Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak smakowała pepsi z gierkowskiego pawilonu, czyli wielkie święto w małym miasteczku

Grzegorz Chmielowski
Starszej młodzieży wyjaśniać nie trzeba, co się kiedyś, czyli w PRL, działo i wydziwiało w okolicach 22 lipca. Młodszej wypada wspomnieć, że przypadające na ten dzień Święto Odrodzenia Polski było takim propagandowym festiwalem sukcesów socjalistycznego państwa. Tych rzeczywistych, bo nikt temu nie zaprzeczy. Ale częściej tych dętych, nadmuchanych oraz wyimaginowanych.

W mojej małej Złotoryi, nagle w środku wakacji, niczym przed Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą, w sklepach pojawiało się więcej towarów. To ludzi oczywiście cieszyło. Do dziś pamiętam smak pierwszej mojej pepsi, kupowanej w szklanych butelkach w nowym pawilonie, budowanym jeszcze 20 lipca, a otwartym w przeddzień święta. W sklepie pachniało wapnem, farbą i propagandą gierkowską. W małych miasteczkach - poza porozwieszanymi flagami państwowymi - był to najczęstszy symptom wielkiego święta.

Wszystkie inne oglądaliśmy na czarno-białych ekranach telewizorów. A więc przemówienia, paradę wojskową w Warszawie, no i relacje z wielkich miast, gdzie otwierano wielkie inwestycje.

W 1949 roku przecięto wstęgę na warszawskiej Trasie W-Z, sześć lat później otwarty został Pałac Kultury i Nauki ("dar ZSRR dla Polski") oraz Stadion Dziesięciolecia - w centrum stolicy. Za Gierka, w 1973 roku, z pompą otwierano fabrykę małego fiata w Bielsku-Białej czy Port Północny w 1974 roku w Gdańsku.

Nie inaczej było na Dolnym Śląsku, gdzie niemal co roku z okazji 22 lipca ruszała jakaś kopalnia, huta miedzi, fabryka prefabrykatów budowlanych albo otwierano remizy strażackie, domy kultury, przedszkola, żłobki czy szkoły. W małej Złotoryi ludzi to bardziej irytowało, niż cieszyło.

Skoro jest tak dobrze, że w środku lipca można zobaczyć w sklepach mnóstwo towarów, z szynką i kiełbasą krakowską włącznie, to dlaczego nie może tak być we wrześniu czy październiku? Czyli wtedy, kiedy wszyscy już wrócili z urlopów i produkcja naszych wielkich fabryk ubrań, butów, kapeluszy, beretów, pończoch, kiełbas, szynek oraz samochodów idzie pełną parą? Dlaczego trzeba walczyć o talon na małego fiata? Dlaczego ze sklepów znika cukier, kiełbasa czy meble?

Na te pytania tamten ustrój ani jego przywódcy sensownej odpowiedzi nie mieli. A ludzie w małych i wielkich miastach nie chcieli już słuchać tłumaczeń, że wojna zniszczyła kraj (choć w 1948 roku otwarto 22 lipca wielką wystawę dorobku Ziem Odzyskanych we Wrocławiu), a odbudowa ojczyzny dużo kosztuje, że jednak jest coraz lepiej, a po następnym zjeździe partii będzie już raj na ziemi…

No i tak zniknęło Święto Odrodzenia Polski. Ale nie zniknęli jednak politycy i ich obyczaje. Nadal lubią się pochwalić sukcesami. A najchętniej w przeddzień wyborów. Te samorządowe w tym roku wypadną późną jesienią, a parlamentarne za rok. Idę o zakład, że znów pojawią się jak grzyby po deszczu nowe drogi, remizy, domy kultury, mieszkania socjalne i komunalne. Może nawet jakiś szpital ruszy i pendolino wyjedzie na tory.

Ale już sami politycy wyznali na słynnych taśmach, że to na nas coraz mniej działa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska