Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uważaj, gdzie klikasz. Bo zamiast "ciasteczek" możesz kupić drogą usługę

Marcin Rybak
fot. Paweł Relikowski
Oszustwo? Fortel? Czy biznes? Dostajesz mejlem link do strony internetowej. Zaglądasz. Na górze ramka z regulaminem. Klikniesz - musisz płacić za dostęp do płatnego serwisu internetowego.

Przedsiębiorcy, którzy czują się oszukani przez serwis internetowy „De lege artis” wydzwaniają od kliku dni do wrocławskiej prokuratury. Zgłaszają się też do Gazety Wrocławskiej. De lege artis - serwis prawny i edukacyjny - to kolejny biznes kontrowersyjnego wrocławskiego przedsiębiorcy. Klientów na swoje usługi zdobywa m.in. wśród ludzi, którzy nie czytają treści, pod którymi się podpisują.

Rok temu informowaliśmy o bezpłatnym katalogu firm, który stawał się płatny tylko dlatego, że ktoś zaakceptował treść nowego regulaminu serwisu. Gdyby ów nowy regulamin przeczytał dowiedziałby się, że serwis stawał się płatny. Chodzi o witrynę kbiz.pl. Jej twórca i właściciel Krzysztof H. jest podejrzany - we wrocławskiej Prokuraturze Okręgowej - o próbę oszukania 1000 osób. Od stycznia do kwietnia Krzysztof H. był aresztowany.

W czerwcu pojawił się w sieci w nowej odsłonie: serwisu „De lege artis”. Wybrani przedsiębiorcy dostają maila. Oni nazwą to dziś spamem Krzysztof H. handlową ofertą.

Ów mail ma w tytule: „Ważne”, „To skandal” i link do strony. Po wejściu na nią pojawia się ramka z regulaminem. Wygląda jak spotykany na każdej witrynie tzw. „regulamin plików cookie”. I w pewnym sensie tak jest. Ale oprócz tego ów regulamin zawiera informację, że każdy kto go zaakceptuje wykupuje dostęp do płatnej części serwisu. Co w nim jest? - Wytwory mojego intelektu - odpowiada Krzysztof H. - Komentarze i refleksje na temat prawa.

Zaraz po „akceptacji” regulaminu przedsiębiorca dostaje mejlem fakturę. Jeden z naszych rozmówców dostał na kwotę blisko 900 złotych. Choć docierają do nas informacje i o sumach kilkutysięcznych. Sam Krzysztof H. mówi, że ceny jego usługi są różne dla różnych podmiotów. Klienci serwisu, którzy uważają się za oszukanych, kontaktują się wrocławską prokuraturą. Stąd odsyłani są do Warszawy bo firma De lege artis tu jest zarejestrowana. Krzysztof H. - podobnie jak rok temu - jest pewien, że prawa nie łamie. Powołuje się na zapisy kodeksu cywilnego, że „rażące niedbalstwo” nie może być powodem „uchylenia się od swojego oświadczenia woli. Owo „niedbalstwo” to akceptacja regulaminu bez czytania. Krzysztof H. nie czuje się oszustem. Czy jego sposób zdobywania klientów można nazwać fortelem? Jego zdaniem nie.

Mecenas Patrycja Bojdo sama dostała od firmy De lege artis podobną ofertę. Jej zdaniem akceptacja bez czytania to nie jest niedbalstwo. - Oferta handlowa powinna być sformułowana w jasny i przejrzysty sposób a nie w formie załącznika do regulaminu, w którym gdzieś w długiej i skomplikowanej treści ukryta jest informacja o tym, że akceptacja regulaminu oznacza zawarcie umowy handlowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Uważaj, gdzie klikasz. Bo zamiast "ciasteczek" możesz kupić drogą usługę - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska