W czasie podsumowań, bali, plebiscytów. W naszym można głosować jeszcze przez tydzień, do 27 grudnia. I na sportowca roku, i na sportowca dekady. Każdy ma swoich kandydatów, bo przecież trudno zważyć mistrzostwo świata Mai Włoszczowskiej i mistrzostwo Europy Piotra Małachowskiego. Chociaż to dyskobol waży dwa razy więcej. Tak czy siak, bawić będą się u nas oboje. Zresztą u nas nie obowiązuje powiedzenie, że drugi to pierwszy przegrany. A tak przecież mawiają najwięksi w tym fachu.
Przed rokiem atak zimy sprawił, że na królową śniegu - nie żadną Kowalczyk, a Maję Włoszczowską w tym wypadku - trzeba było czekać wyjątkowo długo. Może tym razem wrocławskie towarzystwo odśnieżania miasta zapewni przynajmniej jakiś kulig miejskimi duktami. To by ułatwiło dotarcie. Chociaż ja akurat jestem w jednoosobowej grupce, która na naszych drogowców nie narzeka.
Zima paraliżuje wszędzie na świecie, gdzie występuje. W USA również, a oni przecież są we wszystkim najlepsi. Tak już jest i nie ma co ujadać. Wracając wszelako do zeszłorocznego balu. Wesoło było m.in. z powodu red. Bartka Czekańskiego. Otóż szykował się doń Bartolo na tyle pieczołowicie, że przy goleniu rozciął ucho. I za cholerę nie mógł z raną wygrać. W efekcie mięsne potrawy spożywał na krwisto, spędzając zresztą większość czasu w hotelowej toalecie. Na domiar złego zjawił się w pojedynkę, żona utknęła bowiem w jakimś paskudnym korku pod Wrocławiem, co było następstwem śnieżycy. Do sprawy podszedł jednak z charakterystycznym dla siebie dowcipem i dzień później miałem w skrzynce wiadomość takiej mniej więcej treści: "Wojtula, dzięki za bal, wyszło super, mimo że większość czasu spędziłem w toalecie. Była tam jednak plazma, więc całą ceremonię obejrzałem, a obsługa hotelowa donosiła co rusz waciki. Nie mogę tylko odżałować, że żony zabrakło. Z tego powodu krwawiło mi serce. I ucho". Taa, jak tęsknić za małżonką, to tylko całym sobą. I dobrze, Bartek, uważaj! Podobno najczęstszą przyczyną rozwodów są małżeństwa.
Ludzie sportu w ogóle lubią balować, nie zawsze zresztą potrzebne są im do tego bale. Swego czasu dał o sobie znać pewien mecenas dolnośląskiego sportu, który siła dobrego dla tutejszych dyscyplin uczynił. No więc biznesmen ten i kompani, w jednym z naszych górskich kurortów, całą noc wprowadzali element magiczny w szarą rzeczywistość. A to, jak powszechnie wiadomo, daje się nazajutrz mocno we znaki.
I tak też było w przypadku naszego bohatera. Kac ogromny, siwy dym, czarne chmury. Nad ranem biznesmena suszyło okrutnie, toteż wyruszył w poszukiwaniu czynnego sklepu. Jedno co znalazł to starą budkę telefoniczną, w niej zaś numer na policję i tabliczkę z napisem "w razie potrzeby zadzwoń". A że facet w potrzebie był jak najbardziej, to wykręcił numer, wszczynając karczemną awanturę - że to jaja jakieś, iż płynów nie może nawet uzupełnić. No i zorganizowano mu ponoć dwa browarki.
Wesołych świąt! A w razie potrzeby pukajcie lepiej do sąsiada. Albo sąsiadki.
Poczytaj o plebiscycie
Zagłosuj na najlepszego sportowca
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?