Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Udar zmienił go w kalekę, więc zamówił własne zabójstwo (REPORTAŻ)

Małgorzata Moczulska
fot. Marcin Osman
Był królem życia. Miał 35 lat, firmę i młodą kobietę. Udar mózgu zamienił go w kalekę. Zamiast się leczyć, szukał sposobu na śmierć, kogoś, kto go zabije. Znalazł. Za 5 tys. zł znajomy poderżnął mu gardło. Z litości?

Srał pies takiego Boga, który pastwi się nad ludźmi. Chcę skończyć te męczarnie, nie nadaję do chorowania, chcę normalnie żyć, a jestem udupiony. Znajdę sposób i eksmituję się z tego świata - pisał w jednym z SMS-ów do bliskich Tomasz. W innych prosił o załatwienie mu pistoletu, tabletek nasennych lub trucizny, która "szybko i bezboleśnie zakończy jego cierpienie".
Samobójstwo stało się jego obsesją, zamiast walczyć, rehabilitować, poddał się, a jedyną rzeczą, która zajmowała mu głowę,stało się szukanie sposobu na śmierć.

- A ja nie dziwię się, że on się załamał. Był młody, miał wszystko: pieniądze, własną firmę, nową, młodą kobietę i nagle wszystko się skończyło. On, król świata, stał się kaleką - mówi Arek. Przed tragedią często widywał Tomasza w jednym z barów w Kłodzku. Wyglądał fatalnie. Miał zniekształconą twarz, niewładną prawą rękę i nogę. Stawiał piwo wszystkim obecnym i przeklinał świat i swoje życie. Życie, które jak mówił, dla niego skończyło się w wieku 35 lat, 22 grudnia 2012 roku.

To było zwykły dzień. Tomasz pojechał do swojej firmy budowlanej w Kłodzku, potem był na zakupach po gwiazdkowe prezenty. Przygotowywał się do spędzenia świąt z 8-letnią córką. Wiedział, że nie będzie łatwo. Kilka miesięcy wcześniej poznał Violettę. Zakochał się, zupełnie stracił dla niej głowę. Wyprowadził się od żony i córki, i zamieszkał z kochanką w innej części miasta. W październiku złożył w sądzie papiery rozwodowe. Bliscy nie pochwalali jego decyzji, ale on był szczęśliwy, mimo że stresów mu nie brakowało.

Stracił przytomność po południu. Karetka na sygnale zawiozła go do szpitala. Diagnoza: wylew krwi i udar mózgu. Stan bardzo poważny. Operacja, potem kolejna. Kiedy odzyskał przytomność, okazało się, że ma niedowład prawej strony ciała, uszkodzony kręgosłup i czaszkę.

Dwa miesiące później wypisano go ze szpitala. Zamieszkał z rodzicami. Potrzebował kogoś, kto się nim zajmie, ubierze go, nakarmi, zawiezie na rehabilitację. Szybko okazało się, że Violettę ta nowa sytuacja przerosła. - Kilka tygodni po powrocie syna ze szpitala, zamiast opiekować się nim, zaczęła znikać, a kiedy raz poszła potańczyć do klubu i nie było jej całą noc, nie wytrzymałam i wyrzuciłam ją z naszego domu - zeznawała w sądzie pani Joanna. - Tomek nie protestował. Potem powiedział, że popełnił największy błąd życia, zostawiając żonę Agnieszkę - podkreślała.

23 marca 2012 roku w sądzie odbyła się rozprawa rozwodowa Tomasza i Agnieszki. Mimo że to on złożył papiery rozwodowe, wniósł o cofnięcie pozwu i prosił żonę, by się z nim nie rozstawała. Nie zgodziła się na to. Jej adwokat tłumaczył, że kobieta, mimo współczucia dla choroby męża, nie jest w stanie mu wybaczyć zdrad i upokorzeń. Rozwiedli się.

To dla Tomasza był kolejny cios. Załamał się zupełnie. Rodzice namówili go, by poszedł do psychologa, potem do psychiatry, ale wizyty nie pomagały. Przez kilka tygodni brał leki antydepresyjne, ale odstawił je twierdząc, że mu nie pomagają. Nie chciał się leczyć, bo w głowie miał już plan. Skończyć ze sobą. - Ciągle mówił, że strzeli sobie w łeb. Kiedy wychodziłam na zakupy i pytałam, co mu kupić, odpowiadał - pistolet. Początkowo byłam tym przerażona, ale potem przywykłam. Nie wiedziałam, że za moimi plecami próbuje naprawdę kupić broń - mówiła matka.

DALSZY CIĄG NA DRUGIEJ STRONIE - CZYTAJ

Tomasz całymi dniami przeglądał strony internetowe, szukając sposobów na samobójstwo, i fora związane z bronią. - Często spotykałem go w pizzerii na osiedlu. Kiedy pytałem co słychać, od razu pytał, czy nie znam kogoś, kto ma do sprzedania giwerę. O tym pistolecie mówił każdemu, kto się napatoczył - zeznawał Adam, znajomy z Kłodzka.

Szybko znaleźli się tacy, którzy wykorzystali tragedię Tomasza. Krzysztof na prośbę ofiary zobowiązał się, że znajdzie dla niego pistolet i zainkasował za to 1200 zł, inny znajomy obiecał pomoc za 500 zł. - Syn powiedział mi kiedyś w chwili załamania, że już kilka razy próbował się zabić, ale nie miał odwagi. Opowiadał, że był pod jakimś wieżowcem, by rzucić się stamtąd, ale miał przed oczami twarz córki Mai i wracał - wspominała matka mężczyzny. - Innym razem kupił linkę samochodową i chciał się powiesić, ale na szczęście byłam obok. Nie wiem, czy by to zrobił, ale ciągle o śmierci mówił.

Widząc, że rodzina coraz mocniej go pilnuje, a znajomi nie pomogą w samobójstwie, zmienił taktykę. Zaczął ogłaszać, podczas wizyt w barach, że szuka płatnego zabójcy, kogoś, kto za pieniądze go zabije. - Tak. Słyszałam to, ale nie traktowałam poważnie. Przecież w Kłodzku nie ma płatnych zabójców. Ze znajomymi stwierdziliśmy, że mu już całkiem odbiło. Dziś wiem, że on tym ciągłym gadaniem uśpił naszą czujność. Nikt nie traktował tego poważnie, a on naprawdę to planował - mówi Anna, koleżanka.

W czerwcu Tomasz po raz pierwszy spotkał się z Andrzejem. Znał go, bo mężczyzna był kilka miesięcy pracował w jego firmie. Wiedział, że wiele ma na sumieniu (był skazany za znęcanie się psychiczne nad rodziną), potrafi być brutalny i że potrzebuje pieniędzy. Zaproponował mu 5 tys. zł za to, że wykona na nim wyrok. - Było mi go szkoda, był strzępem człowieka. Płakał, że nie ma siły, żebym mu pomógł. Najpierw powiedziałem, żeby się puknął w głowę, ale on mnie ciągle męczył, tygodniami wydzwaniał i prosił, bym go zabił - zeznawał Andrzej O. Tomasz wszystko zaplanował. Chciał, by wyglądało to na zabójstwo, by córka dostała większe pieniądze z polisy. Instruował, jak ma dokonać zbrodni: ogłuszyć kamieniem, gdzie nie ma czaszki, a potem poderżnąć mu gardło i upozorować napad.

DALSZY CIĄG NA TRZECIEJ STRONIE - CZYTAJ

Andrzej miał długo się wahać, ale w końcu zgodził. Podkreślał, że dla niego była to eutanazja, zrobił coś strasznego, ale tylko dlatego, że ofiara go o to prosiła. Umówili się pod Małą Twierdzą w Kłodzku. - Kiedy tam przyszedłem, zapytałem kilka razy, czy jest pewien tego, co chce zrobić. Powiedział, że tak i wyciągnął z kieszeni pieniądze, na które się umówiliśmy - mówił Andrzej. - Ściągnął z głowy kolorową czapkę, by nie był widoczny i stanął na brzegu urwiska...

Następnego dnia kilkadziesiąt metrów niżej zakrwawione ciało Tomasza z poderżniętym gardłem znalazł przypadkowy przechodzień. Sekcja zwłok wykazała, że był trzeźwy, nie bronił się i zmarł z powodu wykrwawienia. Kilka dni później policja zatrzymała Andrzeja O. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa, Żądał 25 lat pozbawienia wolności. Na tak surowy wymiar kary nie zgodził się w maju tego roku sąd. Jak uzasadniał sędzia Maciej Jedliński, wpływ na to miała przede wszystkim motywacja oskarżonego. - To ofiara nalegała i prosiła skazanego, by ten odebrał jej życie. To ofiara zaproponowała, kiedy skazany miał opory, że za to zabójstwo zapłaci. Nie możemy traktować tak samo kogoś, kto zabija z motywacji zasługującej na potępienie, jak np. zazdrość czy chciwość, z kimś, kto zabił, bo współczuł, kto zabił na życzenie - tłumaczył Maciej Jedliński z Sądu Okręgowego w Świdnicy.

Dodawał, że mimo to nie można tu mówić o zabójstwie eutanazyjnym, a kara nie mogła być niższa, bo oskarżony pozbawił życia człowieka i to w sposób okrutny: kopał go, bił i poderżnął mu gardło. - Andrzej O. z jednej strony przyznaje, że to, co zrobił, było złe, wyraża żal, tłumaczy swoje motywy, ale nie można zapominać, że zaraz po tym, jak dokonał tej okrutnej zbrodni, zachowywał się, jakby nic złego się nie stało. Zabrał dziecko na pizzę, a nazajutrz za pieniądze, które dał mu za zabójstwo denat, kupił telewizor - wyliczał sędzia.

Podczas jednej z rozpraw żona Andrzeja O. zeznała: - Nie przypominam sobie, by był kiedykolwiek czuły na ludzką krzywdę. Pamiętam za to, jak kilka razy groził mi, że z zawodu jest rzeźnikiem i poderżnięcie gardła takiej świni jak ja to dla niego nie problem.

Wyrok chcą zaskarżyć obie strony.

***

W komputerze Tomasza policjanci znaleźli list do byłej żony. "Agnieszko, skoro to czytasz, to znaczy, że mnie już nie ma na tym świecie. Przepraszam za krzywdę, jaką ci wyrządziłem. Kocham Was, ale ta choroba mnie zniszczyła. Jedna trzecia firmy jest Mai, wszystkie moje oszczędności też oddaje mojej kochanej pszczółce".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Udar zmienił go w kalekę, więc zamówił własne zabójstwo (REPORTAŻ) - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska