Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk na właściwej ścieżce. Mila: Zrzuciłem 10 kg, przemyślałem parę spraw. Dziękuję [FILM]

Jakub Guder
Po takim meczu aż żal, że kończy się liga. Wrocławianie w ostatniej kolejce T-Mobile Ekstraklasy rozbili Koronę Kielce i udowodnili, że ich kibice mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość.

To spotkanie pokazało, że Tadeusz Pawłowski ma szkielet drużyny i to nawet wtedy, jeśli z Wrocławia wyjadą Marian Kelemen, Przemysław Kaźmierczak, Adam Kokoszka i Dalibor Stevanović, który podobno ma intratną ofertę z Kazachstanu. WKS grał w Kielcach swobodnie, ofensywnie, różnorodnie. Wyglądał tak, jak zapowiadał zaraz po przyjściu szkoleniowiec. W tej chwili spokojnie już można wyobrazić sobie drużynę bez zawodników, którym kończą się umowy. Trzema interwencjami w drugiej połowie Wojciech Pawłowski pokazał, że nawet po dwuletniej przerwie w grze o stawkę nie zapomniał, jak się broni. Coraz lepiej wyglądają Flavio Paixao czy Mateusz Machaj, a jeśli wspomnimy równą, dobrą formę Mariusza Pawelca, to nie będzie boleć nawet strata Kokoszki.

W Kielcach znów klasę pokazał Marco Paixao. Jego przyszłość to w tej chwili chyba największa zagwostka dla działaczy z Oporowskiej, ale raczej nie będą kruszyć kopii, jeśli na biurku pojawi się konkretna oferta za Portugalczyka.

- Czy będę grał w Śląsku w przyszłym sezonie? Nie wiem. Liga się skończyła i teraz wszystko zależy od agenta i od prezesa klubu. Władze Śląska wiedzą, czego chcę, przedstawiłem swoje oczekiwania już jakiś czas temu. Teraz przyszedł czas, by na spokojnie usiąść i zastanowić się, jak będzie to wszystko wyglądało w praktyce. Ja wyjeżdżam na wakacje i czekam na decyzje zarządu - mówi sam zainteresowany.

Gola wreszcie doczekał się Sebastian Mila, dla którego nie był to łatwy sezon. - Chciałem się w końcu przełamać i wreszcie strzelić bramkę. Dla mnie sezon był bardzo trudny, miałem wiele perypetii, ale z drugiej jego części jestem bardzo zadowolony. Uważam, że to były moje najlepsze mecze, od kiedy przyszedłem do Śląska, a to całe zamieszanie wokół mnie tylko mi pomogło. Chciałem podziękować wszystkim tym, dzięki którym musiałem zrzucić parę kilo i przemyśleć kilka rzeczy - stwierdził szczerze Mila przed kamerą klubowej telewizji.

- Początek sezonu mieliśmy bardzo obiecujący. Później coś się zatarło. Trener nie potrafił do nas dotrzeć. Do tego dochodziły perypetie związane z klubem i ogromne zaległości finansowe. Później przyszedł trener Pawłowski, pensje były płacone regularnie - to wszystko wpłynęło na poprawę naszej gry. Wiem, że to jest drażliwy temat, ale stabilność finansowa w klubie jest potrzebna, bo wtedy piłkarze myślą tylko o grze, a nie o tym, czy już wpłynęła pensja. Będę się upierał, że to jest kluczowe - analizował całą sytuację.

- Najbliższe plany? Nie przytyć (śmiech). Włożyłem dużo pracy w to, żeby zrzucić 10 kg. Z pewnością gdzieś się zaszyję, żebym miał trochę spokoju. Zabiorę oczywiście rodzinę, bo ona też wiele przeżyła w tej rundzie - zakończył były kapitan WKS-u.
Dziękować Mila powinien w dużej mierze trenerowi Pawłowskiemu, który nie tylko poprawił grę drużyny (Śląsk nie przegrał w grupie spadkowej żadnego meczu i aż pięć wygrał), ale przede wszystkim okazał się dobrym psychologiem. To on najpierw wstrząsnął zespołem i samym "Milowym", zmieniając kapitana, a potem wskrzesił pomocnika. Jeśli tak wszystko będzie się układać jesienią, to mamy wrażenie, że będziemy mieli sporą pociechę z WKS-u.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska