Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pacjentom w kolejkach puszczają nerwy. Rzucają się z pięściami na lekarzy

Agata Wojciechowska
Podczas weekendów SOR przy ul. Borowskiej przyjmuje średnio 150 pacjentów i około 50  karetek. Dlatego tyle czekamy
Podczas weekendów SOR przy ul. Borowskiej przyjmuje średnio 150 pacjentów i około 50 karetek. Dlatego tyle czekamy Tomasz Hołod
Wrocławskie SOR-y są źle zorganizowane, więc trzeba czekać. Gdy kolejka jest długa, pacjentom puszczają nerwy. Plują, klną, obrażają lekarzy, a nawet rzucają się do bicia.

To nie wina pacjentów, że trzeba godzinami czekać na przyjęcie przez lekarza na szpitalnych oddziałach ratunkowych. Ludzie szukają tam pomocy, bo przez lata nauczyli się, że od tego właśnie jest pogotowie. Jeżeli na SOR-ach są wielogodzinne kolejki, to znaczy, że zatrudniono tam zbyt mało lekarzy. Trzeba to zmienić, a nie pomstować na pacjentów, którzy "z byle czym do SOR-ów przychodzą, zamiast iść do przychodni" - jak skarżą się od kilku lat medycy. Bo to nie pacjenci są dla lekarzy i pielęgniarek, ale służba zdrowia dla ludzi.

Czytaj też: Nowym banknotem nie zapłacisz za parking w centrum handlowym

To właśnie z powodu zdenerwowania i frustracji zbyt długo czekających na przyjęcie pacjentów doszło w sobotę do scysji w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Borowskiej. Ochroniarz jest oskarżany o szarpanie się z kobietą towarzyszącą pacjentce oddziału ratunkowego. Na razie, do czasu wyjaśniania sprawy, mężczyzna nie będzie pełnił dyżurów w placówce przy ul. Borowskiej.

Jako jedyni widzieliśmy nagranie z monitoringu. Film nie potwierdził zeznań świadków, m.in. pani Natalii, twierdzących, że ochroniarz chwycił kobietę za szyję i celowo powalił na podłogę. Jednak kilka sekund zdarzenia było zasłoniętych przed okiem kamery przez drzwi do jednego z gabinetów. Jak się dowiedzieliśmy, kobieta była kilkakrotnie proszona przez lekarzy o opuszczenie tej części SOR, w której mają prawo znajdować się jedynie chorzy. Nie posłuchała.

O sprawie pisaliśmy w tekście: Awantura w kolejce do szpitala. Ochroniarz przewrócił pacjentkę na podłogę [FILM]

Nerwowa atmosfera udzieliła się innym pacjentom. Dlatego lekarze wezwali ochronę. Kobieta nie słuchała też zaleceń ochroniarza.
Sprawę wyjaśnia policja, wezwana przez pacjentów po incydencie.

Czy ochroniarze są potrzebni w szpitalach? Lekarze i pielęgniarki bez wahania mówią, że tak. Dzięki nim czują się pewniej i bezpieczniej. - Byłem już wielokrotnie opluty. Mniej więcej raz w miesiącu agresywna osoba rzuca się na mnie z pięściami. Najczęściej to ludzie pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Osoby czekające na przyjęcie zwykle grożą mi sądem. Straciłem już rachubę, ile razy słyszałem: "Pożałuje pan, że nie przyjął mnie pan od ręki" - mówi nam anonimowo lekarz mający dyżury na SOR we wrocławskim szpitalu.

CZYTAJ DALEJ: Ochrona w szpitalach musi interweniować, szczególnie w weekendy
O tym, że chorzy, którzy sami przyjeżdżają na SOR, muszą czekać kilka godzin, wie każdy. - Mój mąż gra amatorsko w koszykówkę, więc kontuzje "łapie" wieczorami - mówi wrocławianka Maria Bączyńska. Ze złamanym nosem na SOR przy ul. Kamieńskiego czekał 5 godzin, ze skręconą kostką (myśleliśmy, że jest złamana) - 6 godzin. Byliśmy zniecierpliwieni - dodaje

Jak się okazuje, ochrona w szpitalach musi interweniować, szczególnie w weekendy. Odkąd zlikwidowano izby wytrzeźwień, pijane osoby są przywożone karetkami. Jak informuje Małgorzata Tobiś, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu, często się zdarza, że pracownicy SOR-u są brutalnie atakowani przez pacjentów. Pobite pielęgniarki i lekarze są na zwolnieniach.

- Sam padłem ofiarą pacjenta, który był pod wpływem alkoholu i zachowywał się agresywnie. Nie mogłem go nawet zbadać, bo mężczyzna uderzył mnie w głowę, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić - mówi dr Krzysztof Dudek, kierownik Szpitalnego Oddziału Ratunkowego USK przy ul. Borowskiej. Od początku roku na tamtejszym SOR-ze doszło do kilkudziesięciu incydentów z udziałem agresywnych osób: 14 wymagało interwencji ochrony (szpital sporządził raporty), w 8 przypadkach wzywano policję.

Zakres działań ochrony różni się w zależności od szpitala. W USK jest patrol interwencyjny złożony z ochroniarzy, którzy mogą użyć siły wobec pacjentów. W szpitalach przy ul. Kamieńskiego i Traugutta mają ochroniarzy na miejscu, ale w sytuacji zagrożenia wzywają patrol interwencyjny. W 4. Szpitalu Wojskowym przy ul. Weigla ochroniarze są przy wjeździe na parking. Gdy pacjent jest agresywny, wzywana jest policja. Z tej możliwości korzystają też inne szpitale.

Przeczytaj: Kamienice przy Pułaskiego nie zostaną wyburzone? Konserwator sprawdza, czy nie są zabytkiem

Jak zaradzić agresji? Usprawnić komunikację. - Źle tolerujemy niepewność. Jeśli chodzi o dobro limitowane, w tym przypadku szybkie dostanie się do lekarza, stajemy się agresywni - mówi Izabela Pawłowska, psycholog zdrowia ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. - Warto informować osoby na SOR-ach o okresie oczekiwania, np. "Będzie pan czekał około 5 godzin, ale jak przyjedzie karetka, ten czas się wydłuży". Można też zastosować selekcję, np. na chorych, rodziny i osoby czekające na wypis.

Fundusze dla SOR-ów są regulowane ustawowo. Nie można samodzielnie zwiększyć finansowania, by zmniejszyć kolejki, np. dzięki zatrudnieniu większej liczby lekarzy. - Na podstawie przepisów lekarzowi przysługuje ochrona na takich samych zasadach, jak funkcjonariuszowi publicznemu - wyjaśnia Marcin Zmórzyński, prawnik z kancelarii Koksztys. To oznacza, że za napaść na niego grożą agresorom surowsze kary.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pacjentom w kolejkach puszczają nerwy. Rzucają się z pięściami na lekarzy - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska