Nadia zmarła 23 września 2013 roku w mieszkaniu przy ulicy Rewolucji 1905 Roku w Łodzi. Prokuratura zarzuciła Arkadiuszowi A. zabójstwo dziecka, co oznacza, że grozi mu dożywotnie więzienie. Natomiast Martyna P. usłyszała zarzut narażenia córki na niebezpieczeństwo utraty życia, za co grozi jej do 5 lat pozbawienia wolności.
W śledztwie oskarżony przyznał się do zabójstwa. Oznajmił, że uderzając dziewczynkę, zdawał sobie sprawę z tego, że może jej zrobić krzywdę. Matka natomiast nie przyznała się do winy.
Nadia urodziła się w lipcu 2013 roku. Zdaniem świadków, matka nie najlepiej radziła sobie z wychowaniem córeczki i wyznawała, że lepiej by było, gdyby Nadia w ogóle się nie urodziła. Podobnie postępował ojciec, któremu zdarzało się, że bił dziecko, gdy płakało. W ten sposób chciał je uciszyć.
Z ustaleń śledczych wynikało, że matka nie pracowała, zaś ojciec najpierw miał zajęcie i zarabiał, ale potem stracił posadę i szukał nowej.
- Od początku września 2013 roku między rodzicami Nadii zaczęło dochodzić do kłótni, których powodem była poprzednia dziewczyna oskarżonego, a także zła sytuacja finansowa - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Co najmniej od 20 września 2013 roku oskarżony wielokrotnie bił córkę otwartą ręką i pięścią w głowę oraz w inne części ciała. Uderzał jej głową o elementy łóżka i łóżeczka, a także rzucał i potrząsał dziewczynką. Powodem agresji było zdenerwowanie, potęgowane płaczem dziecka. Matka dziewczynki widziała zewnętrzne obrażenia, jednakże nie zagwarantowała dziecku pomocy medycznej, która doprowadziłaby do przeprowadzenia badań i podjęcia leczenia.
Efekt był taki, że bite dziecko zmarło w nocy z niedzieli na poniedziałek. Okazało się, że gdy dziewczynka nie oddychała, rodzice jej zimne ciało próbowali ogrzewać grzejnikiem. Potem zawiadomili pogotowie. Sekcja zwłok wykazała, że Nadia miała liczne krwiaki na głowie, a także powstałe w różnym czasie sińce na ciele. Ponadto miała 6 złamanych żeber. Jednak bezpośrednią przyczyną śmierci dziewczynki były rany głowy.
W śledztwie ustalono, że matka Nadii była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, od którego dostawała pieniądze. Według pracowników MOPS, nie było przesłanek, świadczących o tym, że dziecko jest zaniedbywane, jako że w tym czasie ojciec pracował, a matka się uczyła. Okazało się też, że Nadią zajmowały się położna i pielęgniarka rodzinna, które także nie dostrzegły niczego niepokojącego. Pielęgniarka była u Nadii w środę przed tragedią i dostrzegła na jej twarzy zasinienia, ale matka wyjaśniła, że był to efekt dotknięcia przez inne dziecko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?