Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odpoczywasz? Błąd. To pierwszy krok do depresji

rozmawiała Agata Grzelińska
- Ludzie są dziś bardzo zagubieni i nie wytrzymują tempa życia - mówi psychiatra Jacek Jazy
- Ludzie są dziś bardzo zagubieni i nie wytrzymują tempa życia - mówi psychiatra Jacek Jazy Piotr Krzyżanowski
Jak chronienie dziecka przed stresem może je wpędzić w choroby psychiczne i dlaczego nie wolno rezygnować z rodziny i urlopu, mówi Jacek Jazy, ordynator oddziału psychiatrycznego w legnickim szpitalu.

Podobno lawinowo rośnie liczba chorób psychicznych? U nas też to widać?
Zaburzeń psychicznych. Według najnowszej klasyfikacji, mówi się o zaburzeniach psychicznych, a nie chorobach. Faktycznie rośnie i to mocno liczba zachorowań, liczba interwencji psychiatrycznych. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, przybywa osób, które potrzebują pomocy. Po drugie, rośnie świadomość - wprawdzie powoli, ale rośnie. Mimo że o psychiatrii często mówi się niekorzystnie, pocztą pantoflową roznosi się wieść, że współczesna psychiatria nie jest taka straszna i że psychiatrzy mogą pomóc. Gdy kilkanaście lat temu zaczynałem przygodę z psychiatrią, dyżury w szpitalu były dużo spokojniejsze, a w poradni często się nudziłem. Teraz trudno usiąść w pracy na pięć minut.

Na jakie zaburzenia teraz ludzie cierpią najczęściej?

Zaburzenia psychiczne dzielimy na kilka grup. Pierwsze są związane z otępieniem.

Czyli to np. choroba Alzheimera?
Tak, ale nie tylko ona. Druga grupa to zaburzenia związane z uzależnieniami (od alkoholu, narkotyków itp.). Trzecia to zaburzenia psychotyczne, np. schizofrenia, a czwarte - związane z nastrojem, a więc depresja, choroba dwubiegunowa, czyli naprzemienność depresji z manią (osłabienia i pobudzenia). Do tego można jeszcze dodać zaburzenia nerwicowe i lękowe. Wydaje mi się, że w ostatnich czasach jest najwięcej zaburzeń nerwicowych i depresyjnych. Nerwice w dużym stopniu daje się opanować w leczeniu ambulatoryjnym w poradniach, bywa, że wystarczy sama psychoterapia, jeśli się wcześnie zacznie interwencję.

Jakie są przyczyny tego stanu?
Zaburzenia psychiczne są powodowane przez wiele czynników. Nie ma jednej prostej przyczyny.

Tempo życia?
Oczywiście, to jest jeden z czynników. Z zaburzeniami psychicznymi jest jak z wypadkami lotniczymi: zawsze przyczyn jest więcej, ale jeden czynnik jest tragiczny w skutkach. A jakie to są czynniki? Jak w każdej dziedzinie medycyny, tak i w psychiatrii najważniejsze są te środowiskowe, genetyczne. Po rodzicach oprócz genów jakiejś bardziej lub mniej konkretnej choroby dziedziczymy np. umiejętności rozwiązywania problemów, radzenia sobie ze stresem czy skłonności do używek. Potrafimy lub nie potrafimy odpoczywać, dbać o higienę psychiki własną i najbliższych. Dzięki postępowi medycyny żyjemy dłużej. Nasze środowisko naturalne, sposób odżywiania powodują, że gromadzimy w organizmie coraz więcej szkodliwych substancji. Na co dzień nie dbamy o zdrowie fizyczne, a ono jest nierozerwalnie związane ze zdrowiem psychicznym. Dziś inaczej wychowuje się dzieci niż jeszcze 20 czy 30 lat temu. Proszę spojrzeć, jak działa współczesna szkoła?

Szkoła i rodzice chronią dzieci przed stresami. Usuwają trudności . Obniżają wymagania. Nie pozwalają na porażki, które uczą, jak radzić sobie z kryzysem.
Właśnie. To się zresztą dzieje nie tylko w szkole. Pracuję jako konsultant w ZUS-ie i widzę, z jakimi problemami zgłaszają się ludzie. Dziś jest modne słowo "mobbing". Kiedyś szef po prostu wymagał, a dziś mobbinguje. Owszem, czasem faktycznie to się zdarza, ale bardzo często dochodzi do mylenia pojęć. Słowo mobbing jest często nadużywane, podobnie jak termin ADHD. Często nie mamy do czynienia z ADHD, tylko ze złym wychowaniem, brakiem stawiania granic. I w szkole, i w domu jest tak samo - mało się od dzieci wymaga. A potem taki młody człowiek idzie do pracy i jest zaskoczony, że szef czegoś od niego oczekuje. Dziś rodzice, nie mając czasu, zamiast stawiać wymagania, akceptują wszystko, kupując sobie w ten sposób chwilę spokoju, który jest bardzo złudny.

Z powodu braku czasu i energii nie mogą w pełni zaangażować się w proces wychowawczy, nierzadko pozostawiając dziecko przed ekranem komputera i telewizora. Tak rodzi się mała odporność na stres. A z drugiej strony świat pędzi i stawia przed nami coraz większe wyzwania. Mamy o wiele więcej obowiązków niż nasi rodzice. Oni, gdy wracali o godz. 15 do domu z pracy, w której zdążyli wypić niejedną herbatę, odpoczywali. A dziś praca wygląda inaczej i nierzadko nie kończy się z chwilą wyjścia do domu. To wszystko powoduje, że struktura rodziny, która powinna być podporą naszej odporności psychicznej, jest mocno nadwątlona. W przeszłości świat był nieco bardziej przewidywalny. Człowiek mający określony zawód mógł liczyć na stałe zatrudnienie, planować swoją przyszłość, miał czas na refleksję. Przyspieszenie cywilizacyjne rodzi oczekiwania na coraz większą elastyczność, dyspozycyjność, wytrzymałość na stres, co zmniejsza nasze zdolności przystosowawcze i powoduje obniżenie poczucia bezpieczeństwa. A stąd prosta droga do zaburzeń psychicznych. Myślę, że dobrym przykładem może być Justyna Kowalczyk, która w wielkim stopniu angażuje się w swoją karierę sportową, nosi oczekiwania ogromnej rzeszy kibiców. Pomimo wielkich sukcesów pokazuje, że każdy człowiek ma swoje granice obciążeń i ma swoje potrzeby.

To wszystko sprawia, że nasze społeczeństwo staje się coraz mniej odporne na stres. A w przeciwieństwie do społeczeństw zachodnich nie mamy jeszcze wyrobionych nawyków prozdrowotnych - nie potrafimy odpoczywać, nie dbamy o zdrowie fizyczne i psychiczne, a to są przecież sfery powiązane. Ludzie nie wytrzymują tempa.

Kto najczęściej zapada na zaburzenia psychiczne - kobiety czy mężczyźni, starsi czy młodsi, bardziej czy mniej wykształceni?
Nie ma reguły. Problem dotyczy każdego. Na nasz oddział trafili: profesor, ksiądz, sportowiec, lekarz, pielęgniarka, gospodyni domowa, ludzie różnych zawodów; kobiety i mężczyźni, z różnym wykształceniem i w różnym wieku. Stres dotyka każdego. Oczywiście, są pewne zawody, które bardziej narażają na stres, ale nie ma prostej zasady. Z jednej strony faktycznie jest bardzo dużo młodych ludzi z zaburzeniami psychicznymi. A z drugiej, rośnie zapotrzebowanie na psychogeriatrię. To kompletnie niedoinwestowana dziedzina. Wzrasta długość życia, w związku z tym rośnie liczba osób cierpiących z powodu otępień. Owszem, na naszym terenie mamy Ośrodek Alzheimerowski w Ścinawie, ale to kropla w morzu potrzeb. Musimy pamiętać, że te zaburzenia dotykają nie tylko osób chorych, ale też ich opiekunów. Kiedyś, gdy były rodziny wielopokoleniowe i wszyscy żyli razem, dzieci zajmowały się rodzicami. Teraz w tej gonitwie nie mamy czasu, by się nimi opiekować. Jest ogromne zapotrzebowanie na ośrodki pomocy społecznej, które zapewnią starszym osobom opiekę. To kolejny znak czasów.

Jeżeli chodzi o młodzież, to bardzo się zmieniła struktura uzależnień w ostatnich latach. Kiedyś uzależnienie od narkotyków było głównie od opiatów, kompotu, morfiny. Tacy pacjenci mieli zdrowszą psychikę, ale i zrujnowane zdrowie fizyczne. Cierpieli na różne choroby - HIV, WZW, które ich fizycznie wycieńczały. W tej chwili młodzi uzależniają się od tzw. miękkich narkotyków: amfetaminy, marihuany, ekstazy, dopalaczy i innych, które nie wyrządzają dużej szkody zdrowiu fizycznemu, natomiast wyrządzają ogromne szkody w psychice. Np. amfetamina jest substancją, na której się testuje działania leków przeciwko schizofrenii. To jest substancja sama z siebie wywołująca psychozy. Podobnie jest z marihuaną - niby lekka, ale potrafi nieźle namieszać w psychice - też jest bardzo szkodliwą substancją psychoaktywną.

Mówimy więc o chorobach cywilizacyjnych.
Według WHO za pięć lat depresja będzie drugą chorobą powodującą niezdolność do pracy.

O depresji mówi się coraz częściej. Jakie znaczenie ma to, że przyznają się do niej publicznie tacy sławni ludzie, jak Justyna Kowalczyk czy Olaf Lubaszenko? To dobrze?
Cieszę się, że takie osoby się ujawniają. Robią dobrą robotę w czasach, gdy o psychiatrii wciąż mówi się mało lub głównie źle albo tylko gdy wydarzy się coś złego. Takie głosy, jak ten Justyny Kowalczyk, pokazują dwie rzeczy: że psychiatria pomaga i że nikt nie jest cyborgiem.

Nadal panuje stereotyp, że iść do psychiatry to wstyd?
Oczywiście. Ludzie po paru miesiącach, gdy już im się poprawi samopoczucie i znów funkcjonują normalnie, mówią: "Boże, dlaczego ja wcześniej nie przyszłam/nie przyszedłem". Wciąż się boją, co powie rodzina czy sąsiedzi. Teraz leki są już dobre. Jeżeli się jeszcze połączy je z umiejętną psychoterapią i wytłumaczeniem rodzinie, na czym ta choroba polega, to udaje się pomóc. Gdy mówimy o depresji, to bardzo ważne, by otoczenie rozumiało, na czym ta choroba polega. Komuś, kto nie przeżył depresji, trudno zrozumieć, jak to jest - że ktoś ma zdrowe nogi, zdrowe ręce, a nie może wstać z łóżka, umyć się, ubrać, nie chce żyć i ma myśli samobójcze. Trzeba tłumaczyć bliskim, że nie ma sensu mówić rzeczy w stylu amerykańskich filmów: "Weź się w garść". Przeczytałem w jakiejś książce świetne zdanie na ten temat. Chory na depresję jest już tak ściśnięty przez swoje lęki, że już się nie da bardziej spiąć.
Czyli przed nami taka praca do wykonania, jak kiedyś z przekonywaniem ludzi do badań profilaktycznych pod kątem raka. Dziś już nikt się raka nie wstydzi, ale kiedyś to też był wstydliwy problem.
Nie wyobrażam sobie, by podczas badań ogólnych prowadzono też badanie psychiatryczne - aż tak antycypować w przyszłość jest mi trudno. Są jednak ciekawe badania mówiące o wczesnym wykrywaniu schizofrenii. Większy nacisk kładłbym na krzewienie zdrowego trybu życia, na mówienie, jak żyć zdrowo, żeby nie popaść w depresję, niż na badania profilaktyczne w tym zakresie. A z drugiej strony na odczarowanie psychiatry. Trzeba pokazywać, że to nie jest ufoludek, tylko że można do niego pójść i normalnie z nim pogadać. I jeżeli już nawet takie gwiazdy pokazują, że nie są cyborgami, tylko zwykłymi ludźmi, którzy mają emocje, uczucia, to znaczy, że to może dotknąć każdego. Podchodzę do ludzi z takimi problemami z ogromnym szacunkiem, bo nie wiem, kiedy to dopadnie mnie albo kogoś z moich bliskich. Już wielokrotnie musiałem pomagać komuś z moich znajomych.

Zatem co robić, żeby żyć zdrowo?
To jest temat rzeka. Znalazłem kiedyś takie opracowanie na temat liczby samobójstw od czasów II wojny światowej. Podczas wojny liczba samobójstw była znikoma. W czasie zagrożenia nikt nie myśli o tym, by się zabić, skoro w każdej chwili może to zrobić ktoś inny. Po wojnie ta liczba rosła. Spadała nierzadko w chwilach zawirowań historii, kryzysów.

Psychologia? Przecież tyle się mówi o pomocy psychologów w nagłych wypadkach, przy okazji tragedii, kataklizmów. Psycholodzy to stali bywalcy programów typu talk-show. A ludzie nie idą do nich po pomoc?
Jeszcze nie. Nie przeceniałbym zresztą psychologów w pierwszych chwilach po tragedii. W pierwszym silnym stresie rolę psychologa może spełnić każdy, kto jest obok, kto wysłucha, posiedzi, pomilczy razem. Później natomiast tak - pomoc psychologiczna jest potrzebna, ale ważne, by była wykwalifikowana. I to się powoli dzieje. Rozwija się interwencja kryzysowa. Na naszym terenie, zwłaszcza w Lubinie, gdzie mamy kopalnie. Jak do niedawna górnicy leczyli stres?

W budce z piwem...
Właśnie. Powoli ta mentalność się zmienia. Przede wszystkim ze strachu, bo są kontrole na bramie, są lotne brygady, które kontrolują trzeźwość pod ziemią. Do czego zmierzam? Mówi się o zespole stresu pourazowego w kontekście żołnierzy wracających z Afganistanu. Tymczasem górnik, który otarł się o śmierć, przeżył zawał skał albo widział, jak zginął jego kolega, nie musi jechać tak daleko. Z nim dzieje się to samo, a nie ma jeszcze tak wykwalifikowanej pomocy, nie ma tradycji zdrowego pomagania, a ciągle jest wstyd.

Wróćmy jeszcze do tematu samobójstw. Na Pana oddział trafia dużo tych, którym się nie udało skończyć ze sobą?
Statystyki nie znam, ale jest ich mnóstwo. Nie wszyscy, którym pomagamy, trafiają na nasz oddział. Konsultujemy pacjentów, którzy po takich próbach trafiają na szpitalny oddział ratunkowy. Większości niedoszłych samobójców udaje się przeżyć. Bo często są to próby demonstracyjne, podejmowane z bezradności, nierzadko po alkoholu. Przychodzi chwila, gdy wydaje się, że problemy są nie do rozwiązania, a potem często tacy ludzie zmieniają swoje podejście do problemów. Pod wpływem terapii.

Proszę podpowiedzieć, jak walczyć z depresją albo lepiej, co robić, żeby nie nabawić się depresji i innych zaburzeń psychicznych. Wiem, że to temat szeroki, ale chodzi o tych kilka sposobów, które możemy sami zastosować.
Trzeba nauczyć się radzić sobie ze stresem, umiejętnie go rozładowywać. Warto znaleźć sobie alternatywny sposób bycia niż tylko praca. Ważna jest rodzina, dlatego, że trzeba mieć oparcie, fundament. Gdy stawiamy swoje życie tylko na jednej nodze, którą jest praca, to kiedy ta noga się potknie, dochodzi do tragedii. Ważny jest odpoczynek, urlop. Nie wspomnę już o odpowiednim odżywianiu się, bo ono też ma ogromny wpływ na to, jak się czujemy. Kolejna rzecz to używki - umiejętne ich używanie albo nieużywanie. Wreszcie umiejętność analizy tego, co się ze mną dzieje i zapobieganie narastaniu stresu, a nie tylko rozładowywanie go, gdy już jest nagromadzony. Można się tego nauczyć na przykład podczas terapii.

Na NFZ?
Tak. Ale trzeba czekać kilka miesięcy. Żartujemy nieraz z kolegami, że jeśli ktoś chce zwariować, to zapraszamy za trzy miesiące...

Rozmawiała: Agata Grzelińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska