Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój prywatny apel do dolnośląskich polityków zaczyna się od uprzejmej prośby do wojewody

Janusz Michalczyk
Szanowny Panie Wojewodo, Tomaszu Smolarz, apeluję w imieniu mieszkańców województwa, aby - broń Boże - nie wsiadał Pan za kierownicę służbowego samochodu. Nawet jeśli nie jest Pan przesądny, to powinien Pan w trosce o zachowanie autorytetu darować sobie samodzielne przejażdżki.

Niech się Pan nie obraża, bynajmniej nie sądzę, że jest Pan kiepskim kierowcą, skłonnym do lekkomyślności, by nie powiedzieć: nieprzytomnej brawury. Nie mam również zamiaru kwestionować Pańskich kwalifikacji moralnych i sugerować, że w sytuacji podbramkowej byłby Pan gotów do krętactwa, byle nie narażać się na krytykę.

Wszystko to piszę tylko dlatego, że objawiło się u nas prawo serii. No dobrze, chwyćmy byka za rogi. Miał niedawno wypadek za kierownicą prezydent Wrocławia? Miał. Wpadł w ostatnią sobotę na ogrodzenie prywatnej posesji marszałek województwa? Wpadł. Z tego jasno widać, Panie Wojewodo, że teraz kolej na Pana, bo - jakby nie patrzeć - zalicza się Pan do grona trzech najważniejszych regionalnych prominentów. Dlatego dobrze radzę, bierz Pan pod uwagę rower, ewentualnie deskorolkę, ale zapomnij Pan na razie o samodzielnej eskapadzie czymkolwiek reprezentacyjnym, poruszającym się na czterech kołach.

Mam wiele zrozumienia dla ludzkich słabości, bo "każdy ma trochę za uszami", ale nie jest objawem zdrowia społecznego, gdy człowiek na ważnym stanowisku próbuje zamieść pod dywan kłopotliwe szczegóły swojego występku. Prezydent Rafał Dutkiewicz do dziś nie wytłumaczył przekonująco, co robił bladym świtem na Ostrowie Tumskim, zanim wpakował się pod tramwaj. Według pierwszej wersji marszałek Cezary Przybylski miał pecha, bo złapał gumę i wyleciał na pobocze, ale wczoraj okazało się, że nie tyle chodzi o przebitą oponę, co o zawadiacką jazdę. Umówmy się, ludzie na stanowiskach nie muszą wcale pozować na herosów bez skazy. Lepiej, żeby nie ściemniali, bo narażają się tylko na złośliwe docinki.

Nie chcę być źle zrozumiany - podam przykład, który nie ma nic wspólnego z naszymi wysokimi urzędnikami, pokazuje jedynie pewien uniwersalny mechanizm. Otóż, największą obrazą demokracji za czasów prezydentury Billa Clintona nie był wcale fakt, że zaspokajał on chuć ze stażystką Moniką Lewinsky za pomocą cygara, lecz to, że przyciśnięty do muru wypierał się kłamstwa. A przecież najpierw w telewizji stwierdził, że nie łączyła go z Moniką intymna więź, a za jakiś czas tłumaczył, że stosunek oralny to nie to samo, co akt seksualny. Prezydentowi USA obywatele wiele wybaczą, ale nie powinien ich oszukiwać. Za oceanem każde, nawet z pozoru drobne kłamstwo kompromituje polityka. A co dopiero sytuacja, gdy np. konserwatywny chrześcijanin daje się przyłapać na gejowskich igraszkach.

Wiadomo, że w internecie różni niewydarzeni osobnicy uwielbiają się pastwić nad ważnymi personami, którym przydarzyło się potknięcie. Moim zdaniem, takimi atakami politycy nie muszą się przejmować. Natomiast powinno im zależeć na tym, żeby byli odbierani przez wyborców jako ludzie mówiący prawdę. Nawet niewygodną. Jestem przekonany, że takim politykom ludzie są gotowi wybaczyć wpadki, bo któż z nas jest zupełnie bez winy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska