Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studio nagrań PO to specjalność Dolnego Śląska. Tu to się zaczęło i we Wrocławiu znajdą winnego?

Arkadiusz Franas
fot. Polskapresse
Budki z piwem już zniknęły z wrocławskiego krajobrazu. Znak czasu, bo teraz jest tyle miejsc, gdzie można w upalny dzień schłodzić skołatane nerwy. Ale kiedyś były. I uważano, że są miejscem, gdzie panowie, bo oni byli głównie klientami, choć każdy gender mógł się tam pojawić, zachowują się mało elegancko. Wręcz mówiono o języku spod budki z piwem. Miał to być język, w którym przerywniki stawały się dominującym słownictwem. We Wrocławiu było kilka takich obiektów.

Ten chyba najbardziej znany znajdował się na Krzykach, naprzeciwko siedziby telewizji. Ze względu na bogaty drzewostan dominujący nad lokalem dość podłej kategorii nazywano go Pod Kasztanami. W dobie suszy browarnianej zdarzało mi się tam od czasu do czasu zaglądać. Bywali tam również naukowcy, lekarze, prawnicy, choć dominowali pracownicy fizyczni.

Kiedyś przy jednym ze stolików toczyła się burzliwa dyskusja o kłopotach z dostaniem mieszkania. Rozmawiali pracownicy naukowi uniwersytetu. I jednemu nagle się wyrwało: "Jacek, kur..., ja już nie mogę. Ta pier...ona biurokracja...". A tu nagle z sąsiedniego stolika zajętego przez malarzy pokojowych, widać to było po ubraniach, odzywa się oburzony bas: "Panie profesorze! Tak nie wypada. Profesor...". I naukowiec karnie przeprosił za to, że na chwilę przestał być wzorem przyzwoitości, także językowej, dla zebranych tam przedstawicieli innych zawodów.

I to właściwie mogłaby być puenta komentarza do słynnej rozmowy profesora ekonomii, stażysty m.in. Uniwersytetu Columbia i London School of Economics oraz prawnuka autora "Potopu". Ale to zbyt banalna puenta. Bo przecież rozmowa prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki i ministra Bartłomieja Sienkiewicza to nie pierwszy przypadek, że politycy swoje prawdziwe oblicze pokazują w nagraniach przygotowanych przez... No właśnie, przez kogo?

Na ogół przez swych nieprzyjaciół, pewnie politycznych. I po raz kolejny nie zadowala mnie tłumaczenie, że nie powinniśmy się gorszyć i słownictwem, i sprawami, którymi się zajmują, bo tak wygląda polityka od kuchni. No nie... Czyli co, godzimy się na to? W życiu! W każdym normalnym kraju po opublikowaniu takich nagrań polityk znika. A u nas? Różnie z tym bywa.

Z duetu Renata Beger i wiceprezes PiS Adam Lipiński nagranego w 2006 roku tylko posłanka ówczesnej Samoobrony już nie pojawia się się na salonach. Potem był Miro, Rysiu i Zbyszek, czyli afera hazardowa z 2010 roku, która z gry wykluczyła posła Zbigniewa Chlebowskiego, a była i początkiem końca Grzegorza Schetyny (niektórzy przypuszczają, że teraz to może być rewanż). Ale większość bohaterów ocalała.

Potem znów nagranie przed zjazdem regionalnym PO w Karpaczu, na których uaktywnił się między innymi poseł Michał Jaros, obiecujący co się da za głosy. Włos mu z głowy nie spadł. Co więcej, jest jednym z liderów partii na Dolnym Śląsku. Partii, która chce przez następne lata w koalicji z Rafałem Dutkiewiczem rządzić i Wrocławiem, i regionem. Boję się... Bo nagrania pokazują, w jaki sposób to się odbywa. Może boję się niepo-trzebnie. Żartownisie twierdzą, że w PO będzie rewolucja i pojawi się obostrzenie, że polityk tej partii tylko raz może skorumpować i raz dać się skorumpować. Koniec rozpasania. Nie sądziłem, że kiedyś zgodzę się z posłem PiS Joachimem Bru-dzińskim, który zapowiedział: "Czas popaprańców się kończy!". OK, pytanie tylko brzmi: to kto będzie rządził? Wszyscy już nagrani i zgrani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska