Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długodystansowcy w samorządzie

Sylwia Królikowska
Zbigniew Łopusiewicz jest burmistrzem Stronia Śląskiego nieprzerwanie od 1994 roku
Zbigniew Łopusiewicz jest burmistrzem Stronia Śląskiego nieprzerwanie od 1994 roku Dariusz Gdesz
Ich żony spokojnie mogą powiedzieć, że mąż jest z zawodu burmistrzem albo wójtem. Bo właśnie tym zajmują się od kilkunastu lat. Jaką mają receptę na długowieczność w samorządzie? Pisze o tym Sylwia Królikowska

Dużo pewności siebie, czasem trochę bezczelności, siła przebicia, pomysłowość i równie często spryt. To kilka cech, które pozwalają na długowieczność w samorządzie. Ale i te same cechy mogą zgubić. Dlatego, jak dodają złośliwi, w trakcie kadencji warto obsadzić "swoimi" ludźmi wszystkie możliwe spółki. Wtedy ci, z wdzięczności, nie dadzą przegrać wyborów, choćby w swoim interesie. Ale i to nie zawsze się sprawdza. Bo, jak mówi nieoficjalnie jeden z szefów dolnośląskiej gminy, w polityce nikomu nie można ufać do końca, bo to może zgubić.

- A jak umiesz liczyć, to licz na siebie, choć pozory trzeba sprawiać takie, że wszystkich dookoła kochasz i chcesz im pomóc - mówi.

A ostatnie wybory okazały się rewolucyjne, jeżeli chodzi o gminy, w których od nastu lat rządzili ci sami. Choć byli niemal pewni wygranej, wyborcy dali im pstryczka w nos. Jednych całkiem odsunęli od władzy, innym zafundowali dogrywkę i nie wszyscy wyszli z niej z tarczą.

Dotąd rekordzistą w piastowaniu stanowiska wójta gminy był Andrzej Chmielewski z Czarnego Boru. Niewielką gminą w powiecie wałbrzyskim rządził od dwudziestu lat. Znają go chyba wszyscy, zwłaszcza że Chmielewski od ludzi nie stroni. Można go spotkać niemal na każdym koncercie w filharmonii, spektaklu w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Tym bardziej szokiem dla wielu było, że ostatnie wybory przegrał. Teraz wybiera się na emeryturę. Akurat w tym roku skończył 65 lat. Jeszcze niedawno sam przyznawał, że rządzi się coraz trudniej.

- Najłatwiejsza była pierwsza kadencja. Panował pełen entuzjazm, wszyscy chcieli coś zrobić. Najważniejsza była dyskusja, a nie ciągła walka - wspominał. I narzekał, że dziś samorządowcy, zwłaszcza w małych miejscowościach, czują się jak w akwarium, z którego przez szybę widać wielki świat, ale nie da się do niego sięgnąć.

- Wiadomo: biurokracja, papiery, urzędnicy z Warszawy - oceniał.

Wielu mieszkańców nie może się przyzwyczaić do nowej sytuacji, bo dla nich Chmielewski równa się Czarny Bór i odwrotnie. Inni natomiast twierdzą, że podmuch świeżości był już w gminie potrzebny.

Murem za swoim wójtem przy urnie do głosowania stanęli mieszkańcy Zawoni pod Trzebnicą. Andrzej Faraniec, wójt miejscowości, będzie rządził kolejne cztery lata. Wygrał wybory w pierwszej turze, zdobywając poparcie ponad 80 procent wyborców. Ani Faraniec, ani Chmielewski nie należą do żadnej partii. - Choć przez tych 20 lat wiele razy politycy do mnie dzwonili, na przykład namawiając na start w wyborach do Sejmu - mówi Faraniec. Chmielewski dodaje: - Ja takie propozycje zawsze kwituję krótko: wójt ma pracować dla ludzi, a nie dla partii.

Jacek Majewski, politolog, przyznaje jednak, że w wielu miejscowościach wygrywają ci, którzy już wcześniej rządzili.

- Często po prostu wybieramy znane zło, ale zdarza się oczywiście, że dotychczasowy wójt świetnie się sprawdza na swoim stanowisku - mówi. Jak dodaje, jak nawet sukcesów wielkich nie odnosi, to jeżeli niczym poważnym się nie splamił, to to już wielu mieszkańcom wystarczy, by na niego znów zagłosować.
- W małych miejscowościach ma też znaczenie to, jakim człowiekiem wójt albo burmistrz jest prywatnie. To jest ważne w tych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają. Jak na fotel startuje tzw. swój chłop, to ma większe szanse - dodaje Majewski.

I dlatego wielu długodystansowców na stanowiskach zostało. Tak jak inny rekordzista - Zbigniew Łopusiewicz, który jest burmistrzem Stronia Śląskiego nieprzerwanie od 1994 roku. Doskonale pamięta swoje początki.

- Zaczynałem, gdy budżet gminy wynosił 5 mln zł. Niewiele wówczas można było zrobić. Teraz to 30 mln zł i możliwości są zupełnie inne - podkreśla. Dodaje też, że czuje się gospodarzem gminy do tego stopnia, że przez tych kilkanaście lat nigdy nie miał wątpliwości, czy startować w kolejnych wyborach samorządowych.

- Nigdy nie kusiły mnie funkcje w powiecie, województwie, nigdy nie myślałem też o starcie w wyborach parlamentarnych. Tu na miejscu jest jeszcze tyle do zrobienia. Chciałbym dokończyć to, co zacząłem - podkreśla Łopusiewicz.

A zrobił w Stroniu naprawdę bardzo wiele. Miasteczko żyjące z huty szkła kryształowego, kopalni marmurów i gospodarki leśnej w ciągu kilku lat zamieniło się w atrakcyjny ośrodek turystyczny i sportowy. Likwidowane były miejsca pracy, ale zaraz powstawały nowe. Turystyka to dzisiaj główny kierunek rozwoju gminy, a mieszkańcy doceniają pracę swojego burmistrza, wybierając go zdecydowaną większością głosów na kolejną kadencję. Choć, jak przyznają niektórzy, charakter ma niełatwy: bezkompromisowy, stanowczy.

Łopusiewicz nie ukrywa, że momentów trudnych w pracy było do tej pory bardzo wiele. Choćby powódź w 1997 roku, która wyrządziła mnóstwo zniszczeń.

- Dziś wyraźnie odczuwamy zastój w sprzedaży nieruchomości, co blokuje nam plany inwestycyjne i możliwość ubiegania się o dotacje unijne. Mam jednak nadzieję, że dobra passa wróci - podkreśla. Zapowiada jednak, że jest to jego ostatnia kadencja, po której będzie mógł odejść na emeryturę. Podkreśla też, że swój sukces w dużym stopniu zawdzięcza rodzinie.

- Wybaczała mi nieobecność w ważnych dla nas momentach, ale też była wyrozumiała, gdy przynosiłem problemy z pracy do domu. Zawsze jednak mogłem liczyć na wsparcie najbliższych - zaznacza burmistrz Łopusiewicz. Dodaje też, że rodzina bardzo pomaga mu w służbowych obowiązkach. Zwłaszcza wnuczka Wiktoria, która przynosi mu informacje o zniszczonych ławkach, dziurach w chodniku czy innych ważnych sprawach w mieście.

Natomiast Andrzej Laszkiewicz, burmistrz Mieroszowa, uważa, że bycie fair wobec ludzi to najlepszy sposób na to, żeby chcieli znów zaufać. Będzie rządził trzecią kadencję.

- Prostym sposobem na długowieczność w samorządzie jest to, że staram się przede wszystkim przedstawiać realny program - mówi Laszkiewicz. Twierdzi, że nie lubi dwulicowości. Zawsze mówi ludziom prawdę, nawet jeśli jest brutalna i trudna.

- Kiedy po prostu wiem, że czegoś nie da się zrobić, to mówię to wprost. Myślę, że to jest wymowne i ludzie to cenią - wyjaśnia.

Współpraca: WEN

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska