Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia. Gigantyczny dzwon rozbrzmiewał w Breslau

Maciej Łagiewski
Dzwon z wrocławskiego kościoła Marii Magdaleny
Dzwon z wrocławskiego kościoła Marii Magdaleny fot. archiwum Muzeum Miejskiego Wrocławia
„Nad Marią Magdaleną rozbrzmiewał w jednej z wież. Serc będąc pocieszeniem dla niezliczonych rzesz” – przez prawie 600 lat był jednym z symboli Wrocławia. Do dzisiaj po Dzwonie Biednych Grzeszników została tylko legenda, kilka rycin i jego dźwięk nagrany jeszcze przed wojną.

Wrócimy jednak do początków tej opowieści. W wiekach średnich w obrębie najstarszej części miasta mieszkał Mateusz Wilde, znany ludwisarz. Słynął z doskonale odlanych dzwonów, które były ozdobą niejednej śląskiej świątyni. Choć w średniowiecznym Wrocławiu konkurencja wśród ludwisarzy była duża, to właśnie on otrzymał prestiżowe zlecenie na odlanie dzwonu dla kościoła św. Marii Magdaleny.

Miał to być największy dzwon, jaki do tej pory powstał na Śląsku. Mistrz Wilde, mając świadomość, jak wielki spotkał go zaszczyt, postanowił szybko zrealizować zamówienie i 17 lipca 1386 roku w swojej ludwisarni przy dzisiejszej ulicy Piotra Skargi rozpoczął pracę nad spiżowym dziełem. Dzwon, poza rozmiarami i jakością wykonania, miał wydawać niepowtarzalny, rozpoznawalny w okolicy dźwięk. Dlatego rzemieślnik starannie przygotował formę i sporządził odpowiedni stop metalu. Roztopiony metal już bulgotał w wielkim kotle, gdy mistrz Wilde postanowił na chwilę wyjść z odlewni. Ale gorącego jak lawa stopu trzeba było pilnować. To zadanie ludwisarz powierzył swojemu czeladnikowi. Niestety, niedoświadczony młodzieniec przez nie-uwagę i w nieodpowiednim momencie wlał gorącą masę do wcześniej przygotowanej formy. Przerażony, zawiadomił o tym szybko swojego mistrza. Ten w porywie gniewu wyciągnął nóż i śmiertelnie ranił biednego czeladnika, a następnie pobiegł do warsztatu ratować dzwon, który przypadkowo odlany przez ucznia udał się doskonale. Mistrzowi nie pomogła sława ani zasługi dla miasta i zgodnie z obowiązującym wówczas prawem za morderstwo został skazany na śmierć. Jego ostatnią wolą była prośba o możliwość posłuchania dźwięku dzwonu przed wykonaniem wyroku. Mistrz Wilde stracony został przy akompaniamencie swojego spiżowego dzieła.

Z czasem ta opowieść, przekazywana przez kolejne pokolenia wrocławian, stała się jedną z najpopularniejszych miejskich legend. Od niej też instrument oficjalnie noszący imię Maria zaczęto nazywać Dzwonem Biednych Grzeszników. Jego charakterystyczne brzmienie uświetniało tylko najważniejsze uroczystości miejskie i państwowe. Od XVI wieku jego bicie odprowadzało także skazańców na śmierć.
Przez długie lata dzwon był największym tego typu instrumentem we Wrocławiu. Pod jego płaszczem równocześnie mogło stać aż 15 osób, a ważył niemal 7 ton. Prawie dwumetrowego kolosa w ruch wprawiało kilku mężczyzn, a i tak dopiero po około 40 sekundach zaczynał bić. Ale gdy rozhuśtane serce dzwonu uderzyło o niego 50 razy, to następne 50 uderzeń wybijał z rozpędu już sam.

Mimo iż palmę pierwszeństwa odebrał mu wkrótce największy wrocławski dzwon z kościoła św. Elżbiety, to właśnie gong z Marii Magdaleny stał się na długie lata symbolem Wrocławia. Był dla miasta tak ważny, że w trakcie konfliktów wojennych, gdy inne dzwony przetapiano na armaty, nikt nawet nie pomyślał, że Dzwon Biednych Grzeszników mógłby podzielić ich los. Przetrwał też oblężenie miasta w 1945 roku. Ostatni raz zabrzmiał 17 maja tego roku – jedenaście dni po kapitulacji wrocławskiej twierdzy, gdy wielki wybuch składowanej obok kościoła amunicji wstrząsnął całą świątynią i zniszczył częściowo wieżę z dzwonem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska