnie napastnicy biegiem zaczęli się przemieszczać po kładce w naszym kierunku.
Świadkowie zdarzenia wielokrotnie próbowali skontaktować się z Policją przez numery 112 i 997. Linie był często zajęte, a przyjmujący zgłoszenie wielokrotnie zapewniał, że radiowóz jest już w drodze. Przypominam, że komenda policji na Rakowcu znajduje się 5 minut od miejsca zdarzenia. Policja (dwa radiowozy) przyjechała 20-30 minut od pierwszego zgłoszenia.
Świadkowie zdarzenia przebywający w Parku wyrazili swoje oburzenie opieszałością Policji, a także tym, że zamiast patrolować okolice, w których codziennie przesiadują entuzjaści napojów wyskokowych, pojawiają się w tej okolicy jedynie o poranku i wlepiają mandaty osobom wyprowadzającym psy bez smyczy w Parku Na Niskich Łąkach. Prosiliśmy również policjantów o zawiadomienie WOPR-u, aby ustalili co się stało z kajakiem, który popłynął z nurtem rzeki. Policjanci odmówili, tłumacząc, że nie znają numeru do Pogotowia Wodnego oraz nie posiadają telefonu służbowego. Ostatecznie dyspozytor powiadomił WOPR i zaginiony kajak dotarł do przystani.
Policja po spisaniu naszych danych poinformowała nas o przysługujących prawach. Zaproponowali nam poza tym, abyśmy wraz z kolegą wsiedli do oznakowanych radiowozów na rekonesans po dzielnicy, ale oczywiście żadnego z napastników nie udało się spotkać. Nasze dziewczyny w asyście napotkanego kajakarza w prywatnym kajaku, zostały odeskortowane do przystani. Następnie w czwórkę udaliśmy się na pogotowie, gdzie nas opatrzono.
Bilans strat: zatopione okulary, zgubione klucze, zalany telefon, guzy, siniaki, rozcięta głowa, wybity palec, przemoczone ubrania i buty, oraz wieczór spędzony na pogotowiu.
Spędzanie w kajaku wolnego czasu na Oławce jawiło się nam bardzo atrakcyjną aktywnością. Rzeka jest bardzo kameralna, oferuje niespotykane we Wrocławiu zbiorowiska flory i fauny, stanowi również konkurencję dla wrocławskich parków pod względem sposobu na wypoczynek. Zatem rodzi się kilka zasadniczych pytań: czy WOPR może patrolować (na przykład skuterem) nie tylko najbardziej uczęszczany przez kajakarzy odcinek Odry, ale także Oławkę? Dlaczego Policja ignoruje regularne libacje różnych indywiduów na brzegach Oławki “pod własnym nosem”? Czy to zdarzenie jest następnym z wielu, które przyczynia się do podjęcia redefinicji sloganu “Wrocław - miasto spotkań”?

Imię i nazwisko czytelnika do wiadomości redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska