Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Irena Jarocka: Już niedługo zostanę babcią

Robert Migdał
Irena Jarocka współcześnie, w obiektywie Justyny Steczkowskiej
Irena Jarocka współcześnie, w obiektywie Justyny Steczkowskiej Fot. Justyna Steczkowska
Przez ostatnie 20 lat święta spędzała w Stanach Zjednoczonych. Wreszcie powiedziała "dość", zaprosiła rodzinę do Polski i urządza tradycyjne Boże Narodzenie.

Boże Narodzenie za chwilę i Pani też w świątecznym nastroju. Właśnie wydała Pani płytę "Ponieważ znów są Święta"...

Mnóstwo ludzi prosiło mnie o taką płytę. W 1979 roku nagrałam płytę ze współczesnymi pastorałkami, w 2006 roku wyszła w USA kolejna z pastorałkami polskimi i amerykańskimi. No i czas był najwyższy, kiedy tu jestem w kraju już na stałe, nagrać coś takiego typowo polskiego. Zaśpiewałam to w przyjemnej atmosferze świąt, jest tam również chór dziecięcy.

A teksty na płytę napisali między innymi Wojciech Młynarski, Andrzej Sikorowski i Edyta Warszawska.

Przepiękne teksty "Aby brata przytulił brat, aby brata zrozumiał brat"... Takie bardzo na czasie, pasujące do tego, co się dzieje w Polsce.

Pojawia się też Justyna Steczkowska, ale w innej roli. Nie śpiewa.

No, tak. Fotografowała mnie. Wystąpiłam w jej programie "W obiektywie Justyny Steczkowskiej", w którym zrobiła mi trochę zdjęć. I jedno wybraliśmy na okładkę płyty. To piękne zdjęcie, oryginalne, bo Justyna to bardzo zdolna dziewczyna: nie tylko ładnie śpiewa, ale, jak się okazuje, robi też dobre zdjęcia.

Nie chciała Pani zaprosić jej do wspólnego śpiewania na tej płycie?

No, widzi Pan. Poznałam Justynę w czasie programu, który nagrywaliśmy w sierpniu, a ja już miesiąc wcześniej skończyłam nagrywać płytę. Jednak myślę, że wszystko przed nami. Może kiedyś zaśpiewamy w duecie.

Płyta świąteczna nagrywana w środku upalnego lata, bardzo ciekawe... Ale wróćmy do tego, co teraz mamy za oknami. Co dla Pani jest najważniejsze w czasie świąt?

Rodzina i nasza polska tradycja. Po tylu latach spędzonych za granicą, uważam, że tradycja jest naszym największym bogactwem. Przez wiele lat próbowaliśmy w Stanach Zjednoczonych robić święta po polsku, ale nigdy nam się to do końca nie udawało.

Dlaczego?

W trakcie amerykańskich świat ciągle wspominaliśmy te, które się spędziło w kraju, jako bardzo idylliczne, prawdziwe. W USA, w trakcie Wigilii dzwoniło się do rodziny, do znajomych do Polski i było mnóstwo wzruszeń.
Ale przynajmniej nie było problemu, żeby dostać pomarańcze czy czekoladę na święta.

Zaskoczę Pana. W Stanach, tak jak za czasów komuny w Polsce, też zdobywało się produkty świąteczne. Polskie produkty. Tam, gdzie mieszkałam, w moim miasteczku, nie było polskiego sklepu. Najbliżej miałam trzy godziny jazdy samochodem do polskiego sklepu w Nowym Jorku, a jak mieszkałam w Teksasie, to miałam sześć godzin do sklepu w Dallas.

Żeby karpia kupić?

Karpia, kiszoną kapustę, polską kiełbasę, mak... Oooo. Żeby kupić mak, to był spory problem, bo w Stanach to jest reglamentowany towar. Chodziłam do cukierni i tłumaczyłam, że jestem z Polski, że nasza tradycja to makowiec, i niekiedy mi za grosze sprzedawali kilogram maku.

Święta w Stanach były świętami samotnymi?

Brakowało rodziny z Polski, bardzo. Ale nie mogę powiedzieć, że dokuczała samotność. Bo na obczyźnie cała Polonia się zbierała na wigilijnej kolacji, i to było fajne, bo każdy miał różne przyzwyczajenia ze swoich świąt, różne potrawy przynosił - jedni robili kutię, inni barszcz i grzybową, i kresową kuchnię albo galicyjską.

Boże Narodzenie w tym roku będzie szczególne w Pani życiu.

Oj, tak. Wreszcie, po 20 latach od naszego wyjazdu do Stanów, spędzę święta w Polsce, z rodziną. Przyjeżdża moja córka ze Stanów, mój mąż.

To będą takie Wasze pierwsze duże, rodzinne święta, kiedy wszyscy zasiądą przy jednym, wielkim stole.

Wreszcie się doczekałam. W Polsce bywałam wiele razy, ale w ciągu roku, nigdy nie na święta. A teraz będą tradycyjne święta, w Warszawie.

Ile osób zasiądzie przy wigilijnej wieczerzy?

Moja ciocia mówi, że około dwudziestu. Bo to i dzieci dorosły, które mają swoje dzieci. I pojawiły się wnuki. Będzie na pewno sympatycznie. I wigilia będzie tradycyjna - bez żadnych mięs, królować będzie ryba.
Co jeszcze trafi na półmiski?

Kluski z kapustą, łazanki, kutia, którą ja sama zrobię. Mój mąż ją uwielbia. Sałatka jarzynowa, pierogi, ziemniaki w mundurkach. I na deser będzie kompot z suszonych owoców. Niestety, nie będzie naszych rodziców - moich i męża - nie ma ich już na świecie.

Na pasterkę idziecie razem?

Ależ oczywiście, że tak. To jest ukoronowanie Wigilii. No i będzie obowiązkowe śpiewanie pastorałek, kolęd po wigilijnej kolacji. To jest już nasza tradycja. W pierwszy i drugi dzień świąt też śpiewamy.

A z tym Waszym rodzinnym śpiewaniem to nie jest czasami tak, że mówią do Pani: "Irenko, weź ty zaśpiewaj, bo umiesz najładniej". I Panią wypychają przed szereg.

Wiadomo, zawsze chcą, żebym to ja zaczynała śpiewać (śmiech).

Tak myślałem. Mówi Pani o tych rodzinnych świętach, że dużo osób zasiądzie przy stole. Słyszałem, że Pani rodzina też już się niedługo powiększy...

Oj tak, moje marzenie się wreszcie spełnia. Prosiłam moją córkę - ona ma teraz 27 lat - kiedy ja będę miała wnuczkę lub wnusia. Bo chcę być wreszcie babcią! A ona mi ciągle powtarzała, że ma czas. I nie planowała dziecka, nie planowała, aż... "wpadła". Jak przyjedzie na święta, to będzie już piąty miesiąc i będzie wiadomo, co się urodzi.

Nie może się już Pani doczekać, aż zostanie babcią?

Oj, tak, to takie piękne, kolejne nowe uczucie w życiu. Inna sytuacja, nowe odczucia, wyzwania - to jest coś pięknego. To bardzo wzbogaca człowieka. A to, że ja będę babcią, to nie znaczy, że już jestem stara w środku. Bo ja mam bardzo młodzieńcze nastawienie do życia. Chcę to życie ciągle na nowo odkrywać, żyć jego pełnią. I żyć swoimi pasjami. Nie ważne jest ciało, ważna jest młoda dusza.
Niektóre babcie mówią, że wnuki je wręcz odmładzają. Tyle jest przy nich roboty, biegania, że człowiek dostaje skrzydeł i ubywa mu kilka lat...

Jestem przekonana, że dostanę przy wnuku lub wnuczce mnóstwa energii. I będę rozpieszczać. Bo dzieci się wychowuje, wymaga od nich, a wnuki rozpuszcza. Chociaż ja swoją córkę też rozpieszczałam, bo gdy wracałam po kilku dniach, po koncertach, to obsypywałam ją prezentami, bo chciałam w ten sposób zagłuszyć wyrzuty sumienia, że mnie przy niej nie było - że babcia i tato się nią zajmowali. I po wielu latach pojechałam do Stanów właśnie dla niej, żeby się jej poświęcić, żeby być przy niej. I zamęczyłam ją - siedziałam przy niej, nawet gdy odrabiała lekcje, wybierałam jej książki w bibliotece, które miała czytać. Aż wreszcie się zbuntowała i powiedziała "dość". To mnie otrzeźwiło.

A propos dzieci. Pamięta Pani swoje święta z dzieciństwa?

Oczywiście. Pamiętam, że było pięknie, choć w moim domu było biednie. Tylko tato pracował, a mama ciągle chorowała. Ale jakimś cudem w każde święta było w domu zawsze bardzo bogato. Choinkę mieliśmy zawsze świeżą, była przywożona na dwa dni przed Wigilią. Między innymi ozdobami wieszaliśmy na niej cukierki. A jak się potem choinkę rozbierało, to były tylko puste papierki - moi bracia zawsze ogołocili drzewko ze słodyczy.

Tradycyjnie, ja też podjadałem cukierki z choinki... Co jeszcze wieszaliście na gałązkach?

Małe jabłuszka i ozdoby ze słomy, które sami robiliśmy, oraz bombki. Ta choinka tak pięknie pachniała. I wie Pan, chyba najbardziej mi w Stanach brakowało właśnie tego zapachu choinki. Na szczęście w te święta będzie się unosił w domu zapach prawdziwych świąt - takich pachnących choinką, barszczem... Już się nie mogę doczekać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska